czwartek, 20 czerwca 2013

Rozdział XII.

Gdy dowiedziałam się, że reprezentacja USA, pokonała Brazylię w ostatnim meczu fazy zasadniczej Ligi Światowej byłam tak uszczęśliwiona tym wynikiem, że aż lekarz nie mógł uwierzyć, że tak szybko dochodzę do siebie. Były to jednak wyłącznie stwarzane przeze mnie pozory, wyniki badań nadal były jedną wielką zagadną z którą żaden specjalista nie mógł się uporać. Ja jednak robiłam wszystko by wrócić do domu. Obce miasto, towarzystwo i klimat nie był moim wymarzonym miejscem przeznaczonym na leczenie. Z jednej strony nie miałam siły na podróż, kilkugodzinną podróż do Polski, wiedziałam jednak, że stałam się dla chłopaków problemem z powodu którego nie mogą wrócić do kraju. W dzień wylotu więc poprosiłam lekarza o wypis, obiecując, że stawię się na wizytę u mojego lekarza rodzinnego. Spakowałam wszystkie rzeczy, które przez te zaledwie kilka dni skolekcjonowałam wokół szpitalnego łóżka i zamówiłam taksówkę do hotelu. Na miejscu odebrałam klucz do pokoju z chęcią niepostrzeżonego spakowania się nim reprezentacja skończy zjeść śniadanie. Zatrzymałam się jedynie na moment przy drzwiach jadalni, gdy usłyszałam słowa Piotrka, w pomieszczeniu panowała sympatyczna atmosfera, którą udało mu się zaburzyć.
- Kiedy jedziemy po Natalie? - Zapytał przerywając śmiech Ignaczaka. - Chyba wraca z nami do Polski?
- Owszem wraca. Spójrz tylko w lewo. - Zerknął na mnie.
- Natalia! Jesteś taka odpowiedzialna, naprawdę. - Złapał się znacząco za czoło. - Oby tak dalej...
- Skąd wiedzieliście, że tu jestem? - Spytałam podniesionym głosem. - Przecież dopiero przyjechałam.
- Tak się składa, że ja również dopiero po Ciebie pojechałem, a Ciebie nie było. - Usłyszałam ostry głos Bartka, który stanął za mną. - Nawet nie wiesz ile masz szczęścia, że nie przyjechałem kwadrans wcześniej. Zaraz po przylocie wracasz do szpitala. - Spojrzał w stroną libero. - Krzysiek musimy porozmawiać. - Po czym oddalili się w stronę pokoi.

W dalszej kolejności nie obyło się bez ostrzeżeń, zakazów i porad. Nie chciałam tego słuchać, nauczyłam się na pamięć, że moje zdrowie jest najważniejsze, a dzień zwłoki nie robi żadnego znaczenia. W tym celu jak najszybciej uciekłam do swojego lokum. Nie wiedziałam Patryka od kilku dni nie miałam z nim żadnego kontaktu. Chciałam z nim porozmawiać, wyjaśnić mu te wszystkie nieporozumienia, powiedzieć, że z Wojewódzkim łączy mnie tylko przyjaźń.

- Patryk już wyjechał? - Usłyszałam głos Ignaczaka, który dobiegał za uchylonych drzwi pokoju Kurka.
- Tak w tej sytuacji nie ma innego wyboru. Zaskoczył mnie tym, że się zgodził, wręcz sam zaproponował pomoc. Już od dawna sądziłem, że nie jest jej obojętny, lecz nawet nie brałem pod uwagi takiego obrotu sprawy. - Bartek usiadł na łóżku, wpatrując się we własne dłonie. - Boję się, że może mu się coś stać, nie mówiąc o Natalii.. kurde polubiłem te dzieciaki..
- Czy ona nie powinna wracać w tej sytuacji.... - Przyjmujący musiał zauważyć niedomknięte drzwi, bowiem wstał energicznym ruchem po czym zamknął je nim Krzysiek skończył zdanie.

Patryk, Patryk gdzie on jest? Pobiegłam szybko do pokoju. Wyrzuciłam z walizki większość spakowanych ówcześnie rzeczy by dogrzebać się do komórki. Jest! Wydarłam ją niezdarnie z pokrowca wykręcając numer chłopaka. Boję się, że może mu się coś stać. Pierwszy sygnał, nic. Drugi, nic. I tak samo trzeci, czwarty, piąty i poczta.

Patryk, możesz powiedzieć mi to cholery co się dzieje? Podobno wróciłeś już do Polski, odezwij się do mnie. Cześć. Aaa i.. trzymaj się. 

Usiadam bezwładnie na podłodze, zakrywając twarz rękoma. Czemu nikt nie chcę powiedzieć mi o co chodzi? Łzy poleciały mi gwałtownie po policzku. Usłyszałam dzwonek sygnalizujący otrzymanie wiadomości.

Nic się nie dzieje. Musiałem wrócić wcześniej. 
Wyjaśnię Ci to wszystko jutro. Nie martw się, Patryk.

Wstałam leniwie i włożyłam porozrzucane ubrania do torby. Wszystkie moje gesty były czysto mechaniczne. Nadal w głowie dźwięczały mi słowa Bartka. Nie chciałam jednak o tym myśleć, pragnęłam przede wszystkim jak najszybciej znaleźć się przy Patryku. Mieć pewność, że nic mu nie jest.
Godzina wylotu nadeszła bardzo szybko, pewnie dlatego, ponieważ cały ten czas spędziłam w łóżku. Byłam senna, jednak nie mogłam usnąć, w pokoju było za ciepło, miałam duszności ponad to od przyjazdu ze szpitala nie miałam niczego w ustach.
- Natalia? - Usłyszałam szept Piotrka.
- Tak? - Odpowiedziałam słabym głosem.
- Napij się to Ci pomoże. - Podał mi butelkę mineralnej wody. Mimo, że wyglądała, jakby była "czysta", bez problemu odkręciłam korek. Spojrzałam pytająco na środkowego, jednak ten zadowolił się niewinnym uśmiechem. Zaraz po tym zapadłam w głęboki sen.
Ocknęłam się dopiero na lotnisku Reymonta w Łodzi. Leżałam na tylnym siedzeniu samochodu, którego kierowcą był Bartek. Byłam połamana i obolała. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w łóżku, na tym które stoi w moim pokoju. Przyjmujący zerknął na mnie z smutną miną. gdy tylko spostrzegł, że wyrwałam się z objęć snu.
- Mieszkam w przeciwnym końcu miasta. - Odkaszlnęłam by mój głos stał się wyraźniejszy. - Bartek, gdzie my jedziemy? Coś się stało Patrykowi? Musimy mu pomóc, prawda? - Ponaglałam go, gdy tylko zauważyłam, że ignoruje moje pytania.
- Zaraz będziemy na miejscu, bądź cierpliwa. - Nacisnął pedał gazu, koncentrując swoją uwagę tylko i wyłączenie na jezdni.

Instytut Centrum Matki Polki w Łodzi.
- Bartek, dlaczego tu przejechaliśmy? - Zapytałam, gdy tylko znaleźliśmy się na obszarze Instytutu. Jednak nim otrzymałam odpowiedź na moje pytanie zjawiła się jedna z dyżurujących pielęgniarek, prosząc mnie bym usiadła na wózku. Powoli wjechaliśmy do budynku. Panował tam harmider i chaos, wielu małych pacjentów czekało na swoją konsultacje. Równym rokiem zaraz za nami szedł Bartek od czasu do czasu zadając rutynowe pytania pracownicy. Na końcu korytarza otworzyły się duże, przestronne, szklane drzwi. Jak się okazało znajdowała się za nimi mała, biała sala w której prócz biurka i kilkunastu niebieskich, czerwonych i zielonych segregatorów znajdowała się niska blondynka, ubrana w blady fartuch lekarski.
- Aniu mogłabyś podać mi kartkę Natalii Kwiatkowskiej? - Odezwała się oddziałowa pielęgniarek, ta która odebrała mnie sprzed ośrodka.
- Tak, proszę. Sala numer dwadzieścia jeden. - Podała jej szpitalną kartę leczenia, a ta zaś wzięła ją i przekierowała mój wózek z powrotem w stronę holu, by znów wejść przez kolejne drzwi już prowadzące do wskazanej wcześniej sali.
- Zaraz zawołam lekarza, Natalio tu masz swoją piżamę. - Wskazała na poskładane w kostkę ubrania. - Przebierz się proszę w tym czasie. - Dodała po czym zniknęła za drzwiami.
- Bartek, teraz masz mi to wszystko wyjaśnić! - Krzyknęłam, energicznym ruchem podnosząc się z wózka. Czego następstwem był zawrót głowy, jednak starałam się ukryć moje złe samopoczucie. Ten usiadł na łóżku, spoglądając mi w oczy. - Czeka Cię przeszczep nerki, a dawcą będzie Patryk. - Wypowiedział jednym tchem, a następnie wstał i wyszedł z pomieszczenia. - Przebierz się. - Dodał zamykając drzwi. 

1 komentarz:

  1. jprdl, coś podobnego było kiedyś w moim opowiadaniu, ale mimo wszystko...mnie zszokowałaś. ty dobra jesteś, chcesz, żebym zawału dostała, że już coś złego z Patrykiem jest...:/

    OdpowiedzUsuń