sobota, 13 lipca 2013

Rozdział XIII

W tamtej chwili grom uderzył w moje serce i zdałam sobie sprawę jak wiele wyrzeczeń kosztowało Patryka podjęcie tej decyzji. Po przeszczepie życie moje, ani jego nie będzie takie samo. Ortopeda przestrzegał mnie, że poprzez ciągłe kontuzje stawu skokowego nie będę mogła dawać na treningach sto procent moich sił, a teraz wiem, że jakiekolwiek treningi są zupełnie niemożliwe. Przez ostatni dwa miesiące spełniłam wiele swoich marzeń, lecz to dotyczące mojej kariery zawodowej nie mogę już zrealizowane. Nie sugeruje się tutaj własnym dobrem, po prostu wiem, że Patryk nie oddał mi swojej nerki bym mogła szaleć i na każdym kroku wystawiać na próbę moją wytrzymałość fizyczną.
Gdy wybudziłam się z narkozy nie był on jedynym chłopakiem, który siedział przy moim szpitalnym łóżku. Był tam również Bartek. Chłopak, który nie odegrał w moim życiu dużej roli, lecz mimo wszystko widząc jego ciemne, bursztynowe oczy, które uśmiechały się do mnie życzliwiej, wiedziałam, że jest to człowiek, który na zawsze znajdzie miejsce w moim sercu. Na stoliku stojącym obok łóżka zauważyłam bukiecik fiołków, jeden z tych, które przystrajały wnętrza kawiarni rodziców chłopaka. Przypomniały mi one południe, które spędziliśmy wspólnie, gdy dowiedziałam się, że Patryk, ten którego tak mocno pokochałam okłamał mnie i złamał moje serce.
- Bartek, nawet nie wiesz jak bardzo chciałam Cię zobaczyć. - Przywitałam się serdecznie. Mój głos był ciężki i zachrypnięty.
- Już się obudziłaś, tak pięknie wyglądasz podczas snu. - Uśmiechnął się, łapiąc mnie za rękę. Zauważyłam w tedy Patryka, który chodził nerwowo po pokoju za założonymi rękoma.
- Pić, chcę mi się... pić. - Próbowałam chwycić odruchowo szklankę wody zazwyczaj stojącą na szafce nocnej.
- Nie, nie.. - Dotknął moją drugą dłoń i wstał powoli. Po czym wziął drewniany patyczek owinięty bawełnianym materiałem i ówcześnie zanurzając go w wodzie pokropił moje popękane wargi. - Powinno pomóc, przykro mi, ale nie mogę Ci na chwilę obecną nic podać.
Uśmiechnęłam się w podziękowaniu, gdy do pokoju weszła pielęgniarka, ta sama, która przyprowadziła mnie z samochodu Kurka do szpitala. Nakazała ona wrócić Patrykowi do łóżka, tłumacząc, że zaraz po operacji powinien na siebie uważać. Ten po wysłuchaniu jej ostrzeżeń, na temat "co może mu grozić, gdy zaraz stąd nie wyjdzie" spojrzał na mnie swoimi zimnymi i rozgniewanymi oczami, po czym opuścił pomieszczenie. Pielęgniarka wychodząc za nim jedynie uśmiechnęła się do Bartka i pomachała przyjaźnie, gdy zauważyła, że powoli wybudzam się z narkozy.
Spojrzałam na chłopaka nie rozumiejąc jej zachowania.
- Mój tata jest lekarzem, a niegdyś dyrektorem tej placówki. - Wyjaśnił, widząc moją zdumioną minę.
Spoglądaliśmy tak na siebie w ciszy. Nie wiem o czym w tedy myślałam, byłam zła, nie wiedziałam, dlaczego Patryk patrzy na mnie takim wzrokiem. Chciałam wykrzyczeć mu jak bardzo martwiłam się o niego, gdy wyjechał bez pożegnania, pragnęłam powiedzieć mu, że go kocham.
- Nie przejmuj się Patrykiem. - Rzucił Bartek, gdy tylko zauważył moją zatroskaną minę. - Po prostu dowiedział się, że niestety nie jestem twoim chłopakiem.
- Powiedziałeś mu? - Zapytałam podpierając się na łokciach.
- Owszem, zaraz po tym jak się wybudził. Nie ukrywam był trochę zły, lecz poczułem, że rzucił z siebie ogromny ciężar. - Odpowiedział, przytrzymując coraz mocniej moją dłoń. - Natalia - podniósł wzroku, który dotąd skupiony był na moich dłoniach. - Przepraszam Cię.
- Ale nie rozumiem, za co mnie przepraszasz? Dziękuje Ci, sama już dawno powinnam powiedzieć mu prawdę.
Wytłumaczyłam, lecz zaraz po tym Bartek uniósł nade mną swoją twarz i pocałował mnie delikatnie w usta. Był to czuły, subtelny pocałunek, lecz trwał on wieczność. Czułam, że nie chcę on bym wyczuła w nim namiętność, a jednocześnie robił wszystko by ten moment trwał jak najdłużej.
- Kocham Cię Natalia. - Wyznał patrząc mi głęboko w oczy. - Pokochałem Cię, od momentu, gdy pierwszy raz Cię zobaczyłem, lecz wiedziałem, że twoje serce należy już do kogoś innego. - Zamilknął. - Pokochałem Cię, choć znałem Cię tylko jeden dzień i wiesz, dzięki Tobie zrozumiałem co to jest miłość od pierwszego wejrzenia.
- Ale Bartek, wiesz, że ja... - Urwałam powstrzymując ręką łzy, które próbowały wylać się z moich oczu. Nie mogłam powiedzieć, że go nie kocham, nie chciałam go zranić, jest za dobrym człowiekiem bym mogła to zrobić.
- Nie kończ. Kocham Cię i wiem, że zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa. Bez względu na to czy z nim, czy ze mną. - Wstał, zdejmując z szyi srebrny łańcuszek z zawieszonym niewielkim granatowym kamieniem, po czym położył mi go na dłoni i zacisnął ją mocno.
Tego dnia ostatni raz widziałam Bartka, nigdy więcej nie odezwał się do mnie, nie napisał, ani nie zadzwonił. Jego rodzice powiedzieli mi, że wyjechał, a jego powrót do kraju jest mało prawdopodobny.

Pół roku później, Warszawa, Złote Tarasy.
- Książka ta na pewno nie powstałaby, gdyby nie współpraca naszych przyjaciół. - Igła zerknął w naszą stronę, pokazując nam, abyśmy wyszli za kotar i przedstawili się zebranym kibicom. - Natalia, jest autorką artykułów, dzięki Patrykowi zaś możemy oglądać te interesujące fotografie. No cóż, dzieciaki dziękuje za prace jaką włożyliście w ten projekt i mam nadzieje, że to nie ostatnie dzieło jakie wspólnie stworzyliśmy. Brawoo! - Wykrzyczał i nagle usłyszeliśmy głośny aplauz. Krzysiek wręczył Patrykowi mikrofon i zachęcił by ten zabrał głos, co zrobił z mało niechęcią.
- Nie wiem czy mogę coś dodać, Krzysiek chyba powiedział wszystko co dotyczyłoby tego projektu. Tak na prawdę to my, ja z Natalią - złapał moją rękę i przyciągnął mnie ku sobie - powinniśmy podziękować chłopakom z reprezentacji, że w ogóle zechcieli z nami współpracować. My spełniliśmy nasze marzenia, dlatego mamy nadzieje, że środki pozyskane ze sprzedaży tej książki wspomogą fundacje Herosi, by ta mogła spełnić marzenia swoich podopiecznych. Natalia? - Przekazał mi pałeczkę.
- Kiedy Michał podszedł do mnie po treningu - uśmiechnęłam się w stronę Kubiaka. -nie podejrzewałam, że moje losy potoczą się w ten sposób. Praca nad tym projektem była dla mnie zaszczytem, rozmowa z tymi wszystkimi zawodnikami, nie potrafię wyrazić tego słowami, staję tu i widzę blask w oczach tych dzieci i wiem, że efekt naszej pracy zadowoli nie tylko kibiców, lecz również te małe istoty. I to im należą się ogromne brawa!

- Jeszcze raz chcielibyśmy Wam podziękować. - Patryk ujął mnie w pasie i rzekł w stronę chłopaków. - Dzięki Wam jesteśmy razem. - Uśmiechnął się po czym pocałował mnie w czoło.
- Niech ten dzień nie wygląda jak ostatnie pożegnanie! Spotkamy się i to jeszcze nie raz! Poza tym mam pomysł na jeszcze jeden projekt, dlatego ja na waszym miejscu nie składał takich deklaracji. - Rzekł Igła, po czym każdy z nas wybuchł śmiechem.


KONIEC.
Wiem, cieszycie się :) Ja też! A raczej tym, że nie uśmierciłam nikogo, jak to planowałam zrobić!

A już teraz zapraszam Was na http://la-luz-del-dia.blogspot.com/ .

czwartek, 20 czerwca 2013

Rozdział XII.

Gdy dowiedziałam się, że reprezentacja USA, pokonała Brazylię w ostatnim meczu fazy zasadniczej Ligi Światowej byłam tak uszczęśliwiona tym wynikiem, że aż lekarz nie mógł uwierzyć, że tak szybko dochodzę do siebie. Były to jednak wyłącznie stwarzane przeze mnie pozory, wyniki badań nadal były jedną wielką zagadną z którą żaden specjalista nie mógł się uporać. Ja jednak robiłam wszystko by wrócić do domu. Obce miasto, towarzystwo i klimat nie był moim wymarzonym miejscem przeznaczonym na leczenie. Z jednej strony nie miałam siły na podróż, kilkugodzinną podróż do Polski, wiedziałam jednak, że stałam się dla chłopaków problemem z powodu którego nie mogą wrócić do kraju. W dzień wylotu więc poprosiłam lekarza o wypis, obiecując, że stawię się na wizytę u mojego lekarza rodzinnego. Spakowałam wszystkie rzeczy, które przez te zaledwie kilka dni skolekcjonowałam wokół szpitalnego łóżka i zamówiłam taksówkę do hotelu. Na miejscu odebrałam klucz do pokoju z chęcią niepostrzeżonego spakowania się nim reprezentacja skończy zjeść śniadanie. Zatrzymałam się jedynie na moment przy drzwiach jadalni, gdy usłyszałam słowa Piotrka, w pomieszczeniu panowała sympatyczna atmosfera, którą udało mu się zaburzyć.
- Kiedy jedziemy po Natalie? - Zapytał przerywając śmiech Ignaczaka. - Chyba wraca z nami do Polski?
- Owszem wraca. Spójrz tylko w lewo. - Zerknął na mnie.
- Natalia! Jesteś taka odpowiedzialna, naprawdę. - Złapał się znacząco za czoło. - Oby tak dalej...
- Skąd wiedzieliście, że tu jestem? - Spytałam podniesionym głosem. - Przecież dopiero przyjechałam.
- Tak się składa, że ja również dopiero po Ciebie pojechałem, a Ciebie nie było. - Usłyszałam ostry głos Bartka, który stanął za mną. - Nawet nie wiesz ile masz szczęścia, że nie przyjechałem kwadrans wcześniej. Zaraz po przylocie wracasz do szpitala. - Spojrzał w stroną libero. - Krzysiek musimy porozmawiać. - Po czym oddalili się w stronę pokoi.

W dalszej kolejności nie obyło się bez ostrzeżeń, zakazów i porad. Nie chciałam tego słuchać, nauczyłam się na pamięć, że moje zdrowie jest najważniejsze, a dzień zwłoki nie robi żadnego znaczenia. W tym celu jak najszybciej uciekłam do swojego lokum. Nie wiedziałam Patryka od kilku dni nie miałam z nim żadnego kontaktu. Chciałam z nim porozmawiać, wyjaśnić mu te wszystkie nieporozumienia, powiedzieć, że z Wojewódzkim łączy mnie tylko przyjaźń.

- Patryk już wyjechał? - Usłyszałam głos Ignaczaka, który dobiegał za uchylonych drzwi pokoju Kurka.
- Tak w tej sytuacji nie ma innego wyboru. Zaskoczył mnie tym, że się zgodził, wręcz sam zaproponował pomoc. Już od dawna sądziłem, że nie jest jej obojętny, lecz nawet nie brałem pod uwagi takiego obrotu sprawy. - Bartek usiadł na łóżku, wpatrując się we własne dłonie. - Boję się, że może mu się coś stać, nie mówiąc o Natalii.. kurde polubiłem te dzieciaki..
- Czy ona nie powinna wracać w tej sytuacji.... - Przyjmujący musiał zauważyć niedomknięte drzwi, bowiem wstał energicznym ruchem po czym zamknął je nim Krzysiek skończył zdanie.

Patryk, Patryk gdzie on jest? Pobiegłam szybko do pokoju. Wyrzuciłam z walizki większość spakowanych ówcześnie rzeczy by dogrzebać się do komórki. Jest! Wydarłam ją niezdarnie z pokrowca wykręcając numer chłopaka. Boję się, że może mu się coś stać. Pierwszy sygnał, nic. Drugi, nic. I tak samo trzeci, czwarty, piąty i poczta.

Patryk, możesz powiedzieć mi to cholery co się dzieje? Podobno wróciłeś już do Polski, odezwij się do mnie. Cześć. Aaa i.. trzymaj się. 

Usiadam bezwładnie na podłodze, zakrywając twarz rękoma. Czemu nikt nie chcę powiedzieć mi o co chodzi? Łzy poleciały mi gwałtownie po policzku. Usłyszałam dzwonek sygnalizujący otrzymanie wiadomości.

Nic się nie dzieje. Musiałem wrócić wcześniej. 
Wyjaśnię Ci to wszystko jutro. Nie martw się, Patryk.

Wstałam leniwie i włożyłam porozrzucane ubrania do torby. Wszystkie moje gesty były czysto mechaniczne. Nadal w głowie dźwięczały mi słowa Bartka. Nie chciałam jednak o tym myśleć, pragnęłam przede wszystkim jak najszybciej znaleźć się przy Patryku. Mieć pewność, że nic mu nie jest.
Godzina wylotu nadeszła bardzo szybko, pewnie dlatego, ponieważ cały ten czas spędziłam w łóżku. Byłam senna, jednak nie mogłam usnąć, w pokoju było za ciepło, miałam duszności ponad to od przyjazdu ze szpitala nie miałam niczego w ustach.
- Natalia? - Usłyszałam szept Piotrka.
- Tak? - Odpowiedziałam słabym głosem.
- Napij się to Ci pomoże. - Podał mi butelkę mineralnej wody. Mimo, że wyglądała, jakby była "czysta", bez problemu odkręciłam korek. Spojrzałam pytająco na środkowego, jednak ten zadowolił się niewinnym uśmiechem. Zaraz po tym zapadłam w głęboki sen.
Ocknęłam się dopiero na lotnisku Reymonta w Łodzi. Leżałam na tylnym siedzeniu samochodu, którego kierowcą był Bartek. Byłam połamana i obolała. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w łóżku, na tym które stoi w moim pokoju. Przyjmujący zerknął na mnie z smutną miną. gdy tylko spostrzegł, że wyrwałam się z objęć snu.
- Mieszkam w przeciwnym końcu miasta. - Odkaszlnęłam by mój głos stał się wyraźniejszy. - Bartek, gdzie my jedziemy? Coś się stało Patrykowi? Musimy mu pomóc, prawda? - Ponaglałam go, gdy tylko zauważyłam, że ignoruje moje pytania.
- Zaraz będziemy na miejscu, bądź cierpliwa. - Nacisnął pedał gazu, koncentrując swoją uwagę tylko i wyłączenie na jezdni.

Instytut Centrum Matki Polki w Łodzi.
- Bartek, dlaczego tu przejechaliśmy? - Zapytałam, gdy tylko znaleźliśmy się na obszarze Instytutu. Jednak nim otrzymałam odpowiedź na moje pytanie zjawiła się jedna z dyżurujących pielęgniarek, prosząc mnie bym usiadła na wózku. Powoli wjechaliśmy do budynku. Panował tam harmider i chaos, wielu małych pacjentów czekało na swoją konsultacje. Równym rokiem zaraz za nami szedł Bartek od czasu do czasu zadając rutynowe pytania pracownicy. Na końcu korytarza otworzyły się duże, przestronne, szklane drzwi. Jak się okazało znajdowała się za nimi mała, biała sala w której prócz biurka i kilkunastu niebieskich, czerwonych i zielonych segregatorów znajdowała się niska blondynka, ubrana w blady fartuch lekarski.
- Aniu mogłabyś podać mi kartkę Natalii Kwiatkowskiej? - Odezwała się oddziałowa pielęgniarek, ta która odebrała mnie sprzed ośrodka.
- Tak, proszę. Sala numer dwadzieścia jeden. - Podała jej szpitalną kartę leczenia, a ta zaś wzięła ją i przekierowała mój wózek z powrotem w stronę holu, by znów wejść przez kolejne drzwi już prowadzące do wskazanej wcześniej sali.
- Zaraz zawołam lekarza, Natalio tu masz swoją piżamę. - Wskazała na poskładane w kostkę ubrania. - Przebierz się proszę w tym czasie. - Dodała po czym zniknęła za drzwiami.
- Bartek, teraz masz mi to wszystko wyjaśnić! - Krzyknęłam, energicznym ruchem podnosząc się z wózka. Czego następstwem był zawrót głowy, jednak starałam się ukryć moje złe samopoczucie. Ten usiadł na łóżku, spoglądając mi w oczy. - Czeka Cię przeszczep nerki, a dawcą będzie Patryk. - Wypowiedział jednym tchem, a następnie wstał i wyszedł z pomieszczenia. - Przebierz się. - Dodał zamykając drzwi. 

sobota, 25 maja 2013

Rozdział XI.

Modena jest pięknym miasteczkiem leżącym na północy Włoch. Obszar ten charakteryzuje się mroźnymi zimami i upalnym latem, czego skutek mieliśmy przyjemność poznać już podczas pierwszych dni naszego pobytu. Wysokie temperatury w połączeniu z dużym wysiłkiem fizycznym były dla naszych organizmów  bardzo męczące. Treningi chłopaków odbywały się w hali sportowej włoskiego męskiego klubu siatkarskiego Pallavolo Modena - Pala Casa. Codziennie chodząc ulicami miasta mieliśmy przyjemność spotykać naszych rodaków, którzy spędzają wakacje w tym malowniczym miejscu, czy też mieszkają tu na stałe.
- Przykro mi Bartek, ale musisz się przyzwyczaić do takiego klimatu. - Uśmiechnął się Kubiak, gdy tylko zobaczył Kurka wycierającego krople potu z czoła. Od przyszłego sezonu ligowego nasz jeden z podstawowych przyjmujących miał zasilić szeregi najlepszego włoskiego klubu Lube Banca Macerata.
- Macerata leży w klimacie śródziemnomorskim, lato tam nie jest aż tak upalne jak tu. - Odrzekł podirytowany wsuwając na nos przyciemniane okulary.
- Oj rzeczywiście, i zima nie jest tak mroźna, jak to bywa w Rosji. - Zaśmiał się Ignaczak, wyliczając na co Bartek odpowiedział zimnym spojrzeniem.
- Koniec gadania! Idziemy teraz do katedry Il Duomo. - Przerwał Możdżonek, którego nos nadal pozostawał przysłonięty mapą miasteczka. - Następnie wybierzemy dzwonnice Ghirlandina, a jeśli się pośpieszymy trafimy jeszcze na plac miejski Piazza Grande. - Spojrzał na nas entuzjastycznie, jednak nasza reakcja nie była tą, której oczekiwał.
- A może tak Hotel Principe? - Doszedł moich pleców głos Patryka, a pozostali spojrzeli wymownie w stronę kapitana.

Hotel Principe był równie malowniczym ośrodkiem co Spała. Otoczony był parkiem krajobrazowym z najróżniejszymi gatunkami roślin i zwierząt. Atmosfera panująca na zewnątrz była najlepszym lekarstwem na ból i zmęczenie. Niestety klimat ten nie wpływał kojąco na moje samopoczucie. Czułam się osłabiona i wyczerpana. Najmniejszy wysiłek był dla mnie porównywalny z najcięższą pracą. Jednocześnie zmuszona byłam do oglądania Patryka i jego mało wymownych spojrzeń, czynów i gestów.
- Natalia powinnaś iść do lekarza, ewentualnie do kogoś z naszego sztabu. - Rozpoczął swoje kazanie Piotrek, gdy tylko usiadłam do stołu by skosztować choćby płowe przygotowanych na nim potraw.
- Naprawdę czuję się już lepiej. - Odparłam z wzrokiem spuszczonym na małej bułce mlecznej, którą zamierzałam spożyć.
- Ale naprawdę nie wyglądasz. - Zerknął w stronę Patryka. - Zaprowadzisz po kolacji koleżankę do lekarza? - Spotkałam ostre spojrzenie Bartka skierowane na Ignaczaka, lecz ten zerkał na chłopaka.
- Taaak. - Jęknął speszony, po czym odkaszlnął. - Nie ma sprawy. - Tym razem jego głos był stanowczy.

- Natalia poczekaj! - Usłyszałam Patryka, który biegł długim korytarzem w moją stronę. - No zaczekaj na mnie! Mieliśmy iść do lekarza! - Krzyknął, gdy tylko otworzyłam drzwi pokoju.
- Czuję się już dobrze. - Odrzekłam po czym pośpiesznym krokiem weszłam do łazienki zatrzaskując drzwi. Chłopak walił w nie mocno pięściami, lecz gdy ucichł usłyszałam słaby szept.
- Coś się stało?
Nie odpowiedziałam mu. Oparłam się o umywalkę i odkręciłam kran, by zagłuszyć dźwięk zwracania bułki. Czułam się okropnie. Nie jadłam. Nie piłam. Spojrzałam w lustro. Byłam blada, może lekko żółta, przede wszystkim odwodniona. nie do życia.
- Natalia, wiesz... ja wiem, że Cię zraniłem. Wiem, że nie jestem bez winy. Z Moniką zerwałem, gdy tylko poznałem Cię w Spale. Tylko ona... ona nie mogła się z tym pogodzić. Dzwoniła do mnie, wypytywała o mnie moich rodziców. Miałem jej w pewnym momencie dosyć, chciałem powiedzieć, że to definitywny koniec. Właśnie w tedy tutaj przyjechałem, chciałem jej to wszystko wyjaśnić, powiedzieć, że nie mamy
szans, coś się wypaliło. Z resztą nasza miłość już od samego początku spisana była na straty. Nasze matki się przyjaźnią i to one były prekursorem tego związku. Monika nawet mnie zrozumiała. Wtedy w parku powiedziałem jej, że kogoś poznałem i... wiesz jak wyglądało to dalej. - Odetchnął głęboko, po czym dodał.
- Tamtego dnia, gdy spotkaliśmy się we czwórkę na ulicy, wracaliśmy właśnie od naszych matek. Wyjaśniliśmy im, że nie ma sensu ciągnąć tego dalej. Gdy powiedziałaś mi, że kogoś masz nie uwierzyłem Ci. Sam nie wiem z jakiego powodu. Z jeden strony byłaś bardzo przekonująca, lecz z drugiej byłem pewny, że nie mogłabyś zranić drugiej osoby, osoby którą kochasz. Teraz sam nie wiem co mam myśleć.
Zapadła cisza, jedynie w mojej głowie toczyła się wojna. Chciałam powiedzieć mu, że nie jestem z Bartkiem, nic mnie z nim nie łączy. Jednak w tej chwili, jakby na złość moja podświadomość przypomniała mi pana Wojewódzkiego, mojego przyjaciela pana Wojewódzkiego. Przepłukałam usta zimną wodą i podeszłam do drzwi, słyszałam równy oddech Patryka. Odtworzyłam je, siedział oparty o prostopadle padającą ścianę
do drzwi.
- Patryk, ja nie. - W tej samej chwili twarz chłopaka zniknęła ze ciemną, ponurą mgłą, a moje ciało bezwładnie upadło na podłogę.

- Doktorze co jej dolega? - Usłyszałam cichy szept, to był Kurek.
Leżałam na małym, niewygodnym szpitalnym łóżku. Pomieszczenie to było białe, puste wręcz przytłaczające. Czułam ostry ból głowy, gdy dotknęłam skroni wyczułam przylepiony plaster. No tak, widocznie uderzyłam o futrynę drzwi. Usłyszałam odpowiedz lekarza.
- Rozumiem Pan nie jest kimś z rodziny? - Jego głos był surowy, lecz jednocześnie pełen szacunku. Lekarz był Polakiem, jak się okazało jednym z wielu pracujących w tym szpitalu.
- Nie do końca, lecz aktualnie jest ona pod naszą opieką. - Odrzekł. - Doktorze?
- Pacjentka ma problemy z nerkami, podejrzewamy Kłębuszkowe zapalenie nerek. Aktualnie podłączona jest do dializatora. Przeprowadziliśmy podstawowe badania, obecność biała, erytrocytów i wałeczków w moczu może być objawem kłębuszkowego zapalenia nerek. Czekamy na wyniki badań krwi, ponadto wykonamy USG, by wykluczyć inne choroby nerek.
- Czy to jednoznaczna diagnoza?
- Badania te nie gwarantują nam, że mamy racje, dlatego przeprowadzimy biopsję, która określi typ zapalenia.
- Biopsję? To coś poważnego?
- Nie. Zbadamy fragment nerki różnymi technikami mikroskopowymi. Pomoże nam do określić tym choroby, jak i dokładnie potwierdzi naszą diagnozę.
- Jak będzie wyglądało leczenie?
- Zależy czy będzie to zapalenie ostre, czy przewlekłe. Zaczniemy leczyć nadciśnienie tętnicze, a także kontrolować skład moczu i krwi. W najgorszym wypadku, jeśli czynność nerek się pogorszy zastosujemy leczenie immunosupresyjne, lecz proszę być dobrej myśli. - Poklepał dynamicznie Bartka po ramieniu.
- Mogę tu zostać? - Zapytał.
- Tak, tylko proszę pamiętać, że jest osłabiona. Jej układ odpornościowy jest w naprawdę kiepskim stanie, ponad to potrzebuje jeszcze trochę snu. - Uśmiechnął się ponuro po czym wyszedł z sali.
- Śpiąca już się obudziła? Jak się czujesz? - Zapytał Bartek, gdy tylko zauważył, że się ocknęłam.
- Wyśmienicie. - Uśmiechnęłam się ironicznie. - Długo spałam?
- Jakąś niecałą dobę.
- Dobę? Niemożliwe.
- A jednak. Już mamy wieczór, kolejny. Pojutrze wracamy, odpoczniesz we własnym łóżku. - Jego usta przybrały pogodny grymas, na co odpowiedziałam tym samym.
- A więc kłębuszkowe? Cóż, lecz co z moimi problemami z żołądkiem?
- Żołądkiem?
- Tak, miałam niestrawność. Widocznie zatrułam się czymś na lotnisku. - Przymknęłam ciężkie powieki.
- Dobrze, odpocznij, wpadniemy po rannym treningu. - Pożegnał się, a  następnie odszedł machając pogodnie ręką.

Nazajutrz obudziłam się cała połamana, spałam długo, a mrowienie mojego ciała sugerowało, że za długo. Było wczesne popołudnie, zegar wiszący na ścianie wskazywał godzinę jedenastą , usłyszałam ciche pukanie, gdy do środka wszedł Bartek z Piotrkiem.
- No cześć. Wyglądasz trochę lepiej, niezłego stracha nam napędziłaś. - Rozpoczął środkowy. - Przynieśliśmy Ci trochę owoców, lekarz powiedział, że musisz jeść lekkie rzeczy. - Uśmiechnął się wskazując na siatkę z zakupami.
- Dzięki. Czy jutro będę mogła wrócić z Wami do domu? - Zapytałam zdruzgotana, nie chciałam spędzić tu ani dnia dłużej.
- Jeśli poczujesz się lepiej lekarz zgodzi się na przewiezienie Cię do Polski, tylko...
- Tylko? - Przerwałam Bartkowi, gdy tylko ton jego głosu stawał się bardziej przygnębiony.
- Lekarz nie jest pewny diagnozy. Prawdopodobnie to niewydolność nerek, jeśli to stan przewlekły wypuszczą Cię dziś do domu, lecz jeśli ostry zostaniesz tu na dłużej, dla własnego bezpieczeństwa. - Dokończył.
- Chcę wrócić, za wszelką cenę. - Rzekłam pewnie, wręcz akcentując każde słow. - I wrócę. - Dodałam szeptem, gdy do sali wszedł lekarz wraz z dwoma pielęgniarkami, jedna z nich podała mu kopertę. Po obejrzeniu jej zawartości powiedział.
- Cóż, nerki zaczynają coraz lepiej pracować. Jeszcze jutro przeprowadzimy kilka badań, jeśli wszystko będzie dobrze wypuścimy się do domu. Tylko obiecaj, gdy tylko wrócisz do Polski udasz się do szpitala!
- Tak, tak oczywiście. My tego dopilnujemy! - Obiecał Bartek, kontynuując rozmowę z lekarzem.

Spotkanie chłopaków z Włochami musiałam oglądać na laptopie, męcząc się z zacinającymi się transmisjami. Mecz ten był na wysokim, wyrównanym poziomie, jednak nie mogliśmy przełożyć gry na wynik. Po pierwszych dwóch seta podopieczni Anastasiego przegrywali z "makaronami" do zera. Był to ostatni moment na przeprowadzenie zmian. Na boisku pojawił się Jarosz, Ruciak i Drzyzga zmieniając losy spotkania. Wyrównaliśmy dorobek punktowy w trzeciej odsłonie, by następnie doprowadzić do tie-break'a. Ostatecznie czekała nas kolejna powtórka z Pucharu Świata z 2011r, wygraliśmy bowiem 3:2.

***
Trochę mnie nie było, prawda? Cóż, mamy maj, koniec maja za czym idzie mam pełne ręce roboty. Pogoda zaczęła przybierać wiosenną aurę, lecz aktualnie wyjechała na przedwczesne wakacje. Śmiało mogę powiedzieć, że nie będę poświęcała zbyt dużo wolnego czasu na naukę. Dam małą swobodę osobą, które zaczynają się uczyć, czy jak kto woli 'wyciągać'. Kolejnym symptomem mówiącym nam, że lato tuż, tuż jest SEZON REPREZENTACYJNY! Tak kochani, mamy już wszyscy biało-czerwone serca! Nie powiem, jest mi piekielnie przykro, że nie mogę jechać na choćby jeden mecz w tym sezonie. Strasznie liczyłam na spotkanie z Brazylią w Atlasie, ale jak zawsze nie wyszło z tego nic specjalnego. Dlatego też wielkim łukiem omijam choćby najmniejsze informacje dotyczące tego dnia. Oby nam się poszczęściło! Trzymajmy mocno kciuki! Nie zapominając o drużynie z Kielc, która walczy w final four LM piłkarzy ręcznych! Jesteśmy z wami! :))

Wracając do rozdziału. Trochę losy potoczyły się niezgodnie z moimi zamierzeniami. Miałam taki kaprys i liczę, że nie zepsuje on całego sensu tej historii. Dodatkowo chciałam pobawić się w Cejrowskiego i Dr. House. Jak oceniacie efekt?

sobota, 4 maja 2013

Rozdział X


Mam na imię Natalia. Mam szesnaście lat. Jestem jedną z istot stworzoną do popełniania błędów. Kocham oraz wykonuje podstawowe potrzeby fizjologiczne. Moją osobę otacza błona, która mnie ochrania. Niestety nie jest to osierdzie czy opłucna. To kłamstwo. Dużo perfidnych kłamstw.

Deszczowy letni dzień. Kap, kropla toruje drogę na moim policzku, po czym bezwładnie spada w dół. Siedzę sama, czując się równie opuszczona. Kap, płynie kolejna kropla. Podkulam nogi, obejmując je rękoma, spoglądam w niebo, czekając na kolejne, przyjemne uderzenie. Za horyzontu wschodzi słońce, przecięte cudowną tęczą, uśmiecham się w jej stroną, popijając kolejny łyk gorącej herbaty. Mogłabym spędzić na tej werandzie cały dzień, nie zaważając na zgiełk miasta.
- Natalia! Na miłość boską! Wchodź do domu! Będziesz chora i nigdzie nie pojedziesz! – Dobiegł do mnie wrzask zdenerwowanej matki. – Ale to już!
Odkładam kubek na parapet i wstaje leniwie. Ostatnia rzeczą na jaką mam ochotę, jest wyjazd. Wyjazd z człowiekiem od którego mam ochotę odpocząć, odetchnąć.
- No chodź! Na Boga, Natalia! – Ponagla mnie, coraz bardziej surowym głosem.
- Dobrze.. – Spoglądam po raz ostatni na słonce, po czym odwracam się i kieruje prosto w stronę schodów, do mojego pokoju.
- Nie moja droga.
- Tak? – Spoglądam rozkojarzona w jej smutne, przygnębione oczy. A może to tylko odbicie moje wyrazu?
- Kochanie, nie wiem o co chodzi. Nie chcesz jechać? A może źle się czujesz? – Podchodzi do mnie i gładzi po moim mokry od deszczu policzek.
- Nie mamo. Jestem po prostu zmęczona podróżą. Pójdę się przespać, ubrania mam już spakowane. Dobranoc. - Nie czekając na odpowiedź zamykam drzwi pokoju i kładę się bezwładnie na łóżku. Jeszcze nigdy nie byłam tak przygnębiona cudzym zachowaniem. Jeszcze nigdy nikt, nie zranił mnie swoim niezdecydowaniem, tajemniczością. Brnę w ten teatr, coraz bardziej gubiąc własne zdanie, coraz mnie zważając na uczucia. Zakładam maskę, dwunastoletniej księżniczki, która nie potrafi w prost wyrazić swoich uczuć. Boję się odrzucenia? Zataczam błędne koło czując, że wciągam w nie bliskie mi osoby.

Hotel Casino, Łódź. Patryk
Słyszę ciche, lecz stanowcze pukanie do drzwi. Wstaję i otwieram je.
- Bartek. Cześć. – Zaskoczony witam siatkarza.
- Patryk, musimy porozmawiać. – Odpowiada wchodząc do pomieszczenia.
- Siadaj. – Zbieram pośpiesznie ciuchy z nieposłanego łóżka. – Napijesz się czegoś?
- Nie, chodź tutaj. Chciałem pogadać o Natalii. – Odparł stanowczym głosem, gdy usiadłem kontynuował. – Pokłóciliście się. Nie wiem o co poszło i chcę wtrącać się w wasze sprawy. Ale pamiętaj, że ona jest jeszcze dzieckiem i to my bierzemy za nią odpowiedzialność.
- Nie, Bartek, nie gadaj bzdur. My nic.. – Wstaje, nerwowo przeczesując włosy rękoma. – Wpadłem w spore bagno i niestety nie zdążyłem wyplątać się z niego, nim Natalia.. – Usiadłem, chowając głowę w dłoniach.
- Chyba nie zrobiłeś czegoś jeszcze głupszego! -  Krzyknął.
- Nie! Traktujesz mnie jak ostatniego zbrodniarza. Po prostu.. – Odetchnąłem by wziąć się w garść. – Natalia uważa mnie za skończonego idiotę ponieważ chciałem zbliżyć się do niej, nie zważając na fakt, że mam dziewczyną. – Wyrecytowałem jednym tchem.
- Sam sobie zasłużyłeś. No ale..
- Moment! – Przerwałem mu. – Ona też mnie okłamała. Oboje nie jesteśmy bez winy. Tylko ona uważa, że jest kimś ponad innych, nie będę teraz wokół niej skakać. Nasz drogi również szybo się spotkały jaki rozeszły. Trudno, a teraz chciałbym Cię przeprosić. – Odtworzyłem drzwi, a on nic nie mówiąc wyszedł z pokoju.

Natalia.
Następny dzień był również pochmurny co poprzedni. Wczesnym rankiem wyruszyliśmy w podróż do Warszawy. Mimo zmęczenia, wszyscy byli w dobrych humorach. Droga, która nas czekała nie należało do najdłuższych, lecz mimo wszystko stwierdziłam, że lepiej będzie spędzić ją śpiąc.
Gdy dotarliśmy na miejsce, Kuba uszczypnął mnie lekko w ramie, by oznajmić, że skończył się czas mojego leniuchowania. Staliśmy przed Okęciem, a chwile później czekaliśmy na odprawę. W samolocie zajęłam miejsce obok Bartka. Włożyłam słuchawki na uszy by się odprężyć i w spokoju przeżyć pierwszy mój lot. Ocknęłam się dopiero w chwili wylądowania samolotu. Nie wiem skąd wzięło się takie zmęczenie w moim organizmie. Mimo tego, że przespałam kilkanaście godzin, nadal byłam wyczerpana, do tego moje złe samopoczucie znalazło sobie kompankę, ostrą migrenę.
- Coś się stało? Jesteś całkiem blada. – Usłyszałam zaniepokojony głos Kubiaka.
- Nie. – Starałam się by na mojej twarzy zagościł uśmiech. – Wiesz, to mój pierwszy lot samolotem. – Dodałam łapiąc swoją torbę podręczną.
- Oj znam to. – Wtrącił się Bartek, a ja spojrzałam na niego dziękując bezgłośnie. – Chodźmy już.

Czekała nas kolejna podróż. Zaczynam rozumieć chłopaków, takie wycieczki kosztowały więcej energii niż trzygodzinne treningi. Całkowicie zignorowałam towarzyszący mi ból głowy, skupiłam się na podziwianiu miasta. Od zawsze chciałam zamieszkać we Włoszech, spędzić tu przynajmniej kilka dni. Moje marzenie się spełniło. Do tego jestem tu z ludźmi dla których coś znaczę i… i z Patrykiem.
Widok hotelowego łóżka był dla mnie zbawieniem, lekarstwem na przeszywający mnie ból. Rzuciłam się na nie wyczerpana, a niedługo potem zasnęłam.
Ocknęłam się, gdy słyszałam otwierające się drzwi. Odskoczyłam przestraszona zerkając w ich stronę. Patryk.
- Przepraszam. Nie chciałem Cię przestraszyć. – Powiedział odkładając na szafkę nocną tacę ze śniadaniem. – Jest już dosyć późno, a Ty nie schodziłaś na dół, więc postanowiłem, że sam przyjdę. Znaczy przyniosę Ci coś do jedzenia. – Odkaszlnął zdenerwowany.
Podziękowałam kiwając głową. Nie mogłam wykrztusić z siebie słowa. Sam jego widok zapierał mi dech w piersiach. Był zupełnie innym człowiekiem niż w tedy, w parku. Jego oczy były zatroskane i zaniepokojone zarazem. Niesforne jasne, jeszcze mokre włosy otuliły jego policzek.
- No tak.. – Rozejrzał się nerwowo po pokoju. – Widzę, że się nie rozpakowałaś.. pomóc Ci?
- Tak, ale potem.. – Spojrzałam na niego. – Chciałabym iść po prysznic.
- Masz racje.. – Odpowiedział po czym odwrócił się w stronę drzwi. – Jakbyś potrzebowała pomocy, mów. – Uśmiechnął się delikatnie.
- Patryk! – Krzyknęłam lekko, instyktowanie podchodząc do niego. – Nie chcę, żebyśmy w naszym towarzystwie czuli się mały dyskomfort. Myślałam, że wyjaśniliśmy sobie całą tą sytuacje.
- Natalia, nie chcę żebyśmy zostali przyjaciółmi. – Odpowiedział, a jego oczy stały się ciężkie i smutne. Nim zdążyłam się odezwać zbiegał już po schodach w stronę recepcji.
Ja też nie chcę.

**
Nie, nie napiszę, że jest to krótki rozdział. Pisałam go dłużej niż jakiekolwiek inne do tej pory. Ale w ramę zadośćuczynienia, chciałbym zamieścić fragment książki, którą studiuję aktualnie. Serdecznie polecam: Intruz - Stephenie Meyer. Tak, wiem, że jest to powieść, której ekranizacja „wchodzi” właśnie do kin. Lecz zanim ktoś wybierze się do cinemy zapraszam do przeczytanie tej książki. Dzięki temu zyskamy małe porównanie, a nasza wyobraźnia będzie mogła trochę popracować. Ta historia udowodniła mi czym jest człowieczeństwo i czy należy kierować się uczuciami, a może jednak przynależnością? Pozdrawiam.

PS. Wiem, że moje wypowiedzi to czyste monologi, lecz podczas wakacji postaram się ubarwić tą stronę dodając moje własne recenzje książek. Po cichu liczę, że do tego czasu ten blog zyska małe grono czytelników.

„Przez wszystkie te tysiąclecia ludziom nie udało się rozgryźć zagadki, jaką jest miłość. Na ile jest sprawą ciała, a na ile umysłu? Ile w niej przypadku, a ile przeznaczenia? Dlaczego związki doskonałe się rozpadają, a te pozornie niemożliwe trwają w najlepsze? Ludzie nie znaleźli odpowiedzi na te pytania i ja też ich nie znam. Miłość po prostu jest, albo jej nie ma. Mój żywiciel kochał żywiciela Curta i ta miłość przetrwała nawet wtedy, gdy umysły właścicieli zmieniły właścicieli”.
                                                                                                                                  ~  Intruz.

sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział IX.

Jasne wytarte dżinsy, czarny rozciągnięty koszulek i adidasy marki Nike, świat nie zostanie podbity przeze mnie w tym stroju, lecz na pewno nie idę na spotkanie z takim też nastawieniem. Przyklejam subtelny uśmiech i wchodzę do Importante, wybieram stolik znajdujący się w bezpiecznej odległości od baru, a jednocześnie w zacisznym kącie pomieszczenie. Siadam wygodnie na krześle i zamawiam szklankę lekko gazowanej wody. Dostrzegam na ścianie blado czerwony zegar z czarnymi wysuniętymi wskazówkami, dochodziła 16. Jeszcze nigdy nie byłam tak zestresowana. Fakt jeszcze nigdy nie zaprosiłam chłopaka do kawiarni, tak do kawiarni, nie na randkę.
- O czym tak myślisz? Nie chciałbym Ci przeszkadzać. – Stał za mną Bartek z lekko niesfornie roztrzepanymi kasztanowymi włosami i radosnym grymasem.
Cudo.
- Zastanawiam się co wspólnego ma Hiszpania.. – Rozejrzałam się wokoło i upiłam łyk napoju. – Ze stylem retro.
- Zamiłowanie mojego ojca kuchnią tego kraju i gusta mojej matki. – Uniósł obojętnie ramiona. – Może to nie mój styl, ale jest całkiem sympatycznie.
- A więc to kawiarnia Twoich rodziców. – Stwierdzałam, dokładnie obejmując wzrokiem każdy detal wystroju. Panowały tu berze z kolorowymi akcentami, wazonami, kasetami i geometrycznymi kształtami. Niebieskie, zielone i czerwone pasy przechodziły przez jedną ze ścian, optycznie powiększając pomieszczenie. Na stolikach położone były małe doniczki ze żółtymi stokrotkami, a dopełnienie i znużenie atmosfery gwarantowała cicha i smętna muzyka uchodząca z odtwarzacza.
- Owszem, od niespełna siedmiu lat. Ale nie mniemam nie spotkaliśmy się tu by rozmawiać o zainteresowaniach moich stworzycieli. – Uśmiechnął się, ściskając wilgotne wargi.
- Tak, masz rację. – Chwyciłam torbę wiszącą na oparciu krzesła. Po czym wyjęłam z niej granatową teczkę. – Proszę. – Podałam ją z radosnym grymasem.
- Ciekawe, no cóż lepiej bym tego w słowa nie ujął. – Odparł po dłuższej chwili, oddając skoroszyt. – Na początku nie sądziłem, że naprawdę pracujesz dla Igły. Sam nie wiem dlaczego. – Dodał, zaglądając głęboko w moje tęczówki.
- Ale już wierzysz? – Upiłam ostatni już łyk nektaru.
- Tak. A jeśli to kłamstwo, to sporo musiałaś się napracować, żeby mnie poderwać. – Na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech.
- Przejrzałeś mnie. – Odpowiedziałam spuszczając ponuro głowę, na co wybuchł donośnym śmiechem. – Chyba powinnam niedługo uciekać.
- Już? – Uśmiech ulotnił się w jednej chwili.
- O 20 wyjeżdżamy. – Wyjąkałam.
- Do Włoch, tak?
- Najpierw wracam do Łodzi, do domu. Potem jedziemy do Warszawy, a następnie na Okęcie. – Rozluźniłam napięcie delikatnym uśmieszkiem.
- A więc jesteś z centrum. Cóż, nie chciałbym zakończyć naszej znajomości na jeden randce. – Wyciągnął dłoń w moim kierunku, równocześnie wstając energicznie. – No to chodźmy.
- Może moje pytanie będzie nie na miejscu, ale gdzie? – Zapytałam nieśmiało.
- Na randkę, drugą randkę. Cóż po dwóch nasza znajomość, choć krótka może nie zakończy się dzisiaj.
Wyszliśmy z kawiarni kierując się w stronę parku. Bartek mocno ujął moją dłoń przybliżając mnie delikatnie do siebie. Szliśmy wolnym krokiem zerkając na siebie, bez słów w rytm delikatnych podmuchów wiatru, patrząc w niebo i obojętnie mijając przechodniów.
- Sądziłem, że przedstawisz mi swojego lubego po powrocie z Italii. – Te słowa jeszcze długo odbijały się echem w mojej głowie. – Patryk. – Jęknęłam odwracając się w jego stronę.
Stał tam, tak po prostu w podwiniętych ciemnych dżinsach i błękitnym podkoszulku. Nie był sam, jak pies do swojego pana przywarta była do niego Monika. Miała na sobie pudrowe bryczesy i obcisły biały podkoszulek, wyglądała jak modelka, wycięta z taniego magazynu mody. Tego feralnego wieczora w parku, była swoją słabszą kopią, zranioną i przygnębioną. Gdy tylko mnie zobaczył, złapał agresywnie swoją towarzyszkę za rękę. Podobnie postąpił Bartek, jednakże jego dotyk był delikatny i czuły. Odpowiedziałam na jego uwagę oschłym, pozbawionym wyrazu uśmiechem, po czym skierowałam wzrok na Wojewódzkiego, niestety nie spotkałam jego tęczówek, zatopione były ona w Patryku i jego ironicznym uśmiechu.
- Przepraszam, jakiś problem? – Zapytał po chwili Bartek ignorując jego pierwszą uwagę. – Jesteśmy spóźnieni.
- Tak, chciałbym porozmawiać z moją koleżanką, coś w tym złego? – Puścił jej dłoń i przybliżył się do chłopaka tak, jakby zaraz mieli między sobą nawiązać bójkę.
- Natalia? – Zerknął w moją stronę z pytającym grymasem.
- Nie, Bartek chodźmy. – Odparłam, chowając się za moim towarzyszem. – Nie mamy czasu, a my porozmawiamy wieczorem. – Dodałam wskazując na Patryka, a następnie odwróciliśmy się w poprzednim kierunku. Zdążyłam zauważyć zburzoną mimikę twarzy fotografa i wyraz Moniki mówiący „Jak to porozmawiamy wieczorem?”.

Kontynuowaliśmy nasz spacer, jakby ten incydent nie miał miejsca. Spoglądaliśmy na siebie z ukosa, lecz i tak nasze zachowanie przypominało przechadzką dwojga niemych znajomych. Tylko co ja tak naprawdę o nim wiedziałam? Ojciec fanatyk hiszpańskiej kuchni i matka posiadająca dość dobry gust, jeśli chodzi o wystroje wnętrz. Wpadłam w błędne koło, lecz za wszelką cenę chciałam się z niego wydostać.
- Bartek, powinniśmy porozmawiać. – Odchrząknęłam, by ton mojego głosu nabrał mocniejszego wyrazu. – Usiądźmy, proszę.
Skierowaliśmy się jednej z ławek, znajdujących się pośród wrzosów. I znów nastała ta krępująca, dźwięczna cisza.
- Przepraszam. – Wyjąkałam.
- Nie rozumiem za co. Znamy się zaledwie od dwóch dni, nie powinnaś mi ufać, tym bardziej zdradzać własnych sekretów. Rzekomo ten chłopak był Twoich kolegą, zapewne znacie się przez naszych reprezentantów, tego jestem pewien, widziałem go w Spodku. Poza tym uważa mnie za twojego chłopaka i nie zaprzeczę, ale nie przeszkadza mi to. – Odetchnął, kończąc wypowiedź słodkim uśmiechem.
- Dziękuje. – Wstałam i złożyłam na jego policzku niezobowiązujący pocałunek, po czym oddaliłam się w stronę hotelu.

Gdy dotarłam na miejsce i zauważyłam rozwścieczoną minę Marcina, zdałam sobie sprawę jak długo błądziłam po mieście. Przesłałam mu jedynie błagalne spojrzenie i pobiegłam do pokoju by się odświeżyć przed podróżą oraz zabrać swój bagaż. Nie zajęło mi to zbyt dużo czasu, byłam zbyt zmęczona by poświęcić na to niepotrzebne minuty.
Wsiadając do autobusu zauważyłam Patryka, który jak zawsze siedział na swoim miejscu, tym znajdującym się obok mnie.
- Bartek! – Zatrzymałam Kurka, który akurat wchodził do autobusu. – Siedzisz sam? – Kiwną potwierdzająco głową. – Będziesz spał? – Powtórzył ges. – No to się posuń, idę do ciebie.
- Nie ma sprawy. – Odpowiedział zabierając torbę z siedzenia. – Pokłuliście się? No wiesz z Patrykiem?
- Nie, po prostu.. on strasznie chrapie. – Skłamałam zerkając wraz z Kurasiem w jego stronę. Niestety nie nikło to jego uwadze. Spojrzał na mnie z żalem, a mnie ogarnęła fala poczucia winy.
Mam swojego Grey’a i jego pięćdziesiąt twarzy.

***
Piękna jest ta piosenka, prawda?

piątek, 19 kwietnia 2013

Rozdział VIII


- No mów, no! – Ponagliłam go niemalże krzykiem.
- Widziałem Cię w parku. – Odrzekł opanowanym, spokojnym głosem. – Ta osoba która ze mną była to Monika i fakt, do pewnego czasu była moją dziewczyną..
– Nie! Nie chcę wiedzieć kto to jest! – Znów krzyknęłam, lecz on i tak zachował kamienną twarz. - Chcę tylko wiedzieć… - Urwałam, zerkając na swoje splecione palce u rąk. – Patryk.. mimo tego co się stało.. ja nie chcę, żebyś… masz kogoś i ja to rozumiem, to co stało się w Atlasie nie powinno się stać.. i to też rozumiem. Naprawdę nie chcę, żebyś mi się tłumaczył ze swojego związku, nie jesteśmy i nie byliśmy parą.
- Daj mi to wyjaśnić. – A jego oczy w końcu przyodziały się w uczucia, ból i smutek. – Proszę.
- Nie. Ty masz kogoś ii ja… ja też mam chłopaka. – Skłamałam ukrywając wzrok w splecionych dłoniach. – Tak też zostanie, zgoda?
Nie oczekując odpowiedzi usiadłam na łóżku, łapiąc za najbliżej leżącą książkę. Zerknęłam jeszcze w jego stronę, patrzył na mnie spod psa, urażony i melancholijny. Gdy nasz spojrzenia się spotkały, odwróciłam oczy jak najszybciej i skupiłam się na przeglądaniu stron. Po chwili usłyszałam jeszcze trzask drzwi po czym moja twarz została zalana łzami.
Nie wiem czemu go okłamałam. Byłam wściekła, wściekła i urażona. Jak on mógł mi to zrobić? Bawił się ze mną od naszego pierwszego spotkania, nie jestem jego myszką, a on nie jest kotkiem.
Niestety, to i tak nie zmieniało faktu, że był on dla mnie kimś więcej niż przyjacielem, a ja nie dałam mu szansy na wytłumaczenie się.
- Powiedział jej, że to „koniec”…
- Bo Cię widział kretynko. – Skuliłam się po czym zasnęłam z czerwonymi i zapłakanymi oczyma.

Następny dzień zaczął się równie nieudanie co poprzedni. Pod porannym prysznicem przewróciłam się zwichnęłam nadgarstek. Następnie wygramoliłam się z brodzika i stłukłam perfumy, które dostałam od mamy. Dla uzupełnienia rościłam szkłem wewnętrzną część dłoni. – Jest cudownie. – Rzekłam bezgłośnie spoglądając z ironicznym uśmiechem w lusterko.

- Pokaż tą rękę. – Rozporządził doktor Kurczewski*, gdy tylko usiadłam na fotelu, który stał naprzeciwko jego biórka. – No pięknie. Jest zwichnięty – Obejrzał nadgarstek po czym opatrzył go.
- Tak myślałam. Dziękuje. – Uśmiechnęłam się, znów zmuszając się by mój grymas nie był odzwierciedleniem mojego samopoczucia.
- Drobiazg. Powiedz mi tylko jak to się stało? – Zapytał z zatroskaną miną.
- Nie to nic z tych rzeczy! – Krzyknęłam, gdy tylko odczytałam jego podejrzenia. – Po prostu to był pechowy dzień. – Dodałam unosząc obojętnie ramiona. – Dowiedzenia.

Wychodząc z gabinetu zerknęłam na zegarek wywieszony na jednej ze ścian. Było już wczesne popołudnie, dlatego też udałam się do stołówki, by towarzyszyć chłopakom podczas obiadu. Równie dobrze mogłam zjeść sama w pokoju, jednak nie chciałam jednego – poczuć się samotnie.
- Piękny dzień prawda. – Usłyszałam Igłę, jak zawsze w świetnym humorze.
– Czy on nigdy nie ma gorszych dni? – Zastanowiłam się. - Chyba nie. – Dodałam bezgłośnie.
- Idealny dzień na wygraną. – Dokończył Bartek, który najwyraźniej również był optymistycznie nastawiony. A chłopaki odpowiedzieli śmiechem.
- Natalia, co się stało? – Spotkałam wzrok Michała utkwiony na mojej dłoni.
- Nic takiego, małe zwichnięcie. – Odparłam z przypisaną mi już obojętnością. – Szorowałam się i oo. – Uśmiechnęłam się chyba po raz pierwszy dziś w szczery sposób.
- Niezdara. – Podsumował Bartman, po czym wróciliśmy do jedzenia.

Niestety nie było z nimi Patryka, a ja nie chciałam wiedzieć, gdzie się podziewa. Może u Moniki?
- Gówno Cię to obchodzi. – Rzekła moja podświadomość, a ja przyznałam jej rację.

Po posiłku udaliśmy się już wspólnie do Spodka. Mecz zaplanowany był na godzinę osiemnastą, dlatego też nie zdążyłam nawet wrócić do pokoju, żeby zmienić T-shiert. Niestety tym razem Patryk zjawił się w autobusie i niestety usiadł obok mnie. Czułam jego jak zawsze wyraziste perfumy. Lacoste?
– Nie! – Oparłam głowę na oparciu nie zawracając uwagi na jego obecność. Kiedyś i tam muszę z nim porozmawiać, lecz na pewno nie dzisiaj, nie teraz.
- Skręciłaś nadgarstek.  – Zauważył po chwili, a jego ton był suchy.
- Nie, zwichnęłam. – Odpowiedziałam, chociaż nie było to pytanie. Zerknął na mnie surowo.
- Powinnaś na siebie uważać.
- Zapamiętam to. – Utkwiłam w nim wzrok, lecz z jego postawy nie umiałam nic wyczytać. Miał jak zawsze subtelnie potargane włosy, ciemne dżiny i biały podkoszulek. Jak zawsze wyglądał idealnie. Różnił się od chłopaka, którego poznałam w Spale, od tego, który jeździł na desce i robił głupie żarty. Był dojrzalszy, a raczej spokojniejszy. Przynajmniej sprawiał takie pozory, które tak często już zawiodły mnie jeśli o chodzi o tego chłopaka.
- Chcę go poznać. – Oznajmił całkiem obojętnym, lecz zarazem poważnym tonem. – Twojego chłopaka. – Dodał widząc moją zdziwioną minę.
- Dobrze. – Zerknęłam na niego z równie kamienną miną. – Poznasz go, gdy tylko wrócimy z Włoch. – Dodałam pewnie.
- Czekam. – Rzucił, a gdy tylko mrugnęłam powiekami wychodził z autobusu.

Nie mam chłopaka, a za czym idzie nie mam kogo przedstawić Patrykowi. Może to najwyższy czas by skończyć te fanaberię? I czemu on chcę go poznać? W czymś ma to mu pomóc? Ewentualnie mi nie uwierzył i stąd to zachowanie. A ja chyba wolałam jego uprzejme uśmieszki w moją stronę, niż kamienną, zimną i obojętną twarz. 
Nasze zlodowaciałe stosunki nie oznaczały, że musimy zakończyć wspólną współpracę, dlatego gdy tylko znaleźliśmy się na hali, zostaliśmy pochłonięci zajęciami. Nie, nie rozmawialiśmy, że sobą, ani przed, ani w czasie meczu.
Spotkanie okazało się powtórką z finału Ligi Światowej 2012. Wyśmienite bloki, ataki Bartka i asy serwisowe Ruciaka sprawiły, że mecz zakończył się bez straty seta. A ja spełniłam kolejne swoje marzenie – przeprowadziłam wywiad z Williamem Priddym.

- Chyba powinnaś zmienić fach. – Zaśmiał się Kurek. – Świetnie grasz oczywiście, ale te Twoje pytania. You are the five years playing in Russia, you get used to the cold days? Hahaha.
- Śmieszne! – Drugi już kolejny szczery uśmiech. – To było tak na koniec, dla mnie. – Wskazałam palcem w swoim kierunku.
- What do you think about Polish fans? – Zacytował Bartek.
- I think they are great. So now they will be giving away a few autographs, and Natalia will do the rest. – Odrzekł z radosnym grymasem Igła. – Kwiatku zdjęcia są jak zawsze na ławce, Patryk Ci pomoże.
-Nie! Sama dam sobie radę. – Przerwałam mu, gdy tylko chciał zawołać chłopaka. – Naprawdę. – Rozluźnił na to ramiona i odszedł w stronę kibiców.

Moja „brożka” po każdym spotkaniu wyglądała podobnie. Zabierałam dyktafon i rozmawiałam z kibicami o ich pasji i wszystkim z nią związaną. W tym dniu jednak nie miałam ochoty skakać po wszystkich sektorach.
Spotkałam czteroosobową grupkę nastolatków wyglądających na średnio osiemnaście lat.
- Cześć. – Zatrzymałam ich ruchem ręki i przywitałam się radośnie. – Nazywam się Natalia Kwiatkowska, zbieram informacje do książki Krzysztofa Ignaczaka, dlatego też chciałabym zadać Wam kilka pytań. – Dodałam, pokazując międzyczasie na identyfikator wiszący na szyi.
- Ok, nie ma sprawy. – Odezwała się przyjaźnie jedna z nastolatek.
- Świetnie. W takim razie może zaczniesz? – Zapytałam. – Na początek się przedstaw, a ja zadam Ci jedno z przygotowanych pytań. Jeśli jedno z was będzie chciało coś powiedzieć, prosiłabym, abyście na koniec podali swoje dane. A ja będę nagrywała. – Zerknęłam na urządzenie trzymające w obolałej dłoni.
- Bez numeru telefonu? – Odezwał się żartobliwie jeden z chłopaków. – Hahaha.
- Jeśli masz w plusie to czemu by nie. – Odrzekłam z podobnym wyrazem. Niestety moje słowa wziął dosłownie. Wraz z personaliami otrzymałam numer kontaktowy. Dopiero teraz mu się przyjrzałam, miał na sobie jasnoniebieskie, lekko wytarte dżinsy, a także czarny podkoszulek z wizerunkiem orła. Jego włosy były kasztanowe, podobnie jak jego ciemne i wyraziste oczy.
Po powrocie do hotelu, niestety znów autobusem i znów z Patrykiem, moim jedynym zajęciem było odnalezienie drogi do łóżka. Następnego dnia, ostatniego już w Katowicach przesłuchiwałam relacje z hali, aż wreszcie dotarłam do celu. Siatkówka to przede wszystkim życie, nie ważna gdzie, nie ważne z kim. Każdy mecz jest wyjątkowy i każdy przeżywam podobnie, nie zależenie czy jestem tylko obserwatorem czy jednym z zawodników, Bartek Wojewódzki, 783567987.
Nie zastanawiając się zbyt długo wystukałam numer telefonu chłopak. Kierowałam się po raz pierwszy w życiu intuicją i mam nadzieję, że nie zawiedzie mnie ona tym razem.
- Słucham.
- Cześć, tutaj Natalia, Natalia Kwiatkowska. – Przywitałam się miło.
- O! Cześć! Nie wiedziałem, że tak szybko zadzwonisz. No ok, nawet nie miałem takiej nadziei. – Zaśmiał się,
- A jednak. Słuchaj, napisałam już artykuł o waszej grupie i może chciałbyś go przeczytać przed zatwierdzeniem Krzyśka? – Zapytałam niepewnie.
- Jasne, że tak! Znasz taką kawiarnie „Importante”?
- Tak, leży niedaleko naszego hotelu. – Odpowiedziałam zadowolona, że oszczędzę sobie tłumaczeń o mojej niewiedzy na temat miasta.
- O 16 dzisiaj?
- Jak najbardziej tak. – Rozłączyłam się.
Pierwszy raz zaprosiłam chłopaka na randkę, ok. kawę.
Dziwne uczucie.
Naprawdę. 

***
Dziś na drugi rok Meme si dla Ciebie. 

piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział VII.


Trudno żyć, gdy czas płynie w spowolnionym tempie, a każde słowo uderza z podwojoną siłą. Czasami wszystko wydaje się takie proste, choć w rzeczywistości przypomina harcerski węzeł, zakazaną drogę, ślepą uliczkę, koniec gry. Twoje wargi były dla mnie moim ulubionym daniem, zanim jeszcze znałam ich smak. Teraz, choć zakazane, z wyraźnym znakiem stop, kuszą jeszcze bardziej, zapraszają do lepszego zapoznania, nęcą i karcą jednocześnie. Nie! Dosyć! Szybkim ruchem pakuje notatnik do torby i zarzucam ją na ramię.
- Już lecę mamo! – Wybiegam z domu nie oczekując na odpowiedz. Zatrzymuje się dwie przecznice dalej oddychając ciężko. Wbiegłam do parku, tak kolorowego o tej porze roku. Mieni się tu nie tylko zieleń przeróżnych drzew, lecz biel bratków i stokrotek. Siadam na jednej z ławek, chowając głowę w kolana. – To nie miało tak być. – Dodaję szeptem spoglądając w błękitne niebo.

Godzinę później jestem już na hali, zmęczona po wyczerpującym spacerze.
– No to chodź, mała. – Dyktuję instynktownie i robię krok w stronę chłopaków.
- Cześć Natalia. – Jak zawsze wita mnie Igła z radosnym grymasem. Widać na jego twarzy, że radość z powodu wygranego meczu nie przysłoniła im, ich codziennych obowiązków.
- Yym cześć. – Odpowiadam drżącym głosem po czym kaszlę. – Jest Patryk? – Ok., trochę pewniej.
- Nie, Patryka dzisiaj nie będzie, musimy sobie sami poradzić. – Odpowiada, lecz zaraz potem przerywa mu Możdżonek.
- Jak już dobrze wiecie, naszym kolejnym spotkaniem, ostatnim w Polsce będzie mecz z Amerykanami w Katowicach. Mimo tego, że mamy w jakiś sposób zapewnione miejsce lidera, nie chciałbym by straciło na tym widowisko, na które czekają nasi kibice. Mimo wszystko musimy się spiąć i pokazać na co nas stać. Spotkanie rozgrywane jest w niedziele, dlatego jak wcześniej ustalono do piątku spotykam się tutaj na treningach, a następnie jedziemy do Spodka. – Poinformował kapitan reprezentacji. – Tak, Natalia Ty też jedziesz z nami. – Dodał uśmiechając się.















Następnego dnia również nie było Patryka.


















W środę też się nie pojawił.



















Tak, w czwartek również.


















I znów nic.






















- Patryk z nami nie jedzie? – Zapytałam sfrustrowana i zaniepokojona. – Co jest do cholery. – Dodałam głucho.
- Nie, on już jest na miejscu. – Odparł Igła, a jego głos był spokojny i zmęczony. – Ruszamy, lepiej się prześpij. – Oparł głowę na siedzeniu, a ja wróciłam no swoje miejsce.
Nie wytrzymałam.

Czy coś się stało? N.

Wystukałam w komórce i zdecydowanym ruchem najechałam palcem na opcje „Wyślij”.
 – Oby nie. – Odpowiedziałam głucho i biorąc przykład z Krzyśka przewracam się na lewy bok i leniwie
zamykam oczy.  

Po kilku, choć nie potrafię określić ilu godzinach drogi byliśmy już na miejscu. Niecierpliwie spojrzałam na telefon, lecz prócz nieodebranego połączenia od mamy nie otrzymałam żadnej innej wiadomości.

Napisz coś, tak po postu. N.

Wysłałam i w tej samej chwili chowam komórkę do tylnej kieszeni dżinsów. Zanoszę bagaż do wyznaczonego mi pokoju i udaje się pod prysznic. O niczym innym nie marzyłam – prysznicu i odpowiedzi od Patryka. Przed wejściem łazienki sprawdziłam telefon, nic. Zrobiłam to samo jeszcze cztery raz. Przed i po kolacji, po wspólnym oglądaniu filmu i przed zaśnięciem.

Spokojnych snów. Pozdrawiam z Katowic. N.

W sobotę, chłopaki nie mieli treningu na siłowni, jednie lekkie ćwiczenia na hali. Wykorzystałam ten czas na przeglądaniu artykułów i uzupełnianiu kolejnych kartek. Wieczorem poszłam na spacer ulicami Katowic. Sama, samotna jak palce.
Szłam bez celu, skupiając swoją uwagę na bezgwieździstym niebie. Właśnie na to czekam. Na jedną małą gwiazdkę na tym granatowym jedwabiu. Lekki wiatr objął moją twarz w potwierdzającym uścisku. Usiadłam na jednej z ławek stojących pośród wrzosów. Okryłam twarz w dłoniach, uśmiechając się smutno. – Znów to samo. – I znów ten powiew wiatru. Park mimo wczesnej pory, był niemalże pusty. Kilka zakochanych w sobie par siedziało na jego skraju, uśmiechając się do siebie życzliwie. Jedna z nich nadzwyczajnie głośno rozmawiała ze sobą. Zerknęłam instynktownie w ich kierunku. Była to szczupła, niska blondynka i…  - Patryk? – Rzekłam szeptem. – To nie może być on. I w tym momencie odskoczył on od niej, gdy tylko chciała go pocałować.
- Koniec, rozumiesz? Koniec. – Rzucił do niej i odszedł. Tak po prostu. Zostawił ją z czerwonymi, nabrzmiałymi oczami.

Niecałą godzinę później odbieram jż kluczę w recepcji i idę do swojego pokoju. Niespokojna i zagubiona, taka jestem w tym momencie. Siadam na łóżku, oddychając ciężko z przerażenia i znów zakrywam twarz. Jakby pomogło mi to ukryć moją słabość, słabość i złość.
- Uśmiechnij się. – Słyszę za sobą spokojny głos. Odwracam się i widzę go. W ciemnych dżinsach i białej podkoszulce. To on, to on był w parku.
- Musimy porozmawiać. – Rzucam oschłym tonem, mimo tego, że moja dusza raduje się na sam jego widok.
- Owszem, musimy. – A jego mina jest przygaszona, jakby brał na swoje barki odpowiedzialność za całe zło tego świata.

***
No krótko jest, ale chyba moim najbliższym wolnym weekendem będzie ten majowy. Trudno. Czytam sobie "Pięćdziesiąt twarzy Greya". Nie cierpię masochistów. Dziękuje, dobranoc.   

PS. Oglądam mecz Sopocianek i Muszyny. I chyba zanosi się na 3:0 dla przyjezdnych, no chyba że się obrończynie tytułu z lekka obudzą.