Trudno żyć, gdy czas płynie w spowolnionym tempie, a każde
słowo uderza z podwojoną siłą. Czasami wszystko wydaje się takie proste, choć w
rzeczywistości przypomina harcerski węzeł, zakazaną drogę, ślepą uliczkę,
koniec gry. Twoje wargi były dla mnie moim ulubionym daniem, zanim jeszcze znałam
ich smak. Teraz, choć zakazane, z wyraźnym znakiem stop, kuszą jeszcze
bardziej, zapraszają do lepszego zapoznania, nęcą i karcą jednocześnie. Nie!
Dosyć! Szybkim ruchem pakuje notatnik do torby i zarzucam ją na ramię.
- Już lecę mamo! – Wybiegam z domu nie oczekując na
odpowiedz. Zatrzymuje się dwie przecznice dalej oddychając ciężko. Wbiegłam do
parku, tak kolorowego o tej porze roku. Mieni się tu nie tylko zieleń przeróżnych
drzew, lecz biel bratków i stokrotek. Siadam na jednej z ławek, chowając głowę
w kolana. – To nie miało tak być. – Dodaję szeptem spoglądając w błękitne
niebo.
Godzinę później jestem już na hali, zmęczona po
wyczerpującym spacerze.
– No to chodź, mała. – Dyktuję instynktownie i robię krok w
stronę chłopaków.
- Cześć Natalia. – Jak zawsze wita mnie Igła z radosnym
grymasem. Widać na jego twarzy, że radość z powodu wygranego meczu nie
przysłoniła im, ich codziennych obowiązków.
- Yym cześć. – Odpowiadam drżącym głosem po czym kaszlę. – Jest Patryk?
– Ok., trochę pewniej.
- Nie, Patryka dzisiaj nie będzie, musimy sobie sami
poradzić. – Odpowiada, lecz zaraz potem przerywa mu Możdżonek.
- Jak już dobrze wiecie, naszym kolejnym spotkaniem,
ostatnim w Polsce będzie mecz z Amerykanami w Katowicach. Mimo tego, że mamy w
jakiś sposób zapewnione miejsce lidera, nie chciałbym by straciło na tym
widowisko, na które czekają nasi kibice. Mimo wszystko musimy się spiąć i
pokazać na co nas stać. Spotkanie rozgrywane jest w niedziele, dlatego jak
wcześniej ustalono do piątku spotykam się tutaj na treningach, a następnie
jedziemy do Spodka. – Poinformował kapitan reprezentacji. – Tak, Natalia Ty też
jedziesz z nami. – Dodał uśmiechając się.
Następnego dnia również nie było Patryka.
W środę też się nie pojawił.
Tak, w czwartek również.
I znów nic.
- Patryk z nami nie jedzie? – Zapytałam sfrustrowana i zaniepokojona.
– Co jest do cholery. – Dodałam głucho.
- Nie, on już jest na miejscu. – Odparł Igła, a jego głos
był spokojny i zmęczony. – Ruszamy, lepiej się prześpij. – Oparł głowę na
siedzeniu, a ja wróciłam no swoje miejsce.
Nie wytrzymałam.
Czy coś się stało? N.
Wystukałam w komórce i zdecydowanym ruchem najechałam palcem
na opcje „Wyślij”.
– Oby nie. –
Odpowiedziałam głucho i biorąc przykład z Krzyśka przewracam się na lewy bok
i leniwie
zamykam oczy.
Po kilku, choć nie potrafię określić ilu godzinach drogi byliśmy
już na miejscu. Niecierpliwie spojrzałam na telefon, lecz prócz nieodebranego
połączenia od mamy nie otrzymałam żadnej innej wiadomości.
Napisz coś, tak po postu. N.
Wysłałam i w tej samej chwili chowam komórkę do tylnej kieszeni dżinsów. Zanoszę bagaż do wyznaczonego mi pokoju i udaje się pod
prysznic. O niczym innym nie marzyłam – prysznicu i odpowiedzi od Patryka. Przed
wejściem łazienki sprawdziłam telefon, nic. Zrobiłam to samo jeszcze cztery
raz. Przed i po kolacji, po wspólnym oglądaniu filmu i przed zaśnięciem.
Spokojnych snów. Pozdrawiam z Katowic. N.
W sobotę, chłopaki nie mieli treningu na siłowni, jednie
lekkie ćwiczenia na hali. Wykorzystałam ten czas na przeglądaniu artykułów i
uzupełnianiu kolejnych kartek. Wieczorem poszłam na spacer ulicami Katowic. Sama,
samotna jak palce.
Szłam bez celu, skupiając swoją uwagę na bezgwieździstym
niebie. Właśnie na to czekam. Na jedną małą gwiazdkę na tym granatowym
jedwabiu. Lekki wiatr objął moją twarz w potwierdzającym uścisku. Usiadłam na
jednej z ławek stojących pośród wrzosów. Okryłam twarz w dłoniach,
uśmiechając się smutno. – Znów to samo. – I znów ten powiew wiatru. Park mimo
wczesnej pory, był niemalże pusty. Kilka zakochanych w sobie par siedziało na
jego skraju, uśmiechając się do siebie życzliwie. Jedna z nich nadzwyczajnie
głośno rozmawiała ze sobą. Zerknęłam instynktownie w ich kierunku. Była to
szczupła, niska blondynka i… - Patryk? –
Rzekłam szeptem. – To nie może być on. I w tym momencie odskoczył on od niej, gdy
tylko chciała go pocałować.
- Koniec, rozumiesz? Koniec. – Rzucił do niej i odszedł. Tak
po prostu. Zostawił ją z czerwonymi, nabrzmiałymi oczami.
Niecałą godzinę później odbieram jż kluczę w recepcji i
idę do swojego pokoju. Niespokojna i zagubiona, taka jestem w tym momencie.
Siadam na łóżku, oddychając ciężko z przerażenia i znów zakrywam twarz. Jakby
pomogło mi to ukryć moją słabość, słabość i złość.
- Uśmiechnij się. – Słyszę za sobą spokojny głos. Odwracam
się i widzę go. W ciemnych dżinsach i białej podkoszulce. To on, to on był w
parku.
- Musimy porozmawiać. – Rzucam oschłym tonem, mimo tego, że
moja dusza raduje się na sam jego widok.
- Owszem, musimy. – A jego mina jest przygaszona, jakby brał
na swoje barki odpowiedzialność za całe zło tego świata.
***
No krótko jest, ale chyba moim najbliższym wolnym weekendem będzie ten majowy. Trudno. Czytam sobie "Pięćdziesiąt twarzy Greya". Nie cierpię masochistów. Dziękuje, dobranoc.
PS. Oglądam mecz Sopocianek i Muszyny. I chyba zanosi się na 3:0 dla przyjezdnych, no chyba że się obrończynie tytułu z lekka obudzą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz