sobota, 13 lipca 2013

Rozdział XIII

W tamtej chwili grom uderzył w moje serce i zdałam sobie sprawę jak wiele wyrzeczeń kosztowało Patryka podjęcie tej decyzji. Po przeszczepie życie moje, ani jego nie będzie takie samo. Ortopeda przestrzegał mnie, że poprzez ciągłe kontuzje stawu skokowego nie będę mogła dawać na treningach sto procent moich sił, a teraz wiem, że jakiekolwiek treningi są zupełnie niemożliwe. Przez ostatni dwa miesiące spełniłam wiele swoich marzeń, lecz to dotyczące mojej kariery zawodowej nie mogę już zrealizowane. Nie sugeruje się tutaj własnym dobrem, po prostu wiem, że Patryk nie oddał mi swojej nerki bym mogła szaleć i na każdym kroku wystawiać na próbę moją wytrzymałość fizyczną.
Gdy wybudziłam się z narkozy nie był on jedynym chłopakiem, który siedział przy moim szpitalnym łóżku. Był tam również Bartek. Chłopak, który nie odegrał w moim życiu dużej roli, lecz mimo wszystko widząc jego ciemne, bursztynowe oczy, które uśmiechały się do mnie życzliwiej, wiedziałam, że jest to człowiek, który na zawsze znajdzie miejsce w moim sercu. Na stoliku stojącym obok łóżka zauważyłam bukiecik fiołków, jeden z tych, które przystrajały wnętrza kawiarni rodziców chłopaka. Przypomniały mi one południe, które spędziliśmy wspólnie, gdy dowiedziałam się, że Patryk, ten którego tak mocno pokochałam okłamał mnie i złamał moje serce.
- Bartek, nawet nie wiesz jak bardzo chciałam Cię zobaczyć. - Przywitałam się serdecznie. Mój głos był ciężki i zachrypnięty.
- Już się obudziłaś, tak pięknie wyglądasz podczas snu. - Uśmiechnął się, łapiąc mnie za rękę. Zauważyłam w tedy Patryka, który chodził nerwowo po pokoju za założonymi rękoma.
- Pić, chcę mi się... pić. - Próbowałam chwycić odruchowo szklankę wody zazwyczaj stojącą na szafce nocnej.
- Nie, nie.. - Dotknął moją drugą dłoń i wstał powoli. Po czym wziął drewniany patyczek owinięty bawełnianym materiałem i ówcześnie zanurzając go w wodzie pokropił moje popękane wargi. - Powinno pomóc, przykro mi, ale nie mogę Ci na chwilę obecną nic podać.
Uśmiechnęłam się w podziękowaniu, gdy do pokoju weszła pielęgniarka, ta sama, która przyprowadziła mnie z samochodu Kurka do szpitala. Nakazała ona wrócić Patrykowi do łóżka, tłumacząc, że zaraz po operacji powinien na siebie uważać. Ten po wysłuchaniu jej ostrzeżeń, na temat "co może mu grozić, gdy zaraz stąd nie wyjdzie" spojrzał na mnie swoimi zimnymi i rozgniewanymi oczami, po czym opuścił pomieszczenie. Pielęgniarka wychodząc za nim jedynie uśmiechnęła się do Bartka i pomachała przyjaźnie, gdy zauważyła, że powoli wybudzam się z narkozy.
Spojrzałam na chłopaka nie rozumiejąc jej zachowania.
- Mój tata jest lekarzem, a niegdyś dyrektorem tej placówki. - Wyjaśnił, widząc moją zdumioną minę.
Spoglądaliśmy tak na siebie w ciszy. Nie wiem o czym w tedy myślałam, byłam zła, nie wiedziałam, dlaczego Patryk patrzy na mnie takim wzrokiem. Chciałam wykrzyczeć mu jak bardzo martwiłam się o niego, gdy wyjechał bez pożegnania, pragnęłam powiedzieć mu, że go kocham.
- Nie przejmuj się Patrykiem. - Rzucił Bartek, gdy tylko zauważył moją zatroskaną minę. - Po prostu dowiedział się, że niestety nie jestem twoim chłopakiem.
- Powiedziałeś mu? - Zapytałam podpierając się na łokciach.
- Owszem, zaraz po tym jak się wybudził. Nie ukrywam był trochę zły, lecz poczułem, że rzucił z siebie ogromny ciężar. - Odpowiedział, przytrzymując coraz mocniej moją dłoń. - Natalia - podniósł wzroku, który dotąd skupiony był na moich dłoniach. - Przepraszam Cię.
- Ale nie rozumiem, za co mnie przepraszasz? Dziękuje Ci, sama już dawno powinnam powiedzieć mu prawdę.
Wytłumaczyłam, lecz zaraz po tym Bartek uniósł nade mną swoją twarz i pocałował mnie delikatnie w usta. Był to czuły, subtelny pocałunek, lecz trwał on wieczność. Czułam, że nie chcę on bym wyczuła w nim namiętność, a jednocześnie robił wszystko by ten moment trwał jak najdłużej.
- Kocham Cię Natalia. - Wyznał patrząc mi głęboko w oczy. - Pokochałem Cię, od momentu, gdy pierwszy raz Cię zobaczyłem, lecz wiedziałem, że twoje serce należy już do kogoś innego. - Zamilknął. - Pokochałem Cię, choć znałem Cię tylko jeden dzień i wiesz, dzięki Tobie zrozumiałem co to jest miłość od pierwszego wejrzenia.
- Ale Bartek, wiesz, że ja... - Urwałam powstrzymując ręką łzy, które próbowały wylać się z moich oczu. Nie mogłam powiedzieć, że go nie kocham, nie chciałam go zranić, jest za dobrym człowiekiem bym mogła to zrobić.
- Nie kończ. Kocham Cię i wiem, że zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa. Bez względu na to czy z nim, czy ze mną. - Wstał, zdejmując z szyi srebrny łańcuszek z zawieszonym niewielkim granatowym kamieniem, po czym położył mi go na dłoni i zacisnął ją mocno.
Tego dnia ostatni raz widziałam Bartka, nigdy więcej nie odezwał się do mnie, nie napisał, ani nie zadzwonił. Jego rodzice powiedzieli mi, że wyjechał, a jego powrót do kraju jest mało prawdopodobny.

Pół roku później, Warszawa, Złote Tarasy.
- Książka ta na pewno nie powstałaby, gdyby nie współpraca naszych przyjaciół. - Igła zerknął w naszą stronę, pokazując nam, abyśmy wyszli za kotar i przedstawili się zebranym kibicom. - Natalia, jest autorką artykułów, dzięki Patrykowi zaś możemy oglądać te interesujące fotografie. No cóż, dzieciaki dziękuje za prace jaką włożyliście w ten projekt i mam nadzieje, że to nie ostatnie dzieło jakie wspólnie stworzyliśmy. Brawoo! - Wykrzyczał i nagle usłyszeliśmy głośny aplauz. Krzysiek wręczył Patrykowi mikrofon i zachęcił by ten zabrał głos, co zrobił z mało niechęcią.
- Nie wiem czy mogę coś dodać, Krzysiek chyba powiedział wszystko co dotyczyłoby tego projektu. Tak na prawdę to my, ja z Natalią - złapał moją rękę i przyciągnął mnie ku sobie - powinniśmy podziękować chłopakom z reprezentacji, że w ogóle zechcieli z nami współpracować. My spełniliśmy nasze marzenia, dlatego mamy nadzieje, że środki pozyskane ze sprzedaży tej książki wspomogą fundacje Herosi, by ta mogła spełnić marzenia swoich podopiecznych. Natalia? - Przekazał mi pałeczkę.
- Kiedy Michał podszedł do mnie po treningu - uśmiechnęłam się w stronę Kubiaka. -nie podejrzewałam, że moje losy potoczą się w ten sposób. Praca nad tym projektem była dla mnie zaszczytem, rozmowa z tymi wszystkimi zawodnikami, nie potrafię wyrazić tego słowami, staję tu i widzę blask w oczach tych dzieci i wiem, że efekt naszej pracy zadowoli nie tylko kibiców, lecz również te małe istoty. I to im należą się ogromne brawa!

- Jeszcze raz chcielibyśmy Wam podziękować. - Patryk ujął mnie w pasie i rzekł w stronę chłopaków. - Dzięki Wam jesteśmy razem. - Uśmiechnął się po czym pocałował mnie w czoło.
- Niech ten dzień nie wygląda jak ostatnie pożegnanie! Spotkamy się i to jeszcze nie raz! Poza tym mam pomysł na jeszcze jeden projekt, dlatego ja na waszym miejscu nie składał takich deklaracji. - Rzekł Igła, po czym każdy z nas wybuchł śmiechem.


KONIEC.
Wiem, cieszycie się :) Ja też! A raczej tym, że nie uśmierciłam nikogo, jak to planowałam zrobić!

A już teraz zapraszam Was na http://la-luz-del-dia.blogspot.com/ .

czwartek, 20 czerwca 2013

Rozdział XII.

Gdy dowiedziałam się, że reprezentacja USA, pokonała Brazylię w ostatnim meczu fazy zasadniczej Ligi Światowej byłam tak uszczęśliwiona tym wynikiem, że aż lekarz nie mógł uwierzyć, że tak szybko dochodzę do siebie. Były to jednak wyłącznie stwarzane przeze mnie pozory, wyniki badań nadal były jedną wielką zagadną z którą żaden specjalista nie mógł się uporać. Ja jednak robiłam wszystko by wrócić do domu. Obce miasto, towarzystwo i klimat nie był moim wymarzonym miejscem przeznaczonym na leczenie. Z jednej strony nie miałam siły na podróż, kilkugodzinną podróż do Polski, wiedziałam jednak, że stałam się dla chłopaków problemem z powodu którego nie mogą wrócić do kraju. W dzień wylotu więc poprosiłam lekarza o wypis, obiecując, że stawię się na wizytę u mojego lekarza rodzinnego. Spakowałam wszystkie rzeczy, które przez te zaledwie kilka dni skolekcjonowałam wokół szpitalnego łóżka i zamówiłam taksówkę do hotelu. Na miejscu odebrałam klucz do pokoju z chęcią niepostrzeżonego spakowania się nim reprezentacja skończy zjeść śniadanie. Zatrzymałam się jedynie na moment przy drzwiach jadalni, gdy usłyszałam słowa Piotrka, w pomieszczeniu panowała sympatyczna atmosfera, którą udało mu się zaburzyć.
- Kiedy jedziemy po Natalie? - Zapytał przerywając śmiech Ignaczaka. - Chyba wraca z nami do Polski?
- Owszem wraca. Spójrz tylko w lewo. - Zerknął na mnie.
- Natalia! Jesteś taka odpowiedzialna, naprawdę. - Złapał się znacząco za czoło. - Oby tak dalej...
- Skąd wiedzieliście, że tu jestem? - Spytałam podniesionym głosem. - Przecież dopiero przyjechałam.
- Tak się składa, że ja również dopiero po Ciebie pojechałem, a Ciebie nie było. - Usłyszałam ostry głos Bartka, który stanął za mną. - Nawet nie wiesz ile masz szczęścia, że nie przyjechałem kwadrans wcześniej. Zaraz po przylocie wracasz do szpitala. - Spojrzał w stroną libero. - Krzysiek musimy porozmawiać. - Po czym oddalili się w stronę pokoi.

W dalszej kolejności nie obyło się bez ostrzeżeń, zakazów i porad. Nie chciałam tego słuchać, nauczyłam się na pamięć, że moje zdrowie jest najważniejsze, a dzień zwłoki nie robi żadnego znaczenia. W tym celu jak najszybciej uciekłam do swojego lokum. Nie wiedziałam Patryka od kilku dni nie miałam z nim żadnego kontaktu. Chciałam z nim porozmawiać, wyjaśnić mu te wszystkie nieporozumienia, powiedzieć, że z Wojewódzkim łączy mnie tylko przyjaźń.

- Patryk już wyjechał? - Usłyszałam głos Ignaczaka, który dobiegał za uchylonych drzwi pokoju Kurka.
- Tak w tej sytuacji nie ma innego wyboru. Zaskoczył mnie tym, że się zgodził, wręcz sam zaproponował pomoc. Już od dawna sądziłem, że nie jest jej obojętny, lecz nawet nie brałem pod uwagi takiego obrotu sprawy. - Bartek usiadł na łóżku, wpatrując się we własne dłonie. - Boję się, że może mu się coś stać, nie mówiąc o Natalii.. kurde polubiłem te dzieciaki..
- Czy ona nie powinna wracać w tej sytuacji.... - Przyjmujący musiał zauważyć niedomknięte drzwi, bowiem wstał energicznym ruchem po czym zamknął je nim Krzysiek skończył zdanie.

Patryk, Patryk gdzie on jest? Pobiegłam szybko do pokoju. Wyrzuciłam z walizki większość spakowanych ówcześnie rzeczy by dogrzebać się do komórki. Jest! Wydarłam ją niezdarnie z pokrowca wykręcając numer chłopaka. Boję się, że może mu się coś stać. Pierwszy sygnał, nic. Drugi, nic. I tak samo trzeci, czwarty, piąty i poczta.

Patryk, możesz powiedzieć mi to cholery co się dzieje? Podobno wróciłeś już do Polski, odezwij się do mnie. Cześć. Aaa i.. trzymaj się. 

Usiadam bezwładnie na podłodze, zakrywając twarz rękoma. Czemu nikt nie chcę powiedzieć mi o co chodzi? Łzy poleciały mi gwałtownie po policzku. Usłyszałam dzwonek sygnalizujący otrzymanie wiadomości.

Nic się nie dzieje. Musiałem wrócić wcześniej. 
Wyjaśnię Ci to wszystko jutro. Nie martw się, Patryk.

Wstałam leniwie i włożyłam porozrzucane ubrania do torby. Wszystkie moje gesty były czysto mechaniczne. Nadal w głowie dźwięczały mi słowa Bartka. Nie chciałam jednak o tym myśleć, pragnęłam przede wszystkim jak najszybciej znaleźć się przy Patryku. Mieć pewność, że nic mu nie jest.
Godzina wylotu nadeszła bardzo szybko, pewnie dlatego, ponieważ cały ten czas spędziłam w łóżku. Byłam senna, jednak nie mogłam usnąć, w pokoju było za ciepło, miałam duszności ponad to od przyjazdu ze szpitala nie miałam niczego w ustach.
- Natalia? - Usłyszałam szept Piotrka.
- Tak? - Odpowiedziałam słabym głosem.
- Napij się to Ci pomoże. - Podał mi butelkę mineralnej wody. Mimo, że wyglądała, jakby była "czysta", bez problemu odkręciłam korek. Spojrzałam pytająco na środkowego, jednak ten zadowolił się niewinnym uśmiechem. Zaraz po tym zapadłam w głęboki sen.
Ocknęłam się dopiero na lotnisku Reymonta w Łodzi. Leżałam na tylnym siedzeniu samochodu, którego kierowcą był Bartek. Byłam połamana i obolała. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w łóżku, na tym które stoi w moim pokoju. Przyjmujący zerknął na mnie z smutną miną. gdy tylko spostrzegł, że wyrwałam się z objęć snu.
- Mieszkam w przeciwnym końcu miasta. - Odkaszlnęłam by mój głos stał się wyraźniejszy. - Bartek, gdzie my jedziemy? Coś się stało Patrykowi? Musimy mu pomóc, prawda? - Ponaglałam go, gdy tylko zauważyłam, że ignoruje moje pytania.
- Zaraz będziemy na miejscu, bądź cierpliwa. - Nacisnął pedał gazu, koncentrując swoją uwagę tylko i wyłączenie na jezdni.

Instytut Centrum Matki Polki w Łodzi.
- Bartek, dlaczego tu przejechaliśmy? - Zapytałam, gdy tylko znaleźliśmy się na obszarze Instytutu. Jednak nim otrzymałam odpowiedź na moje pytanie zjawiła się jedna z dyżurujących pielęgniarek, prosząc mnie bym usiadła na wózku. Powoli wjechaliśmy do budynku. Panował tam harmider i chaos, wielu małych pacjentów czekało na swoją konsultacje. Równym rokiem zaraz za nami szedł Bartek od czasu do czasu zadając rutynowe pytania pracownicy. Na końcu korytarza otworzyły się duże, przestronne, szklane drzwi. Jak się okazało znajdowała się za nimi mała, biała sala w której prócz biurka i kilkunastu niebieskich, czerwonych i zielonych segregatorów znajdowała się niska blondynka, ubrana w blady fartuch lekarski.
- Aniu mogłabyś podać mi kartkę Natalii Kwiatkowskiej? - Odezwała się oddziałowa pielęgniarek, ta która odebrała mnie sprzed ośrodka.
- Tak, proszę. Sala numer dwadzieścia jeden. - Podała jej szpitalną kartę leczenia, a ta zaś wzięła ją i przekierowała mój wózek z powrotem w stronę holu, by znów wejść przez kolejne drzwi już prowadzące do wskazanej wcześniej sali.
- Zaraz zawołam lekarza, Natalio tu masz swoją piżamę. - Wskazała na poskładane w kostkę ubrania. - Przebierz się proszę w tym czasie. - Dodała po czym zniknęła za drzwiami.
- Bartek, teraz masz mi to wszystko wyjaśnić! - Krzyknęłam, energicznym ruchem podnosząc się z wózka. Czego następstwem był zawrót głowy, jednak starałam się ukryć moje złe samopoczucie. Ten usiadł na łóżku, spoglądając mi w oczy. - Czeka Cię przeszczep nerki, a dawcą będzie Patryk. - Wypowiedział jednym tchem, a następnie wstał i wyszedł z pomieszczenia. - Przebierz się. - Dodał zamykając drzwi. 

sobota, 25 maja 2013

Rozdział XI.

Modena jest pięknym miasteczkiem leżącym na północy Włoch. Obszar ten charakteryzuje się mroźnymi zimami i upalnym latem, czego skutek mieliśmy przyjemność poznać już podczas pierwszych dni naszego pobytu. Wysokie temperatury w połączeniu z dużym wysiłkiem fizycznym były dla naszych organizmów  bardzo męczące. Treningi chłopaków odbywały się w hali sportowej włoskiego męskiego klubu siatkarskiego Pallavolo Modena - Pala Casa. Codziennie chodząc ulicami miasta mieliśmy przyjemność spotykać naszych rodaków, którzy spędzają wakacje w tym malowniczym miejscu, czy też mieszkają tu na stałe.
- Przykro mi Bartek, ale musisz się przyzwyczaić do takiego klimatu. - Uśmiechnął się Kubiak, gdy tylko zobaczył Kurka wycierającego krople potu z czoła. Od przyszłego sezonu ligowego nasz jeden z podstawowych przyjmujących miał zasilić szeregi najlepszego włoskiego klubu Lube Banca Macerata.
- Macerata leży w klimacie śródziemnomorskim, lato tam nie jest aż tak upalne jak tu. - Odrzekł podirytowany wsuwając na nos przyciemniane okulary.
- Oj rzeczywiście, i zima nie jest tak mroźna, jak to bywa w Rosji. - Zaśmiał się Ignaczak, wyliczając na co Bartek odpowiedział zimnym spojrzeniem.
- Koniec gadania! Idziemy teraz do katedry Il Duomo. - Przerwał Możdżonek, którego nos nadal pozostawał przysłonięty mapą miasteczka. - Następnie wybierzemy dzwonnice Ghirlandina, a jeśli się pośpieszymy trafimy jeszcze na plac miejski Piazza Grande. - Spojrzał na nas entuzjastycznie, jednak nasza reakcja nie była tą, której oczekiwał.
- A może tak Hotel Principe? - Doszedł moich pleców głos Patryka, a pozostali spojrzeli wymownie w stronę kapitana.

Hotel Principe był równie malowniczym ośrodkiem co Spała. Otoczony był parkiem krajobrazowym z najróżniejszymi gatunkami roślin i zwierząt. Atmosfera panująca na zewnątrz była najlepszym lekarstwem na ból i zmęczenie. Niestety klimat ten nie wpływał kojąco na moje samopoczucie. Czułam się osłabiona i wyczerpana. Najmniejszy wysiłek był dla mnie porównywalny z najcięższą pracą. Jednocześnie zmuszona byłam do oglądania Patryka i jego mało wymownych spojrzeń, czynów i gestów.
- Natalia powinnaś iść do lekarza, ewentualnie do kogoś z naszego sztabu. - Rozpoczął swoje kazanie Piotrek, gdy tylko usiadłam do stołu by skosztować choćby płowe przygotowanych na nim potraw.
- Naprawdę czuję się już lepiej. - Odparłam z wzrokiem spuszczonym na małej bułce mlecznej, którą zamierzałam spożyć.
- Ale naprawdę nie wyglądasz. - Zerknął w stronę Patryka. - Zaprowadzisz po kolacji koleżankę do lekarza? - Spotkałam ostre spojrzenie Bartka skierowane na Ignaczaka, lecz ten zerkał na chłopaka.
- Taaak. - Jęknął speszony, po czym odkaszlnął. - Nie ma sprawy. - Tym razem jego głos był stanowczy.

- Natalia poczekaj! - Usłyszałam Patryka, który biegł długim korytarzem w moją stronę. - No zaczekaj na mnie! Mieliśmy iść do lekarza! - Krzyknął, gdy tylko otworzyłam drzwi pokoju.
- Czuję się już dobrze. - Odrzekłam po czym pośpiesznym krokiem weszłam do łazienki zatrzaskując drzwi. Chłopak walił w nie mocno pięściami, lecz gdy ucichł usłyszałam słaby szept.
- Coś się stało?
Nie odpowiedziałam mu. Oparłam się o umywalkę i odkręciłam kran, by zagłuszyć dźwięk zwracania bułki. Czułam się okropnie. Nie jadłam. Nie piłam. Spojrzałam w lustro. Byłam blada, może lekko żółta, przede wszystkim odwodniona. nie do życia.
- Natalia, wiesz... ja wiem, że Cię zraniłem. Wiem, że nie jestem bez winy. Z Moniką zerwałem, gdy tylko poznałem Cię w Spale. Tylko ona... ona nie mogła się z tym pogodzić. Dzwoniła do mnie, wypytywała o mnie moich rodziców. Miałem jej w pewnym momencie dosyć, chciałem powiedzieć, że to definitywny koniec. Właśnie w tedy tutaj przyjechałem, chciałem jej to wszystko wyjaśnić, powiedzieć, że nie mamy
szans, coś się wypaliło. Z resztą nasza miłość już od samego początku spisana była na straty. Nasze matki się przyjaźnią i to one były prekursorem tego związku. Monika nawet mnie zrozumiała. Wtedy w parku powiedziałem jej, że kogoś poznałem i... wiesz jak wyglądało to dalej. - Odetchnął głęboko, po czym dodał.
- Tamtego dnia, gdy spotkaliśmy się we czwórkę na ulicy, wracaliśmy właśnie od naszych matek. Wyjaśniliśmy im, że nie ma sensu ciągnąć tego dalej. Gdy powiedziałaś mi, że kogoś masz nie uwierzyłem Ci. Sam nie wiem z jakiego powodu. Z jeden strony byłaś bardzo przekonująca, lecz z drugiej byłem pewny, że nie mogłabyś zranić drugiej osoby, osoby którą kochasz. Teraz sam nie wiem co mam myśleć.
Zapadła cisza, jedynie w mojej głowie toczyła się wojna. Chciałam powiedzieć mu, że nie jestem z Bartkiem, nic mnie z nim nie łączy. Jednak w tej chwili, jakby na złość moja podświadomość przypomniała mi pana Wojewódzkiego, mojego przyjaciela pana Wojewódzkiego. Przepłukałam usta zimną wodą i podeszłam do drzwi, słyszałam równy oddech Patryka. Odtworzyłam je, siedział oparty o prostopadle padającą ścianę
do drzwi.
- Patryk, ja nie. - W tej samej chwili twarz chłopaka zniknęła ze ciemną, ponurą mgłą, a moje ciało bezwładnie upadło na podłogę.

- Doktorze co jej dolega? - Usłyszałam cichy szept, to był Kurek.
Leżałam na małym, niewygodnym szpitalnym łóżku. Pomieszczenie to było białe, puste wręcz przytłaczające. Czułam ostry ból głowy, gdy dotknęłam skroni wyczułam przylepiony plaster. No tak, widocznie uderzyłam o futrynę drzwi. Usłyszałam odpowiedz lekarza.
- Rozumiem Pan nie jest kimś z rodziny? - Jego głos był surowy, lecz jednocześnie pełen szacunku. Lekarz był Polakiem, jak się okazało jednym z wielu pracujących w tym szpitalu.
- Nie do końca, lecz aktualnie jest ona pod naszą opieką. - Odrzekł. - Doktorze?
- Pacjentka ma problemy z nerkami, podejrzewamy Kłębuszkowe zapalenie nerek. Aktualnie podłączona jest do dializatora. Przeprowadziliśmy podstawowe badania, obecność biała, erytrocytów i wałeczków w moczu może być objawem kłębuszkowego zapalenia nerek. Czekamy na wyniki badań krwi, ponadto wykonamy USG, by wykluczyć inne choroby nerek.
- Czy to jednoznaczna diagnoza?
- Badania te nie gwarantują nam, że mamy racje, dlatego przeprowadzimy biopsję, która określi typ zapalenia.
- Biopsję? To coś poważnego?
- Nie. Zbadamy fragment nerki różnymi technikami mikroskopowymi. Pomoże nam do określić tym choroby, jak i dokładnie potwierdzi naszą diagnozę.
- Jak będzie wyglądało leczenie?
- Zależy czy będzie to zapalenie ostre, czy przewlekłe. Zaczniemy leczyć nadciśnienie tętnicze, a także kontrolować skład moczu i krwi. W najgorszym wypadku, jeśli czynność nerek się pogorszy zastosujemy leczenie immunosupresyjne, lecz proszę być dobrej myśli. - Poklepał dynamicznie Bartka po ramieniu.
- Mogę tu zostać? - Zapytał.
- Tak, tylko proszę pamiętać, że jest osłabiona. Jej układ odpornościowy jest w naprawdę kiepskim stanie, ponad to potrzebuje jeszcze trochę snu. - Uśmiechnął się ponuro po czym wyszedł z sali.
- Śpiąca już się obudziła? Jak się czujesz? - Zapytał Bartek, gdy tylko zauważył, że się ocknęłam.
- Wyśmienicie. - Uśmiechnęłam się ironicznie. - Długo spałam?
- Jakąś niecałą dobę.
- Dobę? Niemożliwe.
- A jednak. Już mamy wieczór, kolejny. Pojutrze wracamy, odpoczniesz we własnym łóżku. - Jego usta przybrały pogodny grymas, na co odpowiedziałam tym samym.
- A więc kłębuszkowe? Cóż, lecz co z moimi problemami z żołądkiem?
- Żołądkiem?
- Tak, miałam niestrawność. Widocznie zatrułam się czymś na lotnisku. - Przymknęłam ciężkie powieki.
- Dobrze, odpocznij, wpadniemy po rannym treningu. - Pożegnał się, a  następnie odszedł machając pogodnie ręką.

Nazajutrz obudziłam się cała połamana, spałam długo, a mrowienie mojego ciała sugerowało, że za długo. Było wczesne popołudnie, zegar wiszący na ścianie wskazywał godzinę jedenastą , usłyszałam ciche pukanie, gdy do środka wszedł Bartek z Piotrkiem.
- No cześć. Wyglądasz trochę lepiej, niezłego stracha nam napędziłaś. - Rozpoczął środkowy. - Przynieśliśmy Ci trochę owoców, lekarz powiedział, że musisz jeść lekkie rzeczy. - Uśmiechnął się wskazując na siatkę z zakupami.
- Dzięki. Czy jutro będę mogła wrócić z Wami do domu? - Zapytałam zdruzgotana, nie chciałam spędzić tu ani dnia dłużej.
- Jeśli poczujesz się lepiej lekarz zgodzi się na przewiezienie Cię do Polski, tylko...
- Tylko? - Przerwałam Bartkowi, gdy tylko ton jego głosu stawał się bardziej przygnębiony.
- Lekarz nie jest pewny diagnozy. Prawdopodobnie to niewydolność nerek, jeśli to stan przewlekły wypuszczą Cię dziś do domu, lecz jeśli ostry zostaniesz tu na dłużej, dla własnego bezpieczeństwa. - Dokończył.
- Chcę wrócić, za wszelką cenę. - Rzekłam pewnie, wręcz akcentując każde słow. - I wrócę. - Dodałam szeptem, gdy do sali wszedł lekarz wraz z dwoma pielęgniarkami, jedna z nich podała mu kopertę. Po obejrzeniu jej zawartości powiedział.
- Cóż, nerki zaczynają coraz lepiej pracować. Jeszcze jutro przeprowadzimy kilka badań, jeśli wszystko będzie dobrze wypuścimy się do domu. Tylko obiecaj, gdy tylko wrócisz do Polski udasz się do szpitala!
- Tak, tak oczywiście. My tego dopilnujemy! - Obiecał Bartek, kontynuując rozmowę z lekarzem.

Spotkanie chłopaków z Włochami musiałam oglądać na laptopie, męcząc się z zacinającymi się transmisjami. Mecz ten był na wysokim, wyrównanym poziomie, jednak nie mogliśmy przełożyć gry na wynik. Po pierwszych dwóch seta podopieczni Anastasiego przegrywali z "makaronami" do zera. Był to ostatni moment na przeprowadzenie zmian. Na boisku pojawił się Jarosz, Ruciak i Drzyzga zmieniając losy spotkania. Wyrównaliśmy dorobek punktowy w trzeciej odsłonie, by następnie doprowadzić do tie-break'a. Ostatecznie czekała nas kolejna powtórka z Pucharu Świata z 2011r, wygraliśmy bowiem 3:2.

***
Trochę mnie nie było, prawda? Cóż, mamy maj, koniec maja za czym idzie mam pełne ręce roboty. Pogoda zaczęła przybierać wiosenną aurę, lecz aktualnie wyjechała na przedwczesne wakacje. Śmiało mogę powiedzieć, że nie będę poświęcała zbyt dużo wolnego czasu na naukę. Dam małą swobodę osobą, które zaczynają się uczyć, czy jak kto woli 'wyciągać'. Kolejnym symptomem mówiącym nam, że lato tuż, tuż jest SEZON REPREZENTACYJNY! Tak kochani, mamy już wszyscy biało-czerwone serca! Nie powiem, jest mi piekielnie przykro, że nie mogę jechać na choćby jeden mecz w tym sezonie. Strasznie liczyłam na spotkanie z Brazylią w Atlasie, ale jak zawsze nie wyszło z tego nic specjalnego. Dlatego też wielkim łukiem omijam choćby najmniejsze informacje dotyczące tego dnia. Oby nam się poszczęściło! Trzymajmy mocno kciuki! Nie zapominając o drużynie z Kielc, która walczy w final four LM piłkarzy ręcznych! Jesteśmy z wami! :))

Wracając do rozdziału. Trochę losy potoczyły się niezgodnie z moimi zamierzeniami. Miałam taki kaprys i liczę, że nie zepsuje on całego sensu tej historii. Dodatkowo chciałam pobawić się w Cejrowskiego i Dr. House. Jak oceniacie efekt?

sobota, 4 maja 2013

Rozdział X


Mam na imię Natalia. Mam szesnaście lat. Jestem jedną z istot stworzoną do popełniania błędów. Kocham oraz wykonuje podstawowe potrzeby fizjologiczne. Moją osobę otacza błona, która mnie ochrania. Niestety nie jest to osierdzie czy opłucna. To kłamstwo. Dużo perfidnych kłamstw.

Deszczowy letni dzień. Kap, kropla toruje drogę na moim policzku, po czym bezwładnie spada w dół. Siedzę sama, czując się równie opuszczona. Kap, płynie kolejna kropla. Podkulam nogi, obejmując je rękoma, spoglądam w niebo, czekając na kolejne, przyjemne uderzenie. Za horyzontu wschodzi słońce, przecięte cudowną tęczą, uśmiecham się w jej stroną, popijając kolejny łyk gorącej herbaty. Mogłabym spędzić na tej werandzie cały dzień, nie zaważając na zgiełk miasta.
- Natalia! Na miłość boską! Wchodź do domu! Będziesz chora i nigdzie nie pojedziesz! – Dobiegł do mnie wrzask zdenerwowanej matki. – Ale to już!
Odkładam kubek na parapet i wstaje leniwie. Ostatnia rzeczą na jaką mam ochotę, jest wyjazd. Wyjazd z człowiekiem od którego mam ochotę odpocząć, odetchnąć.
- No chodź! Na Boga, Natalia! – Ponagla mnie, coraz bardziej surowym głosem.
- Dobrze.. – Spoglądam po raz ostatni na słonce, po czym odwracam się i kieruje prosto w stronę schodów, do mojego pokoju.
- Nie moja droga.
- Tak? – Spoglądam rozkojarzona w jej smutne, przygnębione oczy. A może to tylko odbicie moje wyrazu?
- Kochanie, nie wiem o co chodzi. Nie chcesz jechać? A może źle się czujesz? – Podchodzi do mnie i gładzi po moim mokry od deszczu policzek.
- Nie mamo. Jestem po prostu zmęczona podróżą. Pójdę się przespać, ubrania mam już spakowane. Dobranoc. - Nie czekając na odpowiedź zamykam drzwi pokoju i kładę się bezwładnie na łóżku. Jeszcze nigdy nie byłam tak przygnębiona cudzym zachowaniem. Jeszcze nigdy nikt, nie zranił mnie swoim niezdecydowaniem, tajemniczością. Brnę w ten teatr, coraz bardziej gubiąc własne zdanie, coraz mnie zważając na uczucia. Zakładam maskę, dwunastoletniej księżniczki, która nie potrafi w prost wyrazić swoich uczuć. Boję się odrzucenia? Zataczam błędne koło czując, że wciągam w nie bliskie mi osoby.

Hotel Casino, Łódź. Patryk
Słyszę ciche, lecz stanowcze pukanie do drzwi. Wstaję i otwieram je.
- Bartek. Cześć. – Zaskoczony witam siatkarza.
- Patryk, musimy porozmawiać. – Odpowiada wchodząc do pomieszczenia.
- Siadaj. – Zbieram pośpiesznie ciuchy z nieposłanego łóżka. – Napijesz się czegoś?
- Nie, chodź tutaj. Chciałem pogadać o Natalii. – Odparł stanowczym głosem, gdy usiadłem kontynuował. – Pokłóciliście się. Nie wiem o co poszło i chcę wtrącać się w wasze sprawy. Ale pamiętaj, że ona jest jeszcze dzieckiem i to my bierzemy za nią odpowiedzialność.
- Nie, Bartek, nie gadaj bzdur. My nic.. – Wstaje, nerwowo przeczesując włosy rękoma. – Wpadłem w spore bagno i niestety nie zdążyłem wyplątać się z niego, nim Natalia.. – Usiadłem, chowając głowę w dłoniach.
- Chyba nie zrobiłeś czegoś jeszcze głupszego! -  Krzyknął.
- Nie! Traktujesz mnie jak ostatniego zbrodniarza. Po prostu.. – Odetchnąłem by wziąć się w garść. – Natalia uważa mnie za skończonego idiotę ponieważ chciałem zbliżyć się do niej, nie zważając na fakt, że mam dziewczyną. – Wyrecytowałem jednym tchem.
- Sam sobie zasłużyłeś. No ale..
- Moment! – Przerwałem mu. – Ona też mnie okłamała. Oboje nie jesteśmy bez winy. Tylko ona uważa, że jest kimś ponad innych, nie będę teraz wokół niej skakać. Nasz drogi również szybo się spotkały jaki rozeszły. Trudno, a teraz chciałbym Cię przeprosić. – Odtworzyłem drzwi, a on nic nie mówiąc wyszedł z pokoju.

Natalia.
Następny dzień był również pochmurny co poprzedni. Wczesnym rankiem wyruszyliśmy w podróż do Warszawy. Mimo zmęczenia, wszyscy byli w dobrych humorach. Droga, która nas czekała nie należało do najdłuższych, lecz mimo wszystko stwierdziłam, że lepiej będzie spędzić ją śpiąc.
Gdy dotarliśmy na miejsce, Kuba uszczypnął mnie lekko w ramie, by oznajmić, że skończył się czas mojego leniuchowania. Staliśmy przed Okęciem, a chwile później czekaliśmy na odprawę. W samolocie zajęłam miejsce obok Bartka. Włożyłam słuchawki na uszy by się odprężyć i w spokoju przeżyć pierwszy mój lot. Ocknęłam się dopiero w chwili wylądowania samolotu. Nie wiem skąd wzięło się takie zmęczenie w moim organizmie. Mimo tego, że przespałam kilkanaście godzin, nadal byłam wyczerpana, do tego moje złe samopoczucie znalazło sobie kompankę, ostrą migrenę.
- Coś się stało? Jesteś całkiem blada. – Usłyszałam zaniepokojony głos Kubiaka.
- Nie. – Starałam się by na mojej twarzy zagościł uśmiech. – Wiesz, to mój pierwszy lot samolotem. – Dodałam łapiąc swoją torbę podręczną.
- Oj znam to. – Wtrącił się Bartek, a ja spojrzałam na niego dziękując bezgłośnie. – Chodźmy już.

Czekała nas kolejna podróż. Zaczynam rozumieć chłopaków, takie wycieczki kosztowały więcej energii niż trzygodzinne treningi. Całkowicie zignorowałam towarzyszący mi ból głowy, skupiłam się na podziwianiu miasta. Od zawsze chciałam zamieszkać we Włoszech, spędzić tu przynajmniej kilka dni. Moje marzenie się spełniło. Do tego jestem tu z ludźmi dla których coś znaczę i… i z Patrykiem.
Widok hotelowego łóżka był dla mnie zbawieniem, lekarstwem na przeszywający mnie ból. Rzuciłam się na nie wyczerpana, a niedługo potem zasnęłam.
Ocknęłam się, gdy słyszałam otwierające się drzwi. Odskoczyłam przestraszona zerkając w ich stronę. Patryk.
- Przepraszam. Nie chciałem Cię przestraszyć. – Powiedział odkładając na szafkę nocną tacę ze śniadaniem. – Jest już dosyć późno, a Ty nie schodziłaś na dół, więc postanowiłem, że sam przyjdę. Znaczy przyniosę Ci coś do jedzenia. – Odkaszlnął zdenerwowany.
Podziękowałam kiwając głową. Nie mogłam wykrztusić z siebie słowa. Sam jego widok zapierał mi dech w piersiach. Był zupełnie innym człowiekiem niż w tedy, w parku. Jego oczy były zatroskane i zaniepokojone zarazem. Niesforne jasne, jeszcze mokre włosy otuliły jego policzek.
- No tak.. – Rozejrzał się nerwowo po pokoju. – Widzę, że się nie rozpakowałaś.. pomóc Ci?
- Tak, ale potem.. – Spojrzałam na niego. – Chciałabym iść po prysznic.
- Masz racje.. – Odpowiedział po czym odwrócił się w stronę drzwi. – Jakbyś potrzebowała pomocy, mów. – Uśmiechnął się delikatnie.
- Patryk! – Krzyknęłam lekko, instyktowanie podchodząc do niego. – Nie chcę, żebyśmy w naszym towarzystwie czuli się mały dyskomfort. Myślałam, że wyjaśniliśmy sobie całą tą sytuacje.
- Natalia, nie chcę żebyśmy zostali przyjaciółmi. – Odpowiedział, a jego oczy stały się ciężkie i smutne. Nim zdążyłam się odezwać zbiegał już po schodach w stronę recepcji.
Ja też nie chcę.

**
Nie, nie napiszę, że jest to krótki rozdział. Pisałam go dłużej niż jakiekolwiek inne do tej pory. Ale w ramę zadośćuczynienia, chciałbym zamieścić fragment książki, którą studiuję aktualnie. Serdecznie polecam: Intruz - Stephenie Meyer. Tak, wiem, że jest to powieść, której ekranizacja „wchodzi” właśnie do kin. Lecz zanim ktoś wybierze się do cinemy zapraszam do przeczytanie tej książki. Dzięki temu zyskamy małe porównanie, a nasza wyobraźnia będzie mogła trochę popracować. Ta historia udowodniła mi czym jest człowieczeństwo i czy należy kierować się uczuciami, a może jednak przynależnością? Pozdrawiam.

PS. Wiem, że moje wypowiedzi to czyste monologi, lecz podczas wakacji postaram się ubarwić tą stronę dodając moje własne recenzje książek. Po cichu liczę, że do tego czasu ten blog zyska małe grono czytelników.

„Przez wszystkie te tysiąclecia ludziom nie udało się rozgryźć zagadki, jaką jest miłość. Na ile jest sprawą ciała, a na ile umysłu? Ile w niej przypadku, a ile przeznaczenia? Dlaczego związki doskonałe się rozpadają, a te pozornie niemożliwe trwają w najlepsze? Ludzie nie znaleźli odpowiedzi na te pytania i ja też ich nie znam. Miłość po prostu jest, albo jej nie ma. Mój żywiciel kochał żywiciela Curta i ta miłość przetrwała nawet wtedy, gdy umysły właścicieli zmieniły właścicieli”.
                                                                                                                                  ~  Intruz.

sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział IX.

Jasne wytarte dżinsy, czarny rozciągnięty koszulek i adidasy marki Nike, świat nie zostanie podbity przeze mnie w tym stroju, lecz na pewno nie idę na spotkanie z takim też nastawieniem. Przyklejam subtelny uśmiech i wchodzę do Importante, wybieram stolik znajdujący się w bezpiecznej odległości od baru, a jednocześnie w zacisznym kącie pomieszczenie. Siadam wygodnie na krześle i zamawiam szklankę lekko gazowanej wody. Dostrzegam na ścianie blado czerwony zegar z czarnymi wysuniętymi wskazówkami, dochodziła 16. Jeszcze nigdy nie byłam tak zestresowana. Fakt jeszcze nigdy nie zaprosiłam chłopaka do kawiarni, tak do kawiarni, nie na randkę.
- O czym tak myślisz? Nie chciałbym Ci przeszkadzać. – Stał za mną Bartek z lekko niesfornie roztrzepanymi kasztanowymi włosami i radosnym grymasem.
Cudo.
- Zastanawiam się co wspólnego ma Hiszpania.. – Rozejrzałam się wokoło i upiłam łyk napoju. – Ze stylem retro.
- Zamiłowanie mojego ojca kuchnią tego kraju i gusta mojej matki. – Uniósł obojętnie ramiona. – Może to nie mój styl, ale jest całkiem sympatycznie.
- A więc to kawiarnia Twoich rodziców. – Stwierdzałam, dokładnie obejmując wzrokiem każdy detal wystroju. Panowały tu berze z kolorowymi akcentami, wazonami, kasetami i geometrycznymi kształtami. Niebieskie, zielone i czerwone pasy przechodziły przez jedną ze ścian, optycznie powiększając pomieszczenie. Na stolikach położone były małe doniczki ze żółtymi stokrotkami, a dopełnienie i znużenie atmosfery gwarantowała cicha i smętna muzyka uchodząca z odtwarzacza.
- Owszem, od niespełna siedmiu lat. Ale nie mniemam nie spotkaliśmy się tu by rozmawiać o zainteresowaniach moich stworzycieli. – Uśmiechnął się, ściskając wilgotne wargi.
- Tak, masz rację. – Chwyciłam torbę wiszącą na oparciu krzesła. Po czym wyjęłam z niej granatową teczkę. – Proszę. – Podałam ją z radosnym grymasem.
- Ciekawe, no cóż lepiej bym tego w słowa nie ujął. – Odparł po dłuższej chwili, oddając skoroszyt. – Na początku nie sądziłem, że naprawdę pracujesz dla Igły. Sam nie wiem dlaczego. – Dodał, zaglądając głęboko w moje tęczówki.
- Ale już wierzysz? – Upiłam ostatni już łyk nektaru.
- Tak. A jeśli to kłamstwo, to sporo musiałaś się napracować, żeby mnie poderwać. – Na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech.
- Przejrzałeś mnie. – Odpowiedziałam spuszczając ponuro głowę, na co wybuchł donośnym śmiechem. – Chyba powinnam niedługo uciekać.
- Już? – Uśmiech ulotnił się w jednej chwili.
- O 20 wyjeżdżamy. – Wyjąkałam.
- Do Włoch, tak?
- Najpierw wracam do Łodzi, do domu. Potem jedziemy do Warszawy, a następnie na Okęcie. – Rozluźniłam napięcie delikatnym uśmieszkiem.
- A więc jesteś z centrum. Cóż, nie chciałbym zakończyć naszej znajomości na jeden randce. – Wyciągnął dłoń w moim kierunku, równocześnie wstając energicznie. – No to chodźmy.
- Może moje pytanie będzie nie na miejscu, ale gdzie? – Zapytałam nieśmiało.
- Na randkę, drugą randkę. Cóż po dwóch nasza znajomość, choć krótka może nie zakończy się dzisiaj.
Wyszliśmy z kawiarni kierując się w stronę parku. Bartek mocno ujął moją dłoń przybliżając mnie delikatnie do siebie. Szliśmy wolnym krokiem zerkając na siebie, bez słów w rytm delikatnych podmuchów wiatru, patrząc w niebo i obojętnie mijając przechodniów.
- Sądziłem, że przedstawisz mi swojego lubego po powrocie z Italii. – Te słowa jeszcze długo odbijały się echem w mojej głowie. – Patryk. – Jęknęłam odwracając się w jego stronę.
Stał tam, tak po prostu w podwiniętych ciemnych dżinsach i błękitnym podkoszulku. Nie był sam, jak pies do swojego pana przywarta była do niego Monika. Miała na sobie pudrowe bryczesy i obcisły biały podkoszulek, wyglądała jak modelka, wycięta z taniego magazynu mody. Tego feralnego wieczora w parku, była swoją słabszą kopią, zranioną i przygnębioną. Gdy tylko mnie zobaczył, złapał agresywnie swoją towarzyszkę za rękę. Podobnie postąpił Bartek, jednakże jego dotyk był delikatny i czuły. Odpowiedziałam na jego uwagę oschłym, pozbawionym wyrazu uśmiechem, po czym skierowałam wzrok na Wojewódzkiego, niestety nie spotkałam jego tęczówek, zatopione były ona w Patryku i jego ironicznym uśmiechu.
- Przepraszam, jakiś problem? – Zapytał po chwili Bartek ignorując jego pierwszą uwagę. – Jesteśmy spóźnieni.
- Tak, chciałbym porozmawiać z moją koleżanką, coś w tym złego? – Puścił jej dłoń i przybliżył się do chłopaka tak, jakby zaraz mieli między sobą nawiązać bójkę.
- Natalia? – Zerknął w moją stronę z pytającym grymasem.
- Nie, Bartek chodźmy. – Odparłam, chowając się za moim towarzyszem. – Nie mamy czasu, a my porozmawiamy wieczorem. – Dodałam wskazując na Patryka, a następnie odwróciliśmy się w poprzednim kierunku. Zdążyłam zauważyć zburzoną mimikę twarzy fotografa i wyraz Moniki mówiący „Jak to porozmawiamy wieczorem?”.

Kontynuowaliśmy nasz spacer, jakby ten incydent nie miał miejsca. Spoglądaliśmy na siebie z ukosa, lecz i tak nasze zachowanie przypominało przechadzką dwojga niemych znajomych. Tylko co ja tak naprawdę o nim wiedziałam? Ojciec fanatyk hiszpańskiej kuchni i matka posiadająca dość dobry gust, jeśli chodzi o wystroje wnętrz. Wpadłam w błędne koło, lecz za wszelką cenę chciałam się z niego wydostać.
- Bartek, powinniśmy porozmawiać. – Odchrząknęłam, by ton mojego głosu nabrał mocniejszego wyrazu. – Usiądźmy, proszę.
Skierowaliśmy się jednej z ławek, znajdujących się pośród wrzosów. I znów nastała ta krępująca, dźwięczna cisza.
- Przepraszam. – Wyjąkałam.
- Nie rozumiem za co. Znamy się zaledwie od dwóch dni, nie powinnaś mi ufać, tym bardziej zdradzać własnych sekretów. Rzekomo ten chłopak był Twoich kolegą, zapewne znacie się przez naszych reprezentantów, tego jestem pewien, widziałem go w Spodku. Poza tym uważa mnie za twojego chłopaka i nie zaprzeczę, ale nie przeszkadza mi to. – Odetchnął, kończąc wypowiedź słodkim uśmiechem.
- Dziękuje. – Wstałam i złożyłam na jego policzku niezobowiązujący pocałunek, po czym oddaliłam się w stronę hotelu.

Gdy dotarłam na miejsce i zauważyłam rozwścieczoną minę Marcina, zdałam sobie sprawę jak długo błądziłam po mieście. Przesłałam mu jedynie błagalne spojrzenie i pobiegłam do pokoju by się odświeżyć przed podróżą oraz zabrać swój bagaż. Nie zajęło mi to zbyt dużo czasu, byłam zbyt zmęczona by poświęcić na to niepotrzebne minuty.
Wsiadając do autobusu zauważyłam Patryka, który jak zawsze siedział na swoim miejscu, tym znajdującym się obok mnie.
- Bartek! – Zatrzymałam Kurka, który akurat wchodził do autobusu. – Siedzisz sam? – Kiwną potwierdzająco głową. – Będziesz spał? – Powtórzył ges. – No to się posuń, idę do ciebie.
- Nie ma sprawy. – Odpowiedział zabierając torbę z siedzenia. – Pokłuliście się? No wiesz z Patrykiem?
- Nie, po prostu.. on strasznie chrapie. – Skłamałam zerkając wraz z Kurasiem w jego stronę. Niestety nie nikło to jego uwadze. Spojrzał na mnie z żalem, a mnie ogarnęła fala poczucia winy.
Mam swojego Grey’a i jego pięćdziesiąt twarzy.

***
Piękna jest ta piosenka, prawda?

piątek, 19 kwietnia 2013

Rozdział VIII


- No mów, no! – Ponagliłam go niemalże krzykiem.
- Widziałem Cię w parku. – Odrzekł opanowanym, spokojnym głosem. – Ta osoba która ze mną była to Monika i fakt, do pewnego czasu była moją dziewczyną..
– Nie! Nie chcę wiedzieć kto to jest! – Znów krzyknęłam, lecz on i tak zachował kamienną twarz. - Chcę tylko wiedzieć… - Urwałam, zerkając na swoje splecione palce u rąk. – Patryk.. mimo tego co się stało.. ja nie chcę, żebyś… masz kogoś i ja to rozumiem, to co stało się w Atlasie nie powinno się stać.. i to też rozumiem. Naprawdę nie chcę, żebyś mi się tłumaczył ze swojego związku, nie jesteśmy i nie byliśmy parą.
- Daj mi to wyjaśnić. – A jego oczy w końcu przyodziały się w uczucia, ból i smutek. – Proszę.
- Nie. Ty masz kogoś ii ja… ja też mam chłopaka. – Skłamałam ukrywając wzrok w splecionych dłoniach. – Tak też zostanie, zgoda?
Nie oczekując odpowiedzi usiadłam na łóżku, łapiąc za najbliżej leżącą książkę. Zerknęłam jeszcze w jego stronę, patrzył na mnie spod psa, urażony i melancholijny. Gdy nasz spojrzenia się spotkały, odwróciłam oczy jak najszybciej i skupiłam się na przeglądaniu stron. Po chwili usłyszałam jeszcze trzask drzwi po czym moja twarz została zalana łzami.
Nie wiem czemu go okłamałam. Byłam wściekła, wściekła i urażona. Jak on mógł mi to zrobić? Bawił się ze mną od naszego pierwszego spotkania, nie jestem jego myszką, a on nie jest kotkiem.
Niestety, to i tak nie zmieniało faktu, że był on dla mnie kimś więcej niż przyjacielem, a ja nie dałam mu szansy na wytłumaczenie się.
- Powiedział jej, że to „koniec”…
- Bo Cię widział kretynko. – Skuliłam się po czym zasnęłam z czerwonymi i zapłakanymi oczyma.

Następny dzień zaczął się równie nieudanie co poprzedni. Pod porannym prysznicem przewróciłam się zwichnęłam nadgarstek. Następnie wygramoliłam się z brodzika i stłukłam perfumy, które dostałam od mamy. Dla uzupełnienia rościłam szkłem wewnętrzną część dłoni. – Jest cudownie. – Rzekłam bezgłośnie spoglądając z ironicznym uśmiechem w lusterko.

- Pokaż tą rękę. – Rozporządził doktor Kurczewski*, gdy tylko usiadłam na fotelu, który stał naprzeciwko jego biórka. – No pięknie. Jest zwichnięty – Obejrzał nadgarstek po czym opatrzył go.
- Tak myślałam. Dziękuje. – Uśmiechnęłam się, znów zmuszając się by mój grymas nie był odzwierciedleniem mojego samopoczucia.
- Drobiazg. Powiedz mi tylko jak to się stało? – Zapytał z zatroskaną miną.
- Nie to nic z tych rzeczy! – Krzyknęłam, gdy tylko odczytałam jego podejrzenia. – Po prostu to był pechowy dzień. – Dodałam unosząc obojętnie ramiona. – Dowiedzenia.

Wychodząc z gabinetu zerknęłam na zegarek wywieszony na jednej ze ścian. Było już wczesne popołudnie, dlatego też udałam się do stołówki, by towarzyszyć chłopakom podczas obiadu. Równie dobrze mogłam zjeść sama w pokoju, jednak nie chciałam jednego – poczuć się samotnie.
- Piękny dzień prawda. – Usłyszałam Igłę, jak zawsze w świetnym humorze.
– Czy on nigdy nie ma gorszych dni? – Zastanowiłam się. - Chyba nie. – Dodałam bezgłośnie.
- Idealny dzień na wygraną. – Dokończył Bartek, który najwyraźniej również był optymistycznie nastawiony. A chłopaki odpowiedzieli śmiechem.
- Natalia, co się stało? – Spotkałam wzrok Michała utkwiony na mojej dłoni.
- Nic takiego, małe zwichnięcie. – Odparłam z przypisaną mi już obojętnością. – Szorowałam się i oo. – Uśmiechnęłam się chyba po raz pierwszy dziś w szczery sposób.
- Niezdara. – Podsumował Bartman, po czym wróciliśmy do jedzenia.

Niestety nie było z nimi Patryka, a ja nie chciałam wiedzieć, gdzie się podziewa. Może u Moniki?
- Gówno Cię to obchodzi. – Rzekła moja podświadomość, a ja przyznałam jej rację.

Po posiłku udaliśmy się już wspólnie do Spodka. Mecz zaplanowany był na godzinę osiemnastą, dlatego też nie zdążyłam nawet wrócić do pokoju, żeby zmienić T-shiert. Niestety tym razem Patryk zjawił się w autobusie i niestety usiadł obok mnie. Czułam jego jak zawsze wyraziste perfumy. Lacoste?
– Nie! – Oparłam głowę na oparciu nie zawracając uwagi na jego obecność. Kiedyś i tam muszę z nim porozmawiać, lecz na pewno nie dzisiaj, nie teraz.
- Skręciłaś nadgarstek.  – Zauważył po chwili, a jego ton był suchy.
- Nie, zwichnęłam. – Odpowiedziałam, chociaż nie było to pytanie. Zerknął na mnie surowo.
- Powinnaś na siebie uważać.
- Zapamiętam to. – Utkwiłam w nim wzrok, lecz z jego postawy nie umiałam nic wyczytać. Miał jak zawsze subtelnie potargane włosy, ciemne dżiny i biały podkoszulek. Jak zawsze wyglądał idealnie. Różnił się od chłopaka, którego poznałam w Spale, od tego, który jeździł na desce i robił głupie żarty. Był dojrzalszy, a raczej spokojniejszy. Przynajmniej sprawiał takie pozory, które tak często już zawiodły mnie jeśli o chodzi o tego chłopaka.
- Chcę go poznać. – Oznajmił całkiem obojętnym, lecz zarazem poważnym tonem. – Twojego chłopaka. – Dodał widząc moją zdziwioną minę.
- Dobrze. – Zerknęłam na niego z równie kamienną miną. – Poznasz go, gdy tylko wrócimy z Włoch. – Dodałam pewnie.
- Czekam. – Rzucił, a gdy tylko mrugnęłam powiekami wychodził z autobusu.

Nie mam chłopaka, a za czym idzie nie mam kogo przedstawić Patrykowi. Może to najwyższy czas by skończyć te fanaberię? I czemu on chcę go poznać? W czymś ma to mu pomóc? Ewentualnie mi nie uwierzył i stąd to zachowanie. A ja chyba wolałam jego uprzejme uśmieszki w moją stronę, niż kamienną, zimną i obojętną twarz. 
Nasze zlodowaciałe stosunki nie oznaczały, że musimy zakończyć wspólną współpracę, dlatego gdy tylko znaleźliśmy się na hali, zostaliśmy pochłonięci zajęciami. Nie, nie rozmawialiśmy, że sobą, ani przed, ani w czasie meczu.
Spotkanie okazało się powtórką z finału Ligi Światowej 2012. Wyśmienite bloki, ataki Bartka i asy serwisowe Ruciaka sprawiły, że mecz zakończył się bez straty seta. A ja spełniłam kolejne swoje marzenie – przeprowadziłam wywiad z Williamem Priddym.

- Chyba powinnaś zmienić fach. – Zaśmiał się Kurek. – Świetnie grasz oczywiście, ale te Twoje pytania. You are the five years playing in Russia, you get used to the cold days? Hahaha.
- Śmieszne! – Drugi już kolejny szczery uśmiech. – To było tak na koniec, dla mnie. – Wskazałam palcem w swoim kierunku.
- What do you think about Polish fans? – Zacytował Bartek.
- I think they are great. So now they will be giving away a few autographs, and Natalia will do the rest. – Odrzekł z radosnym grymasem Igła. – Kwiatku zdjęcia są jak zawsze na ławce, Patryk Ci pomoże.
-Nie! Sama dam sobie radę. – Przerwałam mu, gdy tylko chciał zawołać chłopaka. – Naprawdę. – Rozluźnił na to ramiona i odszedł w stronę kibiców.

Moja „brożka” po każdym spotkaniu wyglądała podobnie. Zabierałam dyktafon i rozmawiałam z kibicami o ich pasji i wszystkim z nią związaną. W tym dniu jednak nie miałam ochoty skakać po wszystkich sektorach.
Spotkałam czteroosobową grupkę nastolatków wyglądających na średnio osiemnaście lat.
- Cześć. – Zatrzymałam ich ruchem ręki i przywitałam się radośnie. – Nazywam się Natalia Kwiatkowska, zbieram informacje do książki Krzysztofa Ignaczaka, dlatego też chciałabym zadać Wam kilka pytań. – Dodałam, pokazując międzyczasie na identyfikator wiszący na szyi.
- Ok, nie ma sprawy. – Odezwała się przyjaźnie jedna z nastolatek.
- Świetnie. W takim razie może zaczniesz? – Zapytałam. – Na początek się przedstaw, a ja zadam Ci jedno z przygotowanych pytań. Jeśli jedno z was będzie chciało coś powiedzieć, prosiłabym, abyście na koniec podali swoje dane. A ja będę nagrywała. – Zerknęłam na urządzenie trzymające w obolałej dłoni.
- Bez numeru telefonu? – Odezwał się żartobliwie jeden z chłopaków. – Hahaha.
- Jeśli masz w plusie to czemu by nie. – Odrzekłam z podobnym wyrazem. Niestety moje słowa wziął dosłownie. Wraz z personaliami otrzymałam numer kontaktowy. Dopiero teraz mu się przyjrzałam, miał na sobie jasnoniebieskie, lekko wytarte dżinsy, a także czarny podkoszulek z wizerunkiem orła. Jego włosy były kasztanowe, podobnie jak jego ciemne i wyraziste oczy.
Po powrocie do hotelu, niestety znów autobusem i znów z Patrykiem, moim jedynym zajęciem było odnalezienie drogi do łóżka. Następnego dnia, ostatniego już w Katowicach przesłuchiwałam relacje z hali, aż wreszcie dotarłam do celu. Siatkówka to przede wszystkim życie, nie ważna gdzie, nie ważne z kim. Każdy mecz jest wyjątkowy i każdy przeżywam podobnie, nie zależenie czy jestem tylko obserwatorem czy jednym z zawodników, Bartek Wojewódzki, 783567987.
Nie zastanawiając się zbyt długo wystukałam numer telefonu chłopak. Kierowałam się po raz pierwszy w życiu intuicją i mam nadzieję, że nie zawiedzie mnie ona tym razem.
- Słucham.
- Cześć, tutaj Natalia, Natalia Kwiatkowska. – Przywitałam się miło.
- O! Cześć! Nie wiedziałem, że tak szybko zadzwonisz. No ok, nawet nie miałem takiej nadziei. – Zaśmiał się,
- A jednak. Słuchaj, napisałam już artykuł o waszej grupie i może chciałbyś go przeczytać przed zatwierdzeniem Krzyśka? – Zapytałam niepewnie.
- Jasne, że tak! Znasz taką kawiarnie „Importante”?
- Tak, leży niedaleko naszego hotelu. – Odpowiedziałam zadowolona, że oszczędzę sobie tłumaczeń o mojej niewiedzy na temat miasta.
- O 16 dzisiaj?
- Jak najbardziej tak. – Rozłączyłam się.
Pierwszy raz zaprosiłam chłopaka na randkę, ok. kawę.
Dziwne uczucie.
Naprawdę. 

***
Dziś na drugi rok Meme si dla Ciebie. 

piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział VII.


Trudno żyć, gdy czas płynie w spowolnionym tempie, a każde słowo uderza z podwojoną siłą. Czasami wszystko wydaje się takie proste, choć w rzeczywistości przypomina harcerski węzeł, zakazaną drogę, ślepą uliczkę, koniec gry. Twoje wargi były dla mnie moim ulubionym daniem, zanim jeszcze znałam ich smak. Teraz, choć zakazane, z wyraźnym znakiem stop, kuszą jeszcze bardziej, zapraszają do lepszego zapoznania, nęcą i karcą jednocześnie. Nie! Dosyć! Szybkim ruchem pakuje notatnik do torby i zarzucam ją na ramię.
- Już lecę mamo! – Wybiegam z domu nie oczekując na odpowiedz. Zatrzymuje się dwie przecznice dalej oddychając ciężko. Wbiegłam do parku, tak kolorowego o tej porze roku. Mieni się tu nie tylko zieleń przeróżnych drzew, lecz biel bratków i stokrotek. Siadam na jednej z ławek, chowając głowę w kolana. – To nie miało tak być. – Dodaję szeptem spoglądając w błękitne niebo.

Godzinę później jestem już na hali, zmęczona po wyczerpującym spacerze.
– No to chodź, mała. – Dyktuję instynktownie i robię krok w stronę chłopaków.
- Cześć Natalia. – Jak zawsze wita mnie Igła z radosnym grymasem. Widać na jego twarzy, że radość z powodu wygranego meczu nie przysłoniła im, ich codziennych obowiązków.
- Yym cześć. – Odpowiadam drżącym głosem po czym kaszlę. – Jest Patryk? – Ok., trochę pewniej.
- Nie, Patryka dzisiaj nie będzie, musimy sobie sami poradzić. – Odpowiada, lecz zaraz potem przerywa mu Możdżonek.
- Jak już dobrze wiecie, naszym kolejnym spotkaniem, ostatnim w Polsce będzie mecz z Amerykanami w Katowicach. Mimo tego, że mamy w jakiś sposób zapewnione miejsce lidera, nie chciałbym by straciło na tym widowisko, na które czekają nasi kibice. Mimo wszystko musimy się spiąć i pokazać na co nas stać. Spotkanie rozgrywane jest w niedziele, dlatego jak wcześniej ustalono do piątku spotykam się tutaj na treningach, a następnie jedziemy do Spodka. – Poinformował kapitan reprezentacji. – Tak, Natalia Ty też jedziesz z nami. – Dodał uśmiechając się.















Następnego dnia również nie było Patryka.


















W środę też się nie pojawił.



















Tak, w czwartek również.


















I znów nic.






















- Patryk z nami nie jedzie? – Zapytałam sfrustrowana i zaniepokojona. – Co jest do cholery. – Dodałam głucho.
- Nie, on już jest na miejscu. – Odparł Igła, a jego głos był spokojny i zmęczony. – Ruszamy, lepiej się prześpij. – Oparł głowę na siedzeniu, a ja wróciłam no swoje miejsce.
Nie wytrzymałam.

Czy coś się stało? N.

Wystukałam w komórce i zdecydowanym ruchem najechałam palcem na opcje „Wyślij”.
 – Oby nie. – Odpowiedziałam głucho i biorąc przykład z Krzyśka przewracam się na lewy bok i leniwie
zamykam oczy.  

Po kilku, choć nie potrafię określić ilu godzinach drogi byliśmy już na miejscu. Niecierpliwie spojrzałam na telefon, lecz prócz nieodebranego połączenia od mamy nie otrzymałam żadnej innej wiadomości.

Napisz coś, tak po postu. N.

Wysłałam i w tej samej chwili chowam komórkę do tylnej kieszeni dżinsów. Zanoszę bagaż do wyznaczonego mi pokoju i udaje się pod prysznic. O niczym innym nie marzyłam – prysznicu i odpowiedzi od Patryka. Przed wejściem łazienki sprawdziłam telefon, nic. Zrobiłam to samo jeszcze cztery raz. Przed i po kolacji, po wspólnym oglądaniu filmu i przed zaśnięciem.

Spokojnych snów. Pozdrawiam z Katowic. N.

W sobotę, chłopaki nie mieli treningu na siłowni, jednie lekkie ćwiczenia na hali. Wykorzystałam ten czas na przeglądaniu artykułów i uzupełnianiu kolejnych kartek. Wieczorem poszłam na spacer ulicami Katowic. Sama, samotna jak palce.
Szłam bez celu, skupiając swoją uwagę na bezgwieździstym niebie. Właśnie na to czekam. Na jedną małą gwiazdkę na tym granatowym jedwabiu. Lekki wiatr objął moją twarz w potwierdzającym uścisku. Usiadłam na jednej z ławek stojących pośród wrzosów. Okryłam twarz w dłoniach, uśmiechając się smutno. – Znów to samo. – I znów ten powiew wiatru. Park mimo wczesnej pory, był niemalże pusty. Kilka zakochanych w sobie par siedziało na jego skraju, uśmiechając się do siebie życzliwie. Jedna z nich nadzwyczajnie głośno rozmawiała ze sobą. Zerknęłam instynktownie w ich kierunku. Była to szczupła, niska blondynka i…  - Patryk? – Rzekłam szeptem. – To nie może być on. I w tym momencie odskoczył on od niej, gdy tylko chciała go pocałować.
- Koniec, rozumiesz? Koniec. – Rzucił do niej i odszedł. Tak po prostu. Zostawił ją z czerwonymi, nabrzmiałymi oczami.

Niecałą godzinę później odbieram jż kluczę w recepcji i idę do swojego pokoju. Niespokojna i zagubiona, taka jestem w tym momencie. Siadam na łóżku, oddychając ciężko z przerażenia i znów zakrywam twarz. Jakby pomogło mi to ukryć moją słabość, słabość i złość.
- Uśmiechnij się. – Słyszę za sobą spokojny głos. Odwracam się i widzę go. W ciemnych dżinsach i białej podkoszulce. To on, to on był w parku.
- Musimy porozmawiać. – Rzucam oschłym tonem, mimo tego, że moja dusza raduje się na sam jego widok.
- Owszem, musimy. – A jego mina jest przygaszona, jakby brał na swoje barki odpowiedzialność za całe zło tego świata.

***
No krótko jest, ale chyba moim najbliższym wolnym weekendem będzie ten majowy. Trudno. Czytam sobie "Pięćdziesiąt twarzy Greya". Nie cierpię masochistów. Dziękuje, dobranoc.   

PS. Oglądam mecz Sopocianek i Muszyny. I chyba zanosi się na 3:0 dla przyjezdnych, no chyba że się obrończynie tytułu z lekka obudzą. 

sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział VI.


Jestem wielką szczęściarą. Nie ma na tym świecie bardziej spełnionej osoby, niż ja. Rzekłam bezgłośnie po czym rozciągnęłam się na wygodnym, niewielkim łóżku znajdującym się na środku mojego pokoju. W Spale, ani w Gdańsku niczego mi nie brakowało. No może prócz łóżka wyścielonego satynowym prześcieradłem. Tego, który stoi w moim łódzkim pokoju, tego na którym właśnie leże.
- Natalia, kochanie! Wstawaj! Patryk już na Ciebie czeka! – Usłyszałam głos mamy dobiegający z dołu, a następnie całkiem nieświadomie zerknęłam na zegarek ustawiony na stoliku nocnym. – No nie! – Krzyknęłam głucho, energicznie zrywając się z łóżka. – Jak to dziesiąta?
- Już idę! – Skłamałam wyciągając przygotowany wcześniej T-shirt i parę wytartych już dżinsów.
Patryk na mnie czekał. Tak po prostu. Podobnie jak chłopak czeka na dziewczynę, swoją dziewczynę. Zupełnie jak Edward i Bella przed balem maturalnym. Prawda jednak wglądała trochę inaczej. Patryk nie miał stu paru lat tylko dziewiętnaście, a ja siedemnaście i to jedynie tu wyczuwam zgodność. Do panny Swan również nie byłam podobna. Jak na swój wiek miałam przyzwoity wzrost nastolatki, odbijając od ziemi na 68,90 cali, czy jak to woli 175 centymetrów. Drobną sylwetkę, a także lekko owalną twarz, przysłaniającą kosmykami kasztanowych włosów. Po wykonaniu typowych porannych czynności, wybiegłam schodami na hol znajdujący się przed wejściem do kuchni. Ku mojemu zaskoczeniu nie zauważyłam na nich chłopaka, lecz to z pomieszczenia obok dotarły do mnie odgłosy rozmowy i śmiechu. 
- Już jestem… - Oznajmiłam przekraczając próg pokoju. – Widzę, że się już lepiej poznaliście. – Dodałam z uśmiechem krzyżując ręce oraz opierając się o futrynę.
Nie otrzymałam jednak w zamian odpowiedzi. Patryk uprzejmie pożegnał się z moją matką po czym pogrążeni w skromnej rozmowie wyszliśmy z domu udając się do auta.
- Jedziemy od razu do Atlasu, czy masz może specjalne życzenia? – Zapytał z niewinnym, charakterystycznym dla siebie łobuzerskim uśmiechem.
- Nie, raczej nieee.. – Skołowana oparłam głową o oparcie siedzenia wysłuchując odgłosów życia miasta.
- W takim razie zapraszam Cię do kawiarni na kawę. – Rzekł pewny siebie. – Mamy jeszcze naprawdę dużo czasu. – Dodał odpinając pas bezpieczeństwa.

- Czym mogę służyć? – Zapytała kelnerka, gdy tylko zajęliśmy wolny stolika w jednym z kąt sali. O dziwno nie skierowała tych słów w moją stronę, jedynie Patryka.
- Tak, poproszę dwie kawy.. – Odparł nie zwracając uwagi na zalotne uśmiechy dziewczyny.
- Cappuccino. – Dodałam z błagalnym grymasem.
- Kiedy zaczynasz swój sezon ligowy?
- W ostatnim tygodniu sierpnia gramy dopiero sparing. Ten rok był naprawdę dla nas męczący, dlatego trenerka postanowiła dać nam więcej odpoczynku. – Odrzekłam, dziękując w między czasie za spełnione zamówienie.
- Rezerwuje jeden bilet. – Rzekł mieszając zawartość filiżanki.
- Bilet? Tylko? Kurcze, a ja już załatwiłam Ci wejściówkę fotografa. – Zaśmiałam się.
- Przynajmniej jeden raz chcę obserwować mecz gołym okiem, nie przez obiektyw. – Odpowiedział z podobnym wyrazem. – W takim razie pamiętaj, jeden VIPowski dla mnie. – Uśmiechnął się radośnie.
Rozmawialiśmy tak jeszcze kilka godzin, nie zawsze o tematach ważnych. Począwszy od siatkówki po pojedynek Batmana z Supermanem. Patryk był naprawdę wszechstronnym człowiekiem.
I nawet fajnym.
Bardzo fajnym.

Łódź, Atlas Arena, Polska – Brazylia.
Po dotarciu na miejsce od razu udaliśmy się do jednego z wejść. Mimo tego, że mecz Orzełków planowany był po pojedynku Argentyny z USA, to i tak Polscy kibice nie zawiedli wstawiając się na hali i ochoczo kibicując zaprzyjaźnionej drużynie. My również nie marnowaliśmy czasu, przeprowadzając wywiady z Paulem Lotmanem, Mattem Andersonem czy Claytonem Stanley’em. Zawodnicy z wielką sympatiom opowiadali o naszych zawodnikach. I to nie tylko z uwagi na fakt, iż Bartman pomagał nam się z nimi porozumieć.
- Coś czuje, że z tej ksiązki powstanie spora encyklopedia. – Uśmiechną się atakujący przeglądając notatki i zarysy wywiadów przeprowadzonych w Gdańsku. – A najbardziej podoba mi się, że nie są to typowe, oklepane pytania. Tak trzymaj młoda! – Powiedział udając się w stronę Karoliny i Michała. Oficjalnej już pary.
Spotkanie Argentyńczyków nie trwało zbyt długo. Już zaledwie po półtora godziny Amerykanie zakończali spotkanie asem serwisowym Davida Lee. Na pewno nie był to pojedynek na wysokim poziomie, lecz zapowiedź meczu na który każdy czekał. Nie po raz pierwszy byłam w łódzkiej Arenie. Mieszkałam na obrzeżach tego pięknego miasta, dlatego tylko podczas Ligi Mistrzów wyrywałam się z domu, by wspomóc klub który darzyłam największą sympatią – Skrę Bełchatów. Czy też po prostu chciałam obejrzeć z przyjaciółmi mecz Budowlanek. Mimo wszystko, jeszcze nigdy nie widziałam aż tak przepełnionej hali. To co dane było mi przeżyć zaledwie tydzień wcześniej w Ergo Arenie było niczym. Gdy tylko znalazłam dość siły by odetchnąć świeżym powietrzem przemierzyłam szerokość boiska w stronę Patyka fotografującego zebranych kibiców. Nie rozmawialiśmy jednak. Wystarczyły nam jedynie radosne grymasy widniejące na naszych twarzach.
Również to spotkanie mimo, że po tie-breaku zakończyło się na korzyść biało-czerwonych. To zwycięstwo było na tyle ważne, że dało nam pierwsze miejsce w grupie, która i tak uznawana była za jedną z najsilniejszych. Po godzinie cała magia która nam towarzyszyła ulotniła się wraz z odejściem ostatniego kibica. Zostałam sama przeglądając zapiski z dzisiejszego dnia, a także układając je w jednolitą całość. Skupiona na pracy nie zauważyłam, że po przeciwnej stronie boiska siedzi Bartek. Bartek z obojętną, zasmuconą miną.
- Coś się stało? – Podeszłam do niego. A on dał mi dyskretny sygnał, bym usiadła obok niego. – Brakuujee Cii teego? – Zapytałam wahając się czy to pytanie powinno paś z moich ust. Mimo tego, że znałam Bartka już trzy tygodni, nie powinnam ingerować w jego życie. – Przepraszam, nie powinnam.
- Nie. Nie przepraszaj. – Spojrzał na nią spod łba. – Brakuje mi tego. Wszystkiego. – Odpowiedział obejmując wzrokiem wnętrze. – I to strasznie. Rodziny, przyjaciół. Ten klub mnie wychował, ale życie oczekuje od nas zmian, zrobienia kroku w przód. Nawet jeśli okazuje się on krokiem w tył.
- Równie dobrze możesz wrócić, nie mówię tu konkretnie o Bełchatowie, tylko o lidze.
On spojrzał tylko na mnie z subtelnym uśmiechem.
- To naprawdę nie jest takie łatwe. – Dodał po chwili. – Chyba ktoś na Ciebie czeka. – Wskazał na jedno z wyjść w stronę szatni. Do zobaczenia. – Rzucił pośpiesznie.
A stał tam Patryk. Z uroczym, niewinnym uśmiechem. Nie wiem dlaczego, lecz od pewnego od czasu sama jego obecność sprawiała mi radość. Jego potargane włosy, wyraziste orzechowe oczy, a nawet odznaczające się łagodnie kości policzkowe. Przyciągało mnie jego ciepło, zapach, niezrozumiałe podejście do świata.
- Cześć. - Wydusiłam
- Cześć. – Odparł.
Staliśmy już przy sobie tak blisko, że prócz zapachu perfum czułam jego mocny, stały oddech.
- Obiecaj, że o mnie nie zapomnisz. – Odparł z chwili pewnym głosem.
- Obiecuje.
A on objął ręką mój podbródek i patrzył głęboko w oczy, jakby przez to chciałby dotrzeć do mojej głowy, poukładać chaos w niej panujący. I zrobił to. Dotknął swoimi mocnymi, ciepłymi wargami moich ust, delikatnie z uczuciem. Po czym oderwał je. A serce zabiło mi mocniej, jakby w mojej piersi mieszkał ptak próbujący wydostać się na wolność. Przybliżył delikatnie nos opierając go na moim policzku.
- Przepraszam.
Lecz nie odpowiedziałam na jego słowa. Ujęła jego dłonie kładąc je na mojej twarzy i to ja go pocałowałam. Namiętnie. Opisując wszystko co czułam w tej chwili. Namiętność, radość i strach. Obawę, że już nic nie będzie takie samo.
Nie mogło być.
On na to objął ręką moją tale i przycisnął do siebie, a drugą ręką błądził po moich włosach. Gdy oderwał usta, zaczerpnęłam szybko oddech czując nabrzmiałe i wspaniałe, wilgotne wargi.
- To nie powinno się zdarzyć.

***
Znów małe opóźnienie. Lecz ten rozdział jest trochę wyjątkowy i przygnębiający. Więc nie chciałam potraktować go po omacku, a wczoraj nie umiałam tego wyrazić. Dlaczego przygnębiający? Ponieważ najgorszą rzeczą jest, gdy pomiędzy dwojga przyjaciół wkrada się uczucie. Czasami zmienia ono diametralnie relacje na lepsze, a czasem na gorsze. Jak będzie w tym przypadku? Sama nie wiem. :) 

wtorek, 2 kwietnia 2013

Rozdział V

Od tego dnia diametralnie zmieniłam mniemanie o Patryku. Może nie stał się on ideałem faceta którego od zawsze chciałam poznać, lecz mogłam określić go mianem kumpla, a nawet i przyjaciela.
- Przyjaciel?? – Krzyknął Michał przysłuchując się mojej rozmowie z Karoliną. – Jego jeszcze nie obecną partnerką. Chociaż znali się oni raptem od dwóch tygodni, zachowywali się jak stare dobre małżeństwo.
- Kolega, kumpel, powiernik, kompan, towarzysz. Nazywaj to jak chcesz, lecz on jest po prostu przyjacielem. – Przyznam po raz pierwszy zdarzyło mi się dać taki przydomek osobie po tak krótkim czasie znajomości. Lecz każdy może rozumieć mnie inaczej. On na pewno nie był kimś mi obojętnym, lecz również nie chciałam powierzać mu wszystkich moich tajemnic. Nawet nie myślałam by wyjawić mu, że w dzieciństwie kochałam się w Christopherze Uckermannie czy też chciałam trafić do Hogwartu.
- Wspomnisz jeszcze moje słowa. Zobaczysz. – Odparł z uśmieszkiem na twarzy. – Poza tym będziecie mieli teraz dużo czasu żeby się lepiej poznać. Więc ja, nie widzę żadnego problemu. – Dodał, a jego grymas stał się jeszcze bardziej wyrazisty.
- Powątpiewam. Wiem, że szybko zleciało, ale w piątek wyjeżdżamy.. niestety. A potem zobaczymy się w Gdańsku, Łodzi i Katowicach.
- Rozumiem, że jeszcze Igła nie powiedział Ci, że jedziecie z nami na pozostałe spotkania? – Zapytał błagalnym tonem.- Ups.
- Ale jak to? O co chodzi? – Dopytywałam się sfrustrowana jakby chodziło to o następne piętnaście lat mojego życia.  
- Dzięki Michał. Jak zwykle umiesz popsuć nawet najmniejszą niespodziankę. A taki fajny pomysł miałem, jak obwieścimy jej tą wiadomość! – Odparł Libero zbliżając się w naszym kierunku. Tuż za nim szedł Patryk machając przyjaźnie ręką w naszym kierunku. Na co odparłam pogodnym uśmiechem.
- Przecież nic się nie stało. – Zwróciłam się ku Krzyśkowi. – A co dokładnie chodzi?
-Po prostu chciałbym, żebyś razem z Patrykiem jeździła na spotkania Ligi nie tylko w Polsce. Wiesz takie małe sprawozdania do książki. – Wyjaśnił.

4 dni później, Gdańsk, Ergo Arena, Polska – Argentyna.
Nie ma nic piękniejszego od widoku przepełnionej hali, w której królują biało-czerwone barwy. Nie wiem co to za siła, która w jednym miejscu skupia tyle ludzi przepełnionych pasją i miłością do tego sportu.
- Jest cudownie, prawda? – Zapytał Patryk, choć jego oczy zwrócone były ku boisku. – Pamiętam jak w dzieciństwie największą rozpacz sprawiały mi słowa ojca: „Synku, zabieram Cię na mecz”. Może dlatego, że i tak mój ojciec zamiast usiąść ze mną w sektorze stał w kwadracie dla rezerwowych albo na boisku. Może dlatego, że zamiast być gościem na moich urodzinach był na zgrupowaniach? Nie mówię, że mi go brakowało, lecz niekiedy mógłby być kimś więcej niż tylko sportowcem. – Dodał, po czym zdjął z szyi aparat robiąc fotografię.
- Ja.. nie widziałam, że Twój tata był sportowcem.. – Jęknęłam.
- Grał kilka lat tu w Gdańsku i Olsztynie. Kiedyś jakaś gazeta napisała, że był uzdolniony, lecz w złym momencie. Był przyjmującym. A w tamtym czasie była duża ilość zawodników grających na tej pozycji. Noszę nazwisko mamy, ponieważ się rozwiedli gdy miałem siedem lat. – Wykonał kolejną fotografię po czym przeniósł wzrok na mnie. – Mój ojciec nazywa się Paweł Stańczyk*
- Wiem kto to jest. Był kiedyś w naszym klubie. Tylko, żee…
- Choć już czas na nas, niedługo zaczynamy. – Przerwał mi po czym z łobuzerskim uśmiechem na twarzy złapał mnie za dłoń i pociągną za sobą w głąb hali. Po czym usłyszeliśmy dźwięk Mazurka Dąbrowskiego. 

Taak! Piotrek Nowakowski kończy dzisiejsze spotkanie atakiem ze środka!
- Nie wiem Paweł czy zauważyłeś, ale nie widać już tego stresu na boisku. Wychodzą, grają na pełnym luzie... - …ale przy tym też nie ignorują przeciwnika, to też jest ważne.
- Jedno jest pewne, chłopaki zniweczyli przewagę Brazylii w grupie i od tego czy po kolejce w Gdańsku będziemy jej liderem, zdecyduje jutrzejsze spotkanie Brazylii właśnie z Włochami.
- Na które zapraszamy już od godziny 16:30.
- A teraz przenosimy się studia, gdzie czeka na nas Paweł Woicki. My żegnamy się z państwem.
- Tomasz Swędrowski.
- Wojciech Drzyzga.
- Do usłyszenia! 

-Gratuluje! To był na prawdę świetny mecz! - Podbiegłam do chłopaków zalewając ich komplementami. - Kuba twoja zmiana z Zibim na wielki plus!
- Dzięki, dzięki miło mi to słyszeć. - Odparł z uśmiechem na twarzy. Po czym odszedł w stronę tłumu fanów czekających na pamiątkowy autograf czy wspólne zdjęcie.
- Ooo Natalia! Na razie pójdziemy rozdać kilka podpisów... - Zaczął Igła. - Taka tam wiesz, codzienność. - Wtrącił Bartek na co Libero zareagował groźnym grymasem. - Więc na razie porozmawiaj trochę z kibicami, na ławce leżą podpisane zdjęcia, które możesz dać w podziękowaniu. - Krzykną odchodząc do grupki dziewczyn.
- Dobrze!! - Odpowiedziałam podobnym tonem.

- Daj, pomogę Ci. I tam mam już dość zdjęć na których chłopaki rozdają autografy. A podejrzewam, że ta książka nie ma na celu ukazywania ich popularności. - Odezwał się Patryk biorąc do ręki zdjęcia wskazane przez Krzyśka.
- Tak masz racje. Nie mam zamiaru poświecić na takie fotki więcej niż jednej strony! - Odparłam lekko surowym tonem.  - Choć, poszukamy kogoś. Może na początku kogoś ze siatkarskim "stażem"?
- Masz rację. Ta para wygląda zachęcająco. - Powiedział wskazując na starsze małżeństwo idące pośród trybunów.

***
Dosyć krótko, ale musiałam przeboleć ten rozdział. A czemu właśnie przeboleć? Aa no na waszym miejscu z zniecierpliwieniem czekałabym na piątek! :)

niedziela, 31 marca 2013

Rozdział IV


- Widzę, że się już znacie. Świetnie, świetnie. Patryk będzie naszym fotografem, więc nieuniknione, że spędzimy ze sobą trochę czasu. – Oznajmił entuzjastycznie Igła. – A i Natalia mam do Ciebie prośbę.
- Genialnie. – Wymamrotał chłopak z łobuzerskim uśmiechem, lecz puściłam tą uwagę mimo uszu.
- Tak, w czym mogę Ci pomóc?
- Chciałbym napisać książkę o chłopakach, takie Igłą Szyte przelane na papier. Środki pozyskane ze sprzedaży tej "książki" poświęcone byłby na konto Fundacji Herosi.. – Wyjaśnił. – Ale jak wiesz nie mamy teraz zbyt dużo wolnego czasu i dlatego chciałbym, żebyś pomogła mi przygotować artykuły oraz poskładać je w całość.
- A ja strzelę trochę fotek. – Wtrącił Patryk.
- Tak! Oczywiście, nie widzę najmniejszego problemu. – Odparłam z uśmiechem. Od zawsze dziennikarstwo było moją pasją. Często pisałam artykuły do różnych stron internetowych, chociaż ten epizod nie był zbyt długi. 
- W takim razie ruszamy do pracy. Możecie przeprowadzić na początek jakieś wywiady czy zrobić foto relacje. – Zaproponował Libero. - Tylko jeśli będziecie chcieli pogadać z Gumą to dajcie znać, musimy sprawdzić czy ma dobry humor. – Dodał przyciszonych głosem po czym oddalił się w stronę chłopaków z drużyny.

- Słuchaj, żeby nie było. Ty robisz zdjęcia. – Tu wskazałam palcem w jego stronę. – A ja. – Odwróciłam go. – Piszę z Igłą teksty.
- Ok, Maałaa. – Dodał łobuzersko łapiąc po ramię deskorolkę oraz wychodząc z sali.

Na początku nie wyobrażałam sobie z nim współpracy. Był arogancki i cyniczny. Lecz talentu mu nie brakowało. Jego zdjęcia nie tyle co przedstawiały chłopaków odbijających miedzy sobą piłki jaki miłość, pasje i zaangażowanie. Z czasem zaczęliśmy nawet ze sobą rozmawiać. Choć nie ukrywam, przesyłanie pomysłów i zdjęć przez pocztę, choć byliśmy w tym samym pomieszczeniu było mniej kłopotliwe. Jednak lepszy kontakt w naszej komunikacji w największym stopniu wpłynął na wygląd przygotowywanych przez nas artykułów, stały się one bardziej zgrane i pozyskały nutę poczucia humoru.

- Natalia! – Krzyknął Dziku, gdy tylko przekroczyłam próg hali. – Pisanie tej książki zabiera Ci tyle czasu, że nawet nie możesz to nas zajrzeć, częściej niż tylko z dyktafonem czy aparatem?
Fakt. Od ponad tygodnia na treningach spędziłam raptem kilka godzin, podczas których jedynym naszym zajęciem było uzupełnianie materiałów.
- Przepraszam, ale to pisanie to naprawdę wciągająca sprawa. Do tego szczytny cel mobilizuje nas do pracy. – Wyjaśniłam z uśmiechem obserwując Patryka fotografującego chłopaków. Niestety nie unikło to uwadze Michała.
- Pasujecie do siebie. – Odrzekł łobuzersko.
- Uważasz, że jestem cyniczna i egoistyczna? – Choć wypowiedziałam te słowa z kamienną miną nie potrafiłam zakryć rumieńców które zagościły na mojej twarzy.
- Ale ja nic takiego nie powiedziałem. Tylko przypatrz mu się. – Tu zerknął w jego stronę. – Widzisz jego zaangażowanie? Wyglądasz tak samo, gdy stoisz na boisku. Posiadacie pasje i to bardzo ze sobą powiązane, a to już połowa sukcesu. – Dodał z uśmiechem.
- Karolina kocha siatkówkę i Ty też więc czemu nie jesteście razem? – Zapytałam entuzjastycznie. – I nie zaprzeczaj, może mało czasu tu spędzam, ale swoje widzę. – Dodałam.
- Karolina? Owszem, tylko, że nas dzieli dziewięć lat w akcie urodzenia. – Oznajmił z zatroskaną miną.
- Dziewięć? Nie, nie, nie. Ja mam niedługo siedemnaste urodziny, a Karolina może się nie zachowuje ale ma już dziewiętnastkę na karku. Poza tym czy to odgrywa jakąś rolę?
- Naprawdę? – Zapytał, a jego twarz wykrzywiła się w radosny grymas.
- Naprawdę. – Odparła Karolina za naszych pleców z przyjaznym uśmieszkiem na twarzy.
- O cześć! – Krzyknęliśmy chóralnym głosem. – Dłu..go juuż tu jesteś? – Zerknął wstydliwie Michał.
- Można powiedzieć, że wystarczająco długo. – Odpowiedziała po czym podeszła do chłopaka dając mu subtelnego buziaka w policzek. 
Nie chciałam im dłużej przeszkadzać dlatego wzięłam notatki i wyszłam z opustoszałej już hali. Odprowadziły mnie śmiechy i szepty towarzyszy, które z czasem stawały się coraz bardziej eteryczne. W mojej głowie huczały jedynie słowa Michała "Pasujecie do siebie". Też mi coś, jak ogień i .. woda.

- Ej.. oł sor..yh  przepraszam. 
- Nie nic się nie stało. - Odparłam niezdarnie zbierając kartki z podłogi. - O Patryk, cześć.
- Istotnie powinnaś trochę zejść na ziemie, przynajmniej idąc już.. - rozejrzał się wokoło- ciemnym korytarzem.
Odpowiedziałam mu słodkim, niewinnym uśmiechem.
- A więc o czym tak rozmyślasz?
- Nie chcesz wiedzieć. - Oznajmiłam z poważną miną. - A może tak pokazałbyś mi swoje zdjęcia, hm? - Zerknęłam na aparat wiszący na szyi chłopaka. 
- Tak, ale wiesz co, może na laptopie? I tak Cię szukałem. Mam kilka pomysłów co do kolejnego artukułu, a raczej foto relacji i chciałbym Ci je przedstawić. - Wyciągną swoją dłoń w moim kierunku, a ja chwyciłam ją bez mniejszego zawahania. - Bo jak wiesz te zdjęcia z Harlem Shake można zamieścić pod.... 
I tak odeszliśmy pogrążeni w rozmowie przeszytej śmiechem. 

***
Niestety rozdział dodany nie w terminie, ale też w nie byle jakim dniu ponieważ w niedzielę Wielkanocną. I z tego miejsca chciałbym życzyć Wam dużo przyjaznej i rodzinnej atmosfery w tym czasie, ponieważ to ona powinna grać dziś i jutro pierwsze skrzypce. A opóźnienie spowodowane brakiem internetu. Więc może w tym wypadku zostanę uniewinniona, hm? ;)  

piątek, 22 marca 2013

Rozdział III



- Karolinaa! Myślałam, że się już nie doczekam! – Przywitałam od progu przyjaciółkę.
- Ale oto jestem! I chciałabym pogratulować Ci wygranego sparingu! – Oznajmiła Karolina.
- Oj teraz nie o tym, mam dla Ciebie, a raczej nas prezent. Dość nietypowy, zresztą jak osoby od których go dostałyśmy. – Poinformowałam ją z uśmiechem, łapiąc koleżankę za ramię oraz udając się do kafejki znajdującej się w ośrodku.

- Nie to nie może być prawda! – Krzyknęła Karo* po wysłuchaniu mojej opowieści. – I Ty tak spokojnie o tym mówisz, no łapcie mnie bo podam!
- Tak wyszło. – Odpowiedziałam z łobuzerskim uśmiechem.
- Tak wyszło, tak wyszło, a może zapoznałabyś mnie ze swoimi znajomymi, hm?
- Nie ma sprawy. Tylko najpierw chodź, odłożymy te bagaże.
Po kwadransie wychodziłyśmy już z pokoju Karoliny, który jak się okazało znajdował się naprzeciwko mojego. Byłam naprawdę szczęśliwa. Nie sądziłam, że w tak krótkim czasie poznam ludzi których uznaje za moich „mentorów” otrzymam od nich bilety na mecz światowej rangi, a do tego będę mogła uczestniczyć w tych wydarzeniach z moją jedyną i zarazem najlepszą przyjaciółką.
- Ej co jest! – Dopiero uderzając, a raczej wchodząc w drogę przypadkowemu przechodniowi uświadomiłam sobie, że idę zapominając o bożym świecie. – Ach. To znowu Ty.
- Cześć! – Rzuciła Karo połykając kolejną garść chipsów i machając przyjaźnie ręką!
- Wypraszam sobie jakieś Ty. I sorry Mała, nie zauważyłem, że w tym miejscu nie można chodzić. – Odparł figlarnym tonem chłopak, który przed południem zderzył się ze mną jadąc na deskorolce.
- Mała? To chyba liczba Twoich szarych komórek. – Odrzekłam łapiąc Karolinę za rękę i odchodząc w stronę hali treningowej.

- Czemu tak chamsko go potraktowałaś? – Zapytała Karo, gdy byłyśmy dość daleko od chłopaka.
- Bo jest tępy, cwaniak jakich nie mało.
- Więc rozumiem, że się znacie?
- Nie, po prostu tak wygląda. – Odparłam z miną obrażonego dziecka. – Miałyśmy iść chyba do chłopaków tak? – Zapytałam retorycznie, nie oczekując na odpowiedź.

- Witamy Was serdecznie! – Krzyknął Igła gdy tylko znaleźliśmy się w wejściu na salę.
- Cześć Wam ponownie! To jest Karolina – wskazałam na nią taktownie ręką. – Oczywiście druga właścicielka biletu. – Dodałam ze szczerym uśmiechem.
- Tak, nie wiem co mam powiedzieć. Jestem taka szczęśliwa! – Odrzekła Karolina witając się z chłopakami, którzy aktualnie spędzali czas na popołudniowym treningu.
- Jak widzicie mamy trening z kibicami którzy aktualnie wypoczywając w ośrodku. Może dołączycie do nas? – Zapytał zachęcająco Bartek. – Brakuje nam jeszcze kilku osób.
- Nie widzę żadnego problemu. – Odparłam.
- Ja tym bardziej.

Po chwili staliśmy już na parkiecie. Tworzyłam drużynę z Bartkiem, Jaroszem i trzema dziewczynami, które spotykałam od czasu do czasu w jadalni. Naprzeciwko siatki stali Igła, Dziku i dwie dziewczyny z chłopakiem. Uzupełnieniem była oczywiście Karo, która zajęła swoją stałą pozycje – rozegranie.
- No to zaczynamy! – Rzuciła jedna dziewczyna, wprowadzając piłkę w grę poprzez serw.
Po wygranym przez nas drugim secie rozporządziliśmy małą przerwę. Na pewno nasi nowi znajomi nie byli przyzwyczajeni do rytmu który nadawali chłopaki. I wcale im się nie dziwię. Samo przyjęcie zagrywki Bartka (które jak podkreślał były lekkie, a nawet podchodziły pod ) skrót) było nie lada wyczynem. Dyskutując z Karoliną i Michałem usłyszałam znajomy mi głos.
- Natalia! – Doszedł do mnie krzyk Igły. – Podejdź na chwilę.
- Poznajcie się, to jest mój kuzyn. – Przedstawił mi nasz Libero chłopaka którego jak się okazało strasznie dobrze znałam.
- Ty! – Jęknęłam.
- Patryk jestem. Miło mi Cię znów zobaczyć. – Wyciągną rękę w moim kierunku.
A Patryk okazał się nie nikim innym, jak palantem nie zauważającym tabliczek zakazujących jazdy na deskorolkach w recepcji.

***
Dosyć krótko, lecz czas mnie goni, oraz obowiązki. Gdy doprowadzę do ładu obowiązki za tydzień będzie mega długo! A na dzień dzisiejszy docencie, że jest to trzeci rozdział dodany w terminie!
*Karo, zawdzięczam Karolinie B. Hashsa  J

piątek, 15 marca 2013

Rozdział II.


- Długo zajmujesz się już siatkówką? - Zapytał z dość widocznym zainteresowaniem Bartek.
- Trudno dokładnie określić, ale w AZS’ie gram już grubo dwa sezony, nie licząc prawie półrocznej przerwy. – Opowiedziałam. – Łącznie to już jakieś sześć lat, łoł sama nie wiedziałam, że to już taki kawał. – Dodałam po krótkim namyślę.
- Więc ścieżka życiowa już obrana. – Uśmiechnął się. – A ta przerwa to jakaś oznaka zrezygnowania, czy kontuzja?
- Kontuzja współgrająca ze zrezygnowaniem. Wie pan, kłopoty hasają parami.
- Też mi pan. – Odparł z obrażoną miną. – No, proszę pani, taka para dość często odwiedza sportowca.
- To ja już jej więcej nie zaproszę. – Oznajmiłam z przygnębioną miną.
- Ten uraz był jakiś poważny?
- Nie, nie. – Przekonałam go rozległą gestykulacją.  – Po prostu stało się to w dość przykrych okolicznościach. Szkoda o tym gadać. – Odpowiedziałam, wstając z ławki i łapiąc jedną z leżących piłek. – Pan może zmieni fach rozgrywając? – Zapytałam z ironicznym uśmiechem, otrzymując w zamian podobną odpowiedź.

Po zakończonym treningu razem z chłopakami udaliśmy się w stronę stołówki. Siadając przy stoliku koleżanek wiedziałam jedno – Zjeść, spokojnie nie zjem.
O moich kontaktach z zawodniczkami, nie można było powiedzieć, że były najlepsze. Pasowałyśmy do siebie owszem, lecz nie jako grono ufających sobie ludzi. Przede wszystkim tworzyliśmy drużynę siatkarską. I mimo naszego zgrania na boisku, nie mogliśmy przenieść go poza nie.
Kolejne dni wyglądały podobnie. Były one wypełnione, albo treningami moimi, albo chłopaków, na których spędzałam równie wiele czas. Z czasem złapaliśmy wspólny język. Śmialiśmy się z podobnych przyczyn, jak i irytowały nas dni, w których piłka nie współgrała z nami. A ja przede wszystkim zrozumiałam dlaczego, zanim poznałam ich darzyłam tak wielkim szacunkiem.

- Natalia! Tu Cię wcięło. Łatwiej znaleźć igłę w stogu siana niż Ciebie. – Oznajmił Kubiak.
- No nie przesadzaj, aż taki mały to ja nie jestem! – Oburzył się Igła.
- Hashas! – Zaśmiał się w ucho przedmówca Krzyśka. – Taki suchar!
- Yhmm.. – Przywołałam ich do pionu w dość „dyskretny” sposób. – Coś się stało?
- Nie no, coś. Mam po prostu dla Ciebie pewien mały podarunek. – Zakomunikował „Dziku” wręczając mi jasnoniebieską kopertę.
- Mam nadzieję, że nie chluśnie na mnie nic, gdy ją otworzę? – Zapytała, otrzymując w zamian niewinne uśmieszki, więc zabrałam się do odginania rogu koperty. – O matko!!
- Nie, nie, nie! Mama już się zgodziła – Odparł z uśmiechem zbliżający się do naszego trio Bartek.
- Po prostu nie wierzę! Nie wiem jak mam Wam dziękować! – W kopercie znajdowały się dwa karnety na spotkania Ligi Światowej w Ergo Arenie, Atlas Arenie i Katowickim Spodku.
- Eeeno drobiazg. Mamy nadzieję, że będziesz miała z kim nam kibicować. – Odezwał się Igła.
- Jasne, że mam! A tak a pro po, muszę uciekać! – Krzyknęłam zerkając na tarczę zegarka, powieszonego w rogu sali.
- Coś się stało? – Zapytał któryś ze zgromadzonych.
- Nie, nie! Po prostu zapomniałam, że dziś przyjeżdża właścicielka drugiego karnetu. – Dopowiedziałam udając się z uśmiechem w stronę drzwi wyjściowych.

Karolina od zawsze była moją jedyną przyjaciółką. Poznałyśmy się już jako małe dziewczynki, chodzące w dwóch warkoczach do przedszkola. Wszędzie nierozłączne, wszędzie razem i tak już od dziesięciu lat.

- Ej! Uważaj jak łazisz! – Zarzuciłam chłopakowi który z całym impetem wpadł na mnie jadąc na deskorolce.
- Przepraszam, przepraszam. Nie zrobiłem przecież tego umyślnie.
- Och tak! Nie oznacza to, że w tym miejscu nie można jeździć. – Wytłumaczyłam z ironiczną miną.
- Ach tak. Chodzić głową w chmurach też nie wolno. – Oznajmił odjeżdżając w stronę pomieszczenie z którego właśnie wyszłam.
- Ej, ale tam też nie można! – Krzyknęłam nie otrzymując w zamian odpowiedzi.

piątek, 8 marca 2013

Rozdział I.


- Dziewczyny, wiem, że to tylko sparing, ale przez te niewiniątka z Bielska nie zdobyliśmy Pucharu Polski, więc walczymy laski, walczymy! Pokażemy kto tu rządzi! – krzyknęła pani Maja, trenerka żeńskiej, drugoligowej drużyny siatkarskiej – AZS Łódź.
Hale treningowe znajdujące się w Spale zachwycały nie tyle co wszechstronnością i wygodą jak panującą tam atmosferą, która była wyczuwalna nie tylko podczas rozgrywanych tam spotkań towarzyskich. Szczególną popularnością cieszył się okres podczas zgrupowań Polskiej Kadry siatkarskiej, w którym to wynajęcie hali, czy nawet pokoju graniczyło z cudem. Szczęście uśmiechnęło się jednak to pewniej drużyny z Łodzi, której to zawodniczki czas przed rozpoczęciem sezonu klubowego spędziły na treningach w tym jakże pięknym miejscu.
- Natalia! Chodź tu na chwilę! – Zaprosiła „na stronę” jedną z zawodniczek trenerka.
- Tak o co chodzi? – Zapytała z niemałym zawahaniem.
- Niestety Karolina nie może wziąć udziału w tym spotkaniu, dlatego ściągaj w końcu ten dres! Zastąpisz ją!  
- Ja? To nie jest dobry pomysł… nie jestem w formie.. – Odchrząknęła.
- To nie była prośba moja droga. – Oznajmiła wychodząc z szatni z protokołem w ręku.
Natalia Kwiatkowska jest jedną z młodszych zawodniczek w kadrze ma zaledwie siedemnaście lat. W klubie gra już od dwóch sezonów wychodząc zazwyczaj w pierwszej szóstce. Jednak podczas feralnego spotkania Pucharu Polski doznała niegroźnego urazu stawu skokowego. Jej zmienniczka nie potrafiła udźwignąć ciężaru tego meczu i mimo to, że łodzianki doprowadziły do tei – break po dwóch przegranych setach, uległy w ostatnim do trzynastu.

Komentatorzy:„Fenomenalna zagrywka zawodniczki Azetesu i mamy czternasty punkt dla naszych „The blues”!!! Spokojne przyjęcie Kasi Dudy, z drugiej piłki próbuje zagrać Kinga Pałka, lecz świetnie do tej piłki wyszła Małgosia Glik! Rozegranie na lewe skrzydło i TAK, JEST! MAMY TO! NATALIA KWIATKOWSKA KOŃCZY CAŁE SPOTKANIE ATAKIEM PO PROSTEJ!
- Nie wiem Wojtku jak uważasz, lecz jak na zwykły sparing było to emocjonujące spotkanie!
- Tak racja, świetne spotkanie w wykonaniu Natalii, to zawodniczka z dużym potencjałem, nikt nie chciałby by był on zmarnowany! Także, Kwiatku, powodzenia! 

-Kwiatek!! Kwiatek!! Żyjesz!! – Zapytała z przejściem Małgosia. – Wygraliśmy z tymi lekko mówiąc „obsrańcami”! Rozumiesz??
- Tak, wiem! Tylko… - Ignorując koleżankę, libero Łodzianek odeszła w stronę zawodniczek. – Tylko ten staw mnie nadal boli. – Dokończyła pół szeptem.

Niecałą godzinę po spotkaniu na hali prócz Natalii nie było prawie nikogo, aż nagle usłyszała kroki zbliżające się w jej kierunku. 
- Ej, ten trening miał być zamknięty! - Krzyknął ochroniarz z oburzoną miną.
- Tak, wiem. Przepraszam. Już idę!
- Coś się stało? - za pleców pracownika dobiegł znajomy jej głos.
- Tak, ten trening jest zamknięty dla pub....
- Ależ to nasza dzisiejsza gwiazda! - Krzyknął z uśmiechem przyjmujący Polskiej Reprezentacji, Michał Kubiak.
- Taka młoda, taka utalentowana! A taka nieśmiała! Trochę pewności w siebie! - Odezwał się zmierzający w ich kierunku Bartosz Kurek.
- Ta młoda dama może zostać. - Oznajmił Dziku.
- Dziękuje, ale nie wiem czy powinnam...
- Powinnaś, a jeszcze potrzebny jest nam ktoś do pomocy! - Odparł.

***
Jeśli licz ktoś na systematyczność wpisów to na wstępnie może zapomnieć o istnieniu tej historii. Jest ona czystą fikcją literacką, miejsca, drużyny ani wydarzenia nie są autentyczne. Rozdziały będą krótkie i dość "zwięzłe".