sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział IX.

Jasne wytarte dżinsy, czarny rozciągnięty koszulek i adidasy marki Nike, świat nie zostanie podbity przeze mnie w tym stroju, lecz na pewno nie idę na spotkanie z takim też nastawieniem. Przyklejam subtelny uśmiech i wchodzę do Importante, wybieram stolik znajdujący się w bezpiecznej odległości od baru, a jednocześnie w zacisznym kącie pomieszczenie. Siadam wygodnie na krześle i zamawiam szklankę lekko gazowanej wody. Dostrzegam na ścianie blado czerwony zegar z czarnymi wysuniętymi wskazówkami, dochodziła 16. Jeszcze nigdy nie byłam tak zestresowana. Fakt jeszcze nigdy nie zaprosiłam chłopaka do kawiarni, tak do kawiarni, nie na randkę.
- O czym tak myślisz? Nie chciałbym Ci przeszkadzać. – Stał za mną Bartek z lekko niesfornie roztrzepanymi kasztanowymi włosami i radosnym grymasem.
Cudo.
- Zastanawiam się co wspólnego ma Hiszpania.. – Rozejrzałam się wokoło i upiłam łyk napoju. – Ze stylem retro.
- Zamiłowanie mojego ojca kuchnią tego kraju i gusta mojej matki. – Uniósł obojętnie ramiona. – Może to nie mój styl, ale jest całkiem sympatycznie.
- A więc to kawiarnia Twoich rodziców. – Stwierdzałam, dokładnie obejmując wzrokiem każdy detal wystroju. Panowały tu berze z kolorowymi akcentami, wazonami, kasetami i geometrycznymi kształtami. Niebieskie, zielone i czerwone pasy przechodziły przez jedną ze ścian, optycznie powiększając pomieszczenie. Na stolikach położone były małe doniczki ze żółtymi stokrotkami, a dopełnienie i znużenie atmosfery gwarantowała cicha i smętna muzyka uchodząca z odtwarzacza.
- Owszem, od niespełna siedmiu lat. Ale nie mniemam nie spotkaliśmy się tu by rozmawiać o zainteresowaniach moich stworzycieli. – Uśmiechnął się, ściskając wilgotne wargi.
- Tak, masz rację. – Chwyciłam torbę wiszącą na oparciu krzesła. Po czym wyjęłam z niej granatową teczkę. – Proszę. – Podałam ją z radosnym grymasem.
- Ciekawe, no cóż lepiej bym tego w słowa nie ujął. – Odparł po dłuższej chwili, oddając skoroszyt. – Na początku nie sądziłem, że naprawdę pracujesz dla Igły. Sam nie wiem dlaczego. – Dodał, zaglądając głęboko w moje tęczówki.
- Ale już wierzysz? – Upiłam ostatni już łyk nektaru.
- Tak. A jeśli to kłamstwo, to sporo musiałaś się napracować, żeby mnie poderwać. – Na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech.
- Przejrzałeś mnie. – Odpowiedziałam spuszczając ponuro głowę, na co wybuchł donośnym śmiechem. – Chyba powinnam niedługo uciekać.
- Już? – Uśmiech ulotnił się w jednej chwili.
- O 20 wyjeżdżamy. – Wyjąkałam.
- Do Włoch, tak?
- Najpierw wracam do Łodzi, do domu. Potem jedziemy do Warszawy, a następnie na Okęcie. – Rozluźniłam napięcie delikatnym uśmieszkiem.
- A więc jesteś z centrum. Cóż, nie chciałbym zakończyć naszej znajomości na jeden randce. – Wyciągnął dłoń w moim kierunku, równocześnie wstając energicznie. – No to chodźmy.
- Może moje pytanie będzie nie na miejscu, ale gdzie? – Zapytałam nieśmiało.
- Na randkę, drugą randkę. Cóż po dwóch nasza znajomość, choć krótka może nie zakończy się dzisiaj.
Wyszliśmy z kawiarni kierując się w stronę parku. Bartek mocno ujął moją dłoń przybliżając mnie delikatnie do siebie. Szliśmy wolnym krokiem zerkając na siebie, bez słów w rytm delikatnych podmuchów wiatru, patrząc w niebo i obojętnie mijając przechodniów.
- Sądziłem, że przedstawisz mi swojego lubego po powrocie z Italii. – Te słowa jeszcze długo odbijały się echem w mojej głowie. – Patryk. – Jęknęłam odwracając się w jego stronę.
Stał tam, tak po prostu w podwiniętych ciemnych dżinsach i błękitnym podkoszulku. Nie był sam, jak pies do swojego pana przywarta była do niego Monika. Miała na sobie pudrowe bryczesy i obcisły biały podkoszulek, wyglądała jak modelka, wycięta z taniego magazynu mody. Tego feralnego wieczora w parku, była swoją słabszą kopią, zranioną i przygnębioną. Gdy tylko mnie zobaczył, złapał agresywnie swoją towarzyszkę za rękę. Podobnie postąpił Bartek, jednakże jego dotyk był delikatny i czuły. Odpowiedziałam na jego uwagę oschłym, pozbawionym wyrazu uśmiechem, po czym skierowałam wzrok na Wojewódzkiego, niestety nie spotkałam jego tęczówek, zatopione były ona w Patryku i jego ironicznym uśmiechu.
- Przepraszam, jakiś problem? – Zapytał po chwili Bartek ignorując jego pierwszą uwagę. – Jesteśmy spóźnieni.
- Tak, chciałbym porozmawiać z moją koleżanką, coś w tym złego? – Puścił jej dłoń i przybliżył się do chłopaka tak, jakby zaraz mieli między sobą nawiązać bójkę.
- Natalia? – Zerknął w moją stronę z pytającym grymasem.
- Nie, Bartek chodźmy. – Odparłam, chowając się za moim towarzyszem. – Nie mamy czasu, a my porozmawiamy wieczorem. – Dodałam wskazując na Patryka, a następnie odwróciliśmy się w poprzednim kierunku. Zdążyłam zauważyć zburzoną mimikę twarzy fotografa i wyraz Moniki mówiący „Jak to porozmawiamy wieczorem?”.

Kontynuowaliśmy nasz spacer, jakby ten incydent nie miał miejsca. Spoglądaliśmy na siebie z ukosa, lecz i tak nasze zachowanie przypominało przechadzką dwojga niemych znajomych. Tylko co ja tak naprawdę o nim wiedziałam? Ojciec fanatyk hiszpańskiej kuchni i matka posiadająca dość dobry gust, jeśli chodzi o wystroje wnętrz. Wpadłam w błędne koło, lecz za wszelką cenę chciałam się z niego wydostać.
- Bartek, powinniśmy porozmawiać. – Odchrząknęłam, by ton mojego głosu nabrał mocniejszego wyrazu. – Usiądźmy, proszę.
Skierowaliśmy się jednej z ławek, znajdujących się pośród wrzosów. I znów nastała ta krępująca, dźwięczna cisza.
- Przepraszam. – Wyjąkałam.
- Nie rozumiem za co. Znamy się zaledwie od dwóch dni, nie powinnaś mi ufać, tym bardziej zdradzać własnych sekretów. Rzekomo ten chłopak był Twoich kolegą, zapewne znacie się przez naszych reprezentantów, tego jestem pewien, widziałem go w Spodku. Poza tym uważa mnie za twojego chłopaka i nie zaprzeczę, ale nie przeszkadza mi to. – Odetchnął, kończąc wypowiedź słodkim uśmiechem.
- Dziękuje. – Wstałam i złożyłam na jego policzku niezobowiązujący pocałunek, po czym oddaliłam się w stronę hotelu.

Gdy dotarłam na miejsce i zauważyłam rozwścieczoną minę Marcina, zdałam sobie sprawę jak długo błądziłam po mieście. Przesłałam mu jedynie błagalne spojrzenie i pobiegłam do pokoju by się odświeżyć przed podróżą oraz zabrać swój bagaż. Nie zajęło mi to zbyt dużo czasu, byłam zbyt zmęczona by poświęcić na to niepotrzebne minuty.
Wsiadając do autobusu zauważyłam Patryka, który jak zawsze siedział na swoim miejscu, tym znajdującym się obok mnie.
- Bartek! – Zatrzymałam Kurka, który akurat wchodził do autobusu. – Siedzisz sam? – Kiwną potwierdzająco głową. – Będziesz spał? – Powtórzył ges. – No to się posuń, idę do ciebie.
- Nie ma sprawy. – Odpowiedział zabierając torbę z siedzenia. – Pokłuliście się? No wiesz z Patrykiem?
- Nie, po prostu.. on strasznie chrapie. – Skłamałam zerkając wraz z Kurasiem w jego stronę. Niestety nie nikło to jego uwadze. Spojrzał na mnie z żalem, a mnie ogarnęła fala poczucia winy.
Mam swojego Grey’a i jego pięćdziesiąt twarzy.

***
Piękna jest ta piosenka, prawda?

piątek, 19 kwietnia 2013

Rozdział VIII


- No mów, no! – Ponagliłam go niemalże krzykiem.
- Widziałem Cię w parku. – Odrzekł opanowanym, spokojnym głosem. – Ta osoba która ze mną była to Monika i fakt, do pewnego czasu była moją dziewczyną..
– Nie! Nie chcę wiedzieć kto to jest! – Znów krzyknęłam, lecz on i tak zachował kamienną twarz. - Chcę tylko wiedzieć… - Urwałam, zerkając na swoje splecione palce u rąk. – Patryk.. mimo tego co się stało.. ja nie chcę, żebyś… masz kogoś i ja to rozumiem, to co stało się w Atlasie nie powinno się stać.. i to też rozumiem. Naprawdę nie chcę, żebyś mi się tłumaczył ze swojego związku, nie jesteśmy i nie byliśmy parą.
- Daj mi to wyjaśnić. – A jego oczy w końcu przyodziały się w uczucia, ból i smutek. – Proszę.
- Nie. Ty masz kogoś ii ja… ja też mam chłopaka. – Skłamałam ukrywając wzrok w splecionych dłoniach. – Tak też zostanie, zgoda?
Nie oczekując odpowiedzi usiadłam na łóżku, łapiąc za najbliżej leżącą książkę. Zerknęłam jeszcze w jego stronę, patrzył na mnie spod psa, urażony i melancholijny. Gdy nasz spojrzenia się spotkały, odwróciłam oczy jak najszybciej i skupiłam się na przeglądaniu stron. Po chwili usłyszałam jeszcze trzask drzwi po czym moja twarz została zalana łzami.
Nie wiem czemu go okłamałam. Byłam wściekła, wściekła i urażona. Jak on mógł mi to zrobić? Bawił się ze mną od naszego pierwszego spotkania, nie jestem jego myszką, a on nie jest kotkiem.
Niestety, to i tak nie zmieniało faktu, że był on dla mnie kimś więcej niż przyjacielem, a ja nie dałam mu szansy na wytłumaczenie się.
- Powiedział jej, że to „koniec”…
- Bo Cię widział kretynko. – Skuliłam się po czym zasnęłam z czerwonymi i zapłakanymi oczyma.

Następny dzień zaczął się równie nieudanie co poprzedni. Pod porannym prysznicem przewróciłam się zwichnęłam nadgarstek. Następnie wygramoliłam się z brodzika i stłukłam perfumy, które dostałam od mamy. Dla uzupełnienia rościłam szkłem wewnętrzną część dłoni. – Jest cudownie. – Rzekłam bezgłośnie spoglądając z ironicznym uśmiechem w lusterko.

- Pokaż tą rękę. – Rozporządził doktor Kurczewski*, gdy tylko usiadłam na fotelu, który stał naprzeciwko jego biórka. – No pięknie. Jest zwichnięty – Obejrzał nadgarstek po czym opatrzył go.
- Tak myślałam. Dziękuje. – Uśmiechnęłam się, znów zmuszając się by mój grymas nie był odzwierciedleniem mojego samopoczucia.
- Drobiazg. Powiedz mi tylko jak to się stało? – Zapytał z zatroskaną miną.
- Nie to nic z tych rzeczy! – Krzyknęłam, gdy tylko odczytałam jego podejrzenia. – Po prostu to był pechowy dzień. – Dodałam unosząc obojętnie ramiona. – Dowiedzenia.

Wychodząc z gabinetu zerknęłam na zegarek wywieszony na jednej ze ścian. Było już wczesne popołudnie, dlatego też udałam się do stołówki, by towarzyszyć chłopakom podczas obiadu. Równie dobrze mogłam zjeść sama w pokoju, jednak nie chciałam jednego – poczuć się samotnie.
- Piękny dzień prawda. – Usłyszałam Igłę, jak zawsze w świetnym humorze.
– Czy on nigdy nie ma gorszych dni? – Zastanowiłam się. - Chyba nie. – Dodałam bezgłośnie.
- Idealny dzień na wygraną. – Dokończył Bartek, który najwyraźniej również był optymistycznie nastawiony. A chłopaki odpowiedzieli śmiechem.
- Natalia, co się stało? – Spotkałam wzrok Michała utkwiony na mojej dłoni.
- Nic takiego, małe zwichnięcie. – Odparłam z przypisaną mi już obojętnością. – Szorowałam się i oo. – Uśmiechnęłam się chyba po raz pierwszy dziś w szczery sposób.
- Niezdara. – Podsumował Bartman, po czym wróciliśmy do jedzenia.

Niestety nie było z nimi Patryka, a ja nie chciałam wiedzieć, gdzie się podziewa. Może u Moniki?
- Gówno Cię to obchodzi. – Rzekła moja podświadomość, a ja przyznałam jej rację.

Po posiłku udaliśmy się już wspólnie do Spodka. Mecz zaplanowany był na godzinę osiemnastą, dlatego też nie zdążyłam nawet wrócić do pokoju, żeby zmienić T-shiert. Niestety tym razem Patryk zjawił się w autobusie i niestety usiadł obok mnie. Czułam jego jak zawsze wyraziste perfumy. Lacoste?
– Nie! – Oparłam głowę na oparciu nie zawracając uwagi na jego obecność. Kiedyś i tam muszę z nim porozmawiać, lecz na pewno nie dzisiaj, nie teraz.
- Skręciłaś nadgarstek.  – Zauważył po chwili, a jego ton był suchy.
- Nie, zwichnęłam. – Odpowiedziałam, chociaż nie było to pytanie. Zerknął na mnie surowo.
- Powinnaś na siebie uważać.
- Zapamiętam to. – Utkwiłam w nim wzrok, lecz z jego postawy nie umiałam nic wyczytać. Miał jak zawsze subtelnie potargane włosy, ciemne dżiny i biały podkoszulek. Jak zawsze wyglądał idealnie. Różnił się od chłopaka, którego poznałam w Spale, od tego, który jeździł na desce i robił głupie żarty. Był dojrzalszy, a raczej spokojniejszy. Przynajmniej sprawiał takie pozory, które tak często już zawiodły mnie jeśli o chodzi o tego chłopaka.
- Chcę go poznać. – Oznajmił całkiem obojętnym, lecz zarazem poważnym tonem. – Twojego chłopaka. – Dodał widząc moją zdziwioną minę.
- Dobrze. – Zerknęłam na niego z równie kamienną miną. – Poznasz go, gdy tylko wrócimy z Włoch. – Dodałam pewnie.
- Czekam. – Rzucił, a gdy tylko mrugnęłam powiekami wychodził z autobusu.

Nie mam chłopaka, a za czym idzie nie mam kogo przedstawić Patrykowi. Może to najwyższy czas by skończyć te fanaberię? I czemu on chcę go poznać? W czymś ma to mu pomóc? Ewentualnie mi nie uwierzył i stąd to zachowanie. A ja chyba wolałam jego uprzejme uśmieszki w moją stronę, niż kamienną, zimną i obojętną twarz. 
Nasze zlodowaciałe stosunki nie oznaczały, że musimy zakończyć wspólną współpracę, dlatego gdy tylko znaleźliśmy się na hali, zostaliśmy pochłonięci zajęciami. Nie, nie rozmawialiśmy, że sobą, ani przed, ani w czasie meczu.
Spotkanie okazało się powtórką z finału Ligi Światowej 2012. Wyśmienite bloki, ataki Bartka i asy serwisowe Ruciaka sprawiły, że mecz zakończył się bez straty seta. A ja spełniłam kolejne swoje marzenie – przeprowadziłam wywiad z Williamem Priddym.

- Chyba powinnaś zmienić fach. – Zaśmiał się Kurek. – Świetnie grasz oczywiście, ale te Twoje pytania. You are the five years playing in Russia, you get used to the cold days? Hahaha.
- Śmieszne! – Drugi już kolejny szczery uśmiech. – To było tak na koniec, dla mnie. – Wskazałam palcem w swoim kierunku.
- What do you think about Polish fans? – Zacytował Bartek.
- I think they are great. So now they will be giving away a few autographs, and Natalia will do the rest. – Odrzekł z radosnym grymasem Igła. – Kwiatku zdjęcia są jak zawsze na ławce, Patryk Ci pomoże.
-Nie! Sama dam sobie radę. – Przerwałam mu, gdy tylko chciał zawołać chłopaka. – Naprawdę. – Rozluźnił na to ramiona i odszedł w stronę kibiców.

Moja „brożka” po każdym spotkaniu wyglądała podobnie. Zabierałam dyktafon i rozmawiałam z kibicami o ich pasji i wszystkim z nią związaną. W tym dniu jednak nie miałam ochoty skakać po wszystkich sektorach.
Spotkałam czteroosobową grupkę nastolatków wyglądających na średnio osiemnaście lat.
- Cześć. – Zatrzymałam ich ruchem ręki i przywitałam się radośnie. – Nazywam się Natalia Kwiatkowska, zbieram informacje do książki Krzysztofa Ignaczaka, dlatego też chciałabym zadać Wam kilka pytań. – Dodałam, pokazując międzyczasie na identyfikator wiszący na szyi.
- Ok, nie ma sprawy. – Odezwała się przyjaźnie jedna z nastolatek.
- Świetnie. W takim razie może zaczniesz? – Zapytałam. – Na początek się przedstaw, a ja zadam Ci jedno z przygotowanych pytań. Jeśli jedno z was będzie chciało coś powiedzieć, prosiłabym, abyście na koniec podali swoje dane. A ja będę nagrywała. – Zerknęłam na urządzenie trzymające w obolałej dłoni.
- Bez numeru telefonu? – Odezwał się żartobliwie jeden z chłopaków. – Hahaha.
- Jeśli masz w plusie to czemu by nie. – Odrzekłam z podobnym wyrazem. Niestety moje słowa wziął dosłownie. Wraz z personaliami otrzymałam numer kontaktowy. Dopiero teraz mu się przyjrzałam, miał na sobie jasnoniebieskie, lekko wytarte dżinsy, a także czarny podkoszulek z wizerunkiem orła. Jego włosy były kasztanowe, podobnie jak jego ciemne i wyraziste oczy.
Po powrocie do hotelu, niestety znów autobusem i znów z Patrykiem, moim jedynym zajęciem było odnalezienie drogi do łóżka. Następnego dnia, ostatniego już w Katowicach przesłuchiwałam relacje z hali, aż wreszcie dotarłam do celu. Siatkówka to przede wszystkim życie, nie ważna gdzie, nie ważne z kim. Każdy mecz jest wyjątkowy i każdy przeżywam podobnie, nie zależenie czy jestem tylko obserwatorem czy jednym z zawodników, Bartek Wojewódzki, 783567987.
Nie zastanawiając się zbyt długo wystukałam numer telefonu chłopak. Kierowałam się po raz pierwszy w życiu intuicją i mam nadzieję, że nie zawiedzie mnie ona tym razem.
- Słucham.
- Cześć, tutaj Natalia, Natalia Kwiatkowska. – Przywitałam się miło.
- O! Cześć! Nie wiedziałem, że tak szybko zadzwonisz. No ok, nawet nie miałem takiej nadziei. – Zaśmiał się,
- A jednak. Słuchaj, napisałam już artykuł o waszej grupie i może chciałbyś go przeczytać przed zatwierdzeniem Krzyśka? – Zapytałam niepewnie.
- Jasne, że tak! Znasz taką kawiarnie „Importante”?
- Tak, leży niedaleko naszego hotelu. – Odpowiedziałam zadowolona, że oszczędzę sobie tłumaczeń o mojej niewiedzy na temat miasta.
- O 16 dzisiaj?
- Jak najbardziej tak. – Rozłączyłam się.
Pierwszy raz zaprosiłam chłopaka na randkę, ok. kawę.
Dziwne uczucie.
Naprawdę. 

***
Dziś na drugi rok Meme si dla Ciebie. 

piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział VII.


Trudno żyć, gdy czas płynie w spowolnionym tempie, a każde słowo uderza z podwojoną siłą. Czasami wszystko wydaje się takie proste, choć w rzeczywistości przypomina harcerski węzeł, zakazaną drogę, ślepą uliczkę, koniec gry. Twoje wargi były dla mnie moim ulubionym daniem, zanim jeszcze znałam ich smak. Teraz, choć zakazane, z wyraźnym znakiem stop, kuszą jeszcze bardziej, zapraszają do lepszego zapoznania, nęcą i karcą jednocześnie. Nie! Dosyć! Szybkim ruchem pakuje notatnik do torby i zarzucam ją na ramię.
- Już lecę mamo! – Wybiegam z domu nie oczekując na odpowiedz. Zatrzymuje się dwie przecznice dalej oddychając ciężko. Wbiegłam do parku, tak kolorowego o tej porze roku. Mieni się tu nie tylko zieleń przeróżnych drzew, lecz biel bratków i stokrotek. Siadam na jednej z ławek, chowając głowę w kolana. – To nie miało tak być. – Dodaję szeptem spoglądając w błękitne niebo.

Godzinę później jestem już na hali, zmęczona po wyczerpującym spacerze.
– No to chodź, mała. – Dyktuję instynktownie i robię krok w stronę chłopaków.
- Cześć Natalia. – Jak zawsze wita mnie Igła z radosnym grymasem. Widać na jego twarzy, że radość z powodu wygranego meczu nie przysłoniła im, ich codziennych obowiązków.
- Yym cześć. – Odpowiadam drżącym głosem po czym kaszlę. – Jest Patryk? – Ok., trochę pewniej.
- Nie, Patryka dzisiaj nie będzie, musimy sobie sami poradzić. – Odpowiada, lecz zaraz potem przerywa mu Możdżonek.
- Jak już dobrze wiecie, naszym kolejnym spotkaniem, ostatnim w Polsce będzie mecz z Amerykanami w Katowicach. Mimo tego, że mamy w jakiś sposób zapewnione miejsce lidera, nie chciałbym by straciło na tym widowisko, na które czekają nasi kibice. Mimo wszystko musimy się spiąć i pokazać na co nas stać. Spotkanie rozgrywane jest w niedziele, dlatego jak wcześniej ustalono do piątku spotykam się tutaj na treningach, a następnie jedziemy do Spodka. – Poinformował kapitan reprezentacji. – Tak, Natalia Ty też jedziesz z nami. – Dodał uśmiechając się.















Następnego dnia również nie było Patryka.


















W środę też się nie pojawił.



















Tak, w czwartek również.


















I znów nic.






















- Patryk z nami nie jedzie? – Zapytałam sfrustrowana i zaniepokojona. – Co jest do cholery. – Dodałam głucho.
- Nie, on już jest na miejscu. – Odparł Igła, a jego głos był spokojny i zmęczony. – Ruszamy, lepiej się prześpij. – Oparł głowę na siedzeniu, a ja wróciłam no swoje miejsce.
Nie wytrzymałam.

Czy coś się stało? N.

Wystukałam w komórce i zdecydowanym ruchem najechałam palcem na opcje „Wyślij”.
 – Oby nie. – Odpowiedziałam głucho i biorąc przykład z Krzyśka przewracam się na lewy bok i leniwie
zamykam oczy.  

Po kilku, choć nie potrafię określić ilu godzinach drogi byliśmy już na miejscu. Niecierpliwie spojrzałam na telefon, lecz prócz nieodebranego połączenia od mamy nie otrzymałam żadnej innej wiadomości.

Napisz coś, tak po postu. N.

Wysłałam i w tej samej chwili chowam komórkę do tylnej kieszeni dżinsów. Zanoszę bagaż do wyznaczonego mi pokoju i udaje się pod prysznic. O niczym innym nie marzyłam – prysznicu i odpowiedzi od Patryka. Przed wejściem łazienki sprawdziłam telefon, nic. Zrobiłam to samo jeszcze cztery raz. Przed i po kolacji, po wspólnym oglądaniu filmu i przed zaśnięciem.

Spokojnych snów. Pozdrawiam z Katowic. N.

W sobotę, chłopaki nie mieli treningu na siłowni, jednie lekkie ćwiczenia na hali. Wykorzystałam ten czas na przeglądaniu artykułów i uzupełnianiu kolejnych kartek. Wieczorem poszłam na spacer ulicami Katowic. Sama, samotna jak palce.
Szłam bez celu, skupiając swoją uwagę na bezgwieździstym niebie. Właśnie na to czekam. Na jedną małą gwiazdkę na tym granatowym jedwabiu. Lekki wiatr objął moją twarz w potwierdzającym uścisku. Usiadłam na jednej z ławek stojących pośród wrzosów. Okryłam twarz w dłoniach, uśmiechając się smutno. – Znów to samo. – I znów ten powiew wiatru. Park mimo wczesnej pory, był niemalże pusty. Kilka zakochanych w sobie par siedziało na jego skraju, uśmiechając się do siebie życzliwie. Jedna z nich nadzwyczajnie głośno rozmawiała ze sobą. Zerknęłam instynktownie w ich kierunku. Była to szczupła, niska blondynka i…  - Patryk? – Rzekłam szeptem. – To nie może być on. I w tym momencie odskoczył on od niej, gdy tylko chciała go pocałować.
- Koniec, rozumiesz? Koniec. – Rzucił do niej i odszedł. Tak po prostu. Zostawił ją z czerwonymi, nabrzmiałymi oczami.

Niecałą godzinę później odbieram jż kluczę w recepcji i idę do swojego pokoju. Niespokojna i zagubiona, taka jestem w tym momencie. Siadam na łóżku, oddychając ciężko z przerażenia i znów zakrywam twarz. Jakby pomogło mi to ukryć moją słabość, słabość i złość.
- Uśmiechnij się. – Słyszę za sobą spokojny głos. Odwracam się i widzę go. W ciemnych dżinsach i białej podkoszulce. To on, to on był w parku.
- Musimy porozmawiać. – Rzucam oschłym tonem, mimo tego, że moja dusza raduje się na sam jego widok.
- Owszem, musimy. – A jego mina jest przygaszona, jakby brał na swoje barki odpowiedzialność za całe zło tego świata.

***
No krótko jest, ale chyba moim najbliższym wolnym weekendem będzie ten majowy. Trudno. Czytam sobie "Pięćdziesiąt twarzy Greya". Nie cierpię masochistów. Dziękuje, dobranoc.   

PS. Oglądam mecz Sopocianek i Muszyny. I chyba zanosi się na 3:0 dla przyjezdnych, no chyba że się obrończynie tytułu z lekka obudzą. 

sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział VI.


Jestem wielką szczęściarą. Nie ma na tym świecie bardziej spełnionej osoby, niż ja. Rzekłam bezgłośnie po czym rozciągnęłam się na wygodnym, niewielkim łóżku znajdującym się na środku mojego pokoju. W Spale, ani w Gdańsku niczego mi nie brakowało. No może prócz łóżka wyścielonego satynowym prześcieradłem. Tego, który stoi w moim łódzkim pokoju, tego na którym właśnie leże.
- Natalia, kochanie! Wstawaj! Patryk już na Ciebie czeka! – Usłyszałam głos mamy dobiegający z dołu, a następnie całkiem nieświadomie zerknęłam na zegarek ustawiony na stoliku nocnym. – No nie! – Krzyknęłam głucho, energicznie zrywając się z łóżka. – Jak to dziesiąta?
- Już idę! – Skłamałam wyciągając przygotowany wcześniej T-shirt i parę wytartych już dżinsów.
Patryk na mnie czekał. Tak po prostu. Podobnie jak chłopak czeka na dziewczynę, swoją dziewczynę. Zupełnie jak Edward i Bella przed balem maturalnym. Prawda jednak wglądała trochę inaczej. Patryk nie miał stu paru lat tylko dziewiętnaście, a ja siedemnaście i to jedynie tu wyczuwam zgodność. Do panny Swan również nie byłam podobna. Jak na swój wiek miałam przyzwoity wzrost nastolatki, odbijając od ziemi na 68,90 cali, czy jak to woli 175 centymetrów. Drobną sylwetkę, a także lekko owalną twarz, przysłaniającą kosmykami kasztanowych włosów. Po wykonaniu typowych porannych czynności, wybiegłam schodami na hol znajdujący się przed wejściem do kuchni. Ku mojemu zaskoczeniu nie zauważyłam na nich chłopaka, lecz to z pomieszczenia obok dotarły do mnie odgłosy rozmowy i śmiechu. 
- Już jestem… - Oznajmiłam przekraczając próg pokoju. – Widzę, że się już lepiej poznaliście. – Dodałam z uśmiechem krzyżując ręce oraz opierając się o futrynę.
Nie otrzymałam jednak w zamian odpowiedzi. Patryk uprzejmie pożegnał się z moją matką po czym pogrążeni w skromnej rozmowie wyszliśmy z domu udając się do auta.
- Jedziemy od razu do Atlasu, czy masz może specjalne życzenia? – Zapytał z niewinnym, charakterystycznym dla siebie łobuzerskim uśmiechem.
- Nie, raczej nieee.. – Skołowana oparłam głową o oparcie siedzenia wysłuchując odgłosów życia miasta.
- W takim razie zapraszam Cię do kawiarni na kawę. – Rzekł pewny siebie. – Mamy jeszcze naprawdę dużo czasu. – Dodał odpinając pas bezpieczeństwa.

- Czym mogę służyć? – Zapytała kelnerka, gdy tylko zajęliśmy wolny stolika w jednym z kąt sali. O dziwno nie skierowała tych słów w moją stronę, jedynie Patryka.
- Tak, poproszę dwie kawy.. – Odparł nie zwracając uwagi na zalotne uśmiechy dziewczyny.
- Cappuccino. – Dodałam z błagalnym grymasem.
- Kiedy zaczynasz swój sezon ligowy?
- W ostatnim tygodniu sierpnia gramy dopiero sparing. Ten rok był naprawdę dla nas męczący, dlatego trenerka postanowiła dać nam więcej odpoczynku. – Odrzekłam, dziękując w między czasie za spełnione zamówienie.
- Rezerwuje jeden bilet. – Rzekł mieszając zawartość filiżanki.
- Bilet? Tylko? Kurcze, a ja już załatwiłam Ci wejściówkę fotografa. – Zaśmiałam się.
- Przynajmniej jeden raz chcę obserwować mecz gołym okiem, nie przez obiektyw. – Odpowiedział z podobnym wyrazem. – W takim razie pamiętaj, jeden VIPowski dla mnie. – Uśmiechnął się radośnie.
Rozmawialiśmy tak jeszcze kilka godzin, nie zawsze o tematach ważnych. Począwszy od siatkówki po pojedynek Batmana z Supermanem. Patryk był naprawdę wszechstronnym człowiekiem.
I nawet fajnym.
Bardzo fajnym.

Łódź, Atlas Arena, Polska – Brazylia.
Po dotarciu na miejsce od razu udaliśmy się do jednego z wejść. Mimo tego, że mecz Orzełków planowany był po pojedynku Argentyny z USA, to i tak Polscy kibice nie zawiedli wstawiając się na hali i ochoczo kibicując zaprzyjaźnionej drużynie. My również nie marnowaliśmy czasu, przeprowadzając wywiady z Paulem Lotmanem, Mattem Andersonem czy Claytonem Stanley’em. Zawodnicy z wielką sympatiom opowiadali o naszych zawodnikach. I to nie tylko z uwagi na fakt, iż Bartman pomagał nam się z nimi porozumieć.
- Coś czuje, że z tej ksiązki powstanie spora encyklopedia. – Uśmiechną się atakujący przeglądając notatki i zarysy wywiadów przeprowadzonych w Gdańsku. – A najbardziej podoba mi się, że nie są to typowe, oklepane pytania. Tak trzymaj młoda! – Powiedział udając się w stronę Karoliny i Michała. Oficjalnej już pary.
Spotkanie Argentyńczyków nie trwało zbyt długo. Już zaledwie po półtora godziny Amerykanie zakończali spotkanie asem serwisowym Davida Lee. Na pewno nie był to pojedynek na wysokim poziomie, lecz zapowiedź meczu na który każdy czekał. Nie po raz pierwszy byłam w łódzkiej Arenie. Mieszkałam na obrzeżach tego pięknego miasta, dlatego tylko podczas Ligi Mistrzów wyrywałam się z domu, by wspomóc klub który darzyłam największą sympatią – Skrę Bełchatów. Czy też po prostu chciałam obejrzeć z przyjaciółmi mecz Budowlanek. Mimo wszystko, jeszcze nigdy nie widziałam aż tak przepełnionej hali. To co dane było mi przeżyć zaledwie tydzień wcześniej w Ergo Arenie było niczym. Gdy tylko znalazłam dość siły by odetchnąć świeżym powietrzem przemierzyłam szerokość boiska w stronę Patyka fotografującego zebranych kibiców. Nie rozmawialiśmy jednak. Wystarczyły nam jedynie radosne grymasy widniejące na naszych twarzach.
Również to spotkanie mimo, że po tie-breaku zakończyło się na korzyść biało-czerwonych. To zwycięstwo było na tyle ważne, że dało nam pierwsze miejsce w grupie, która i tak uznawana była za jedną z najsilniejszych. Po godzinie cała magia która nam towarzyszyła ulotniła się wraz z odejściem ostatniego kibica. Zostałam sama przeglądając zapiski z dzisiejszego dnia, a także układając je w jednolitą całość. Skupiona na pracy nie zauważyłam, że po przeciwnej stronie boiska siedzi Bartek. Bartek z obojętną, zasmuconą miną.
- Coś się stało? – Podeszłam do niego. A on dał mi dyskretny sygnał, bym usiadła obok niego. – Brakuujee Cii teego? – Zapytałam wahając się czy to pytanie powinno paś z moich ust. Mimo tego, że znałam Bartka już trzy tygodni, nie powinnam ingerować w jego życie. – Przepraszam, nie powinnam.
- Nie. Nie przepraszaj. – Spojrzał na nią spod łba. – Brakuje mi tego. Wszystkiego. – Odpowiedział obejmując wzrokiem wnętrze. – I to strasznie. Rodziny, przyjaciół. Ten klub mnie wychował, ale życie oczekuje od nas zmian, zrobienia kroku w przód. Nawet jeśli okazuje się on krokiem w tył.
- Równie dobrze możesz wrócić, nie mówię tu konkretnie o Bełchatowie, tylko o lidze.
On spojrzał tylko na mnie z subtelnym uśmiechem.
- To naprawdę nie jest takie łatwe. – Dodał po chwili. – Chyba ktoś na Ciebie czeka. – Wskazał na jedno z wyjść w stronę szatni. Do zobaczenia. – Rzucił pośpiesznie.
A stał tam Patryk. Z uroczym, niewinnym uśmiechem. Nie wiem dlaczego, lecz od pewnego od czasu sama jego obecność sprawiała mi radość. Jego potargane włosy, wyraziste orzechowe oczy, a nawet odznaczające się łagodnie kości policzkowe. Przyciągało mnie jego ciepło, zapach, niezrozumiałe podejście do świata.
- Cześć. - Wydusiłam
- Cześć. – Odparł.
Staliśmy już przy sobie tak blisko, że prócz zapachu perfum czułam jego mocny, stały oddech.
- Obiecaj, że o mnie nie zapomnisz. – Odparł z chwili pewnym głosem.
- Obiecuje.
A on objął ręką mój podbródek i patrzył głęboko w oczy, jakby przez to chciałby dotrzeć do mojej głowy, poukładać chaos w niej panujący. I zrobił to. Dotknął swoimi mocnymi, ciepłymi wargami moich ust, delikatnie z uczuciem. Po czym oderwał je. A serce zabiło mi mocniej, jakby w mojej piersi mieszkał ptak próbujący wydostać się na wolność. Przybliżył delikatnie nos opierając go na moim policzku.
- Przepraszam.
Lecz nie odpowiedziałam na jego słowa. Ujęła jego dłonie kładąc je na mojej twarzy i to ja go pocałowałam. Namiętnie. Opisując wszystko co czułam w tej chwili. Namiętność, radość i strach. Obawę, że już nic nie będzie takie samo.
Nie mogło być.
On na to objął ręką moją tale i przycisnął do siebie, a drugą ręką błądził po moich włosach. Gdy oderwał usta, zaczerpnęłam szybko oddech czując nabrzmiałe i wspaniałe, wilgotne wargi.
- To nie powinno się zdarzyć.

***
Znów małe opóźnienie. Lecz ten rozdział jest trochę wyjątkowy i przygnębiający. Więc nie chciałam potraktować go po omacku, a wczoraj nie umiałam tego wyrazić. Dlaczego przygnębiający? Ponieważ najgorszą rzeczą jest, gdy pomiędzy dwojga przyjaciół wkrada się uczucie. Czasami zmienia ono diametralnie relacje na lepsze, a czasem na gorsze. Jak będzie w tym przypadku? Sama nie wiem. :) 

wtorek, 2 kwietnia 2013

Rozdział V

Od tego dnia diametralnie zmieniłam mniemanie o Patryku. Może nie stał się on ideałem faceta którego od zawsze chciałam poznać, lecz mogłam określić go mianem kumpla, a nawet i przyjaciela.
- Przyjaciel?? – Krzyknął Michał przysłuchując się mojej rozmowie z Karoliną. – Jego jeszcze nie obecną partnerką. Chociaż znali się oni raptem od dwóch tygodni, zachowywali się jak stare dobre małżeństwo.
- Kolega, kumpel, powiernik, kompan, towarzysz. Nazywaj to jak chcesz, lecz on jest po prostu przyjacielem. – Przyznam po raz pierwszy zdarzyło mi się dać taki przydomek osobie po tak krótkim czasie znajomości. Lecz każdy może rozumieć mnie inaczej. On na pewno nie był kimś mi obojętnym, lecz również nie chciałam powierzać mu wszystkich moich tajemnic. Nawet nie myślałam by wyjawić mu, że w dzieciństwie kochałam się w Christopherze Uckermannie czy też chciałam trafić do Hogwartu.
- Wspomnisz jeszcze moje słowa. Zobaczysz. – Odparł z uśmieszkiem na twarzy. – Poza tym będziecie mieli teraz dużo czasu żeby się lepiej poznać. Więc ja, nie widzę żadnego problemu. – Dodał, a jego grymas stał się jeszcze bardziej wyrazisty.
- Powątpiewam. Wiem, że szybko zleciało, ale w piątek wyjeżdżamy.. niestety. A potem zobaczymy się w Gdańsku, Łodzi i Katowicach.
- Rozumiem, że jeszcze Igła nie powiedział Ci, że jedziecie z nami na pozostałe spotkania? – Zapytał błagalnym tonem.- Ups.
- Ale jak to? O co chodzi? – Dopytywałam się sfrustrowana jakby chodziło to o następne piętnaście lat mojego życia.  
- Dzięki Michał. Jak zwykle umiesz popsuć nawet najmniejszą niespodziankę. A taki fajny pomysł miałem, jak obwieścimy jej tą wiadomość! – Odparł Libero zbliżając się w naszym kierunku. Tuż za nim szedł Patryk machając przyjaźnie ręką w naszym kierunku. Na co odparłam pogodnym uśmiechem.
- Przecież nic się nie stało. – Zwróciłam się ku Krzyśkowi. – A co dokładnie chodzi?
-Po prostu chciałbym, żebyś razem z Patrykiem jeździła na spotkania Ligi nie tylko w Polsce. Wiesz takie małe sprawozdania do książki. – Wyjaśnił.

4 dni później, Gdańsk, Ergo Arena, Polska – Argentyna.
Nie ma nic piękniejszego od widoku przepełnionej hali, w której królują biało-czerwone barwy. Nie wiem co to za siła, która w jednym miejscu skupia tyle ludzi przepełnionych pasją i miłością do tego sportu.
- Jest cudownie, prawda? – Zapytał Patryk, choć jego oczy zwrócone były ku boisku. – Pamiętam jak w dzieciństwie największą rozpacz sprawiały mi słowa ojca: „Synku, zabieram Cię na mecz”. Może dlatego, że i tak mój ojciec zamiast usiąść ze mną w sektorze stał w kwadracie dla rezerwowych albo na boisku. Może dlatego, że zamiast być gościem na moich urodzinach był na zgrupowaniach? Nie mówię, że mi go brakowało, lecz niekiedy mógłby być kimś więcej niż tylko sportowcem. – Dodał, po czym zdjął z szyi aparat robiąc fotografię.
- Ja.. nie widziałam, że Twój tata był sportowcem.. – Jęknęłam.
- Grał kilka lat tu w Gdańsku i Olsztynie. Kiedyś jakaś gazeta napisała, że był uzdolniony, lecz w złym momencie. Był przyjmującym. A w tamtym czasie była duża ilość zawodników grających na tej pozycji. Noszę nazwisko mamy, ponieważ się rozwiedli gdy miałem siedem lat. – Wykonał kolejną fotografię po czym przeniósł wzrok na mnie. – Mój ojciec nazywa się Paweł Stańczyk*
- Wiem kto to jest. Był kiedyś w naszym klubie. Tylko, żee…
- Choć już czas na nas, niedługo zaczynamy. – Przerwał mi po czym z łobuzerskim uśmiechem na twarzy złapał mnie za dłoń i pociągną za sobą w głąb hali. Po czym usłyszeliśmy dźwięk Mazurka Dąbrowskiego. 

Taak! Piotrek Nowakowski kończy dzisiejsze spotkanie atakiem ze środka!
- Nie wiem Paweł czy zauważyłeś, ale nie widać już tego stresu na boisku. Wychodzą, grają na pełnym luzie... - …ale przy tym też nie ignorują przeciwnika, to też jest ważne.
- Jedno jest pewne, chłopaki zniweczyli przewagę Brazylii w grupie i od tego czy po kolejce w Gdańsku będziemy jej liderem, zdecyduje jutrzejsze spotkanie Brazylii właśnie z Włochami.
- Na które zapraszamy już od godziny 16:30.
- A teraz przenosimy się studia, gdzie czeka na nas Paweł Woicki. My żegnamy się z państwem.
- Tomasz Swędrowski.
- Wojciech Drzyzga.
- Do usłyszenia! 

-Gratuluje! To był na prawdę świetny mecz! - Podbiegłam do chłopaków zalewając ich komplementami. - Kuba twoja zmiana z Zibim na wielki plus!
- Dzięki, dzięki miło mi to słyszeć. - Odparł z uśmiechem na twarzy. Po czym odszedł w stronę tłumu fanów czekających na pamiątkowy autograf czy wspólne zdjęcie.
- Ooo Natalia! Na razie pójdziemy rozdać kilka podpisów... - Zaczął Igła. - Taka tam wiesz, codzienność. - Wtrącił Bartek na co Libero zareagował groźnym grymasem. - Więc na razie porozmawiaj trochę z kibicami, na ławce leżą podpisane zdjęcia, które możesz dać w podziękowaniu. - Krzykną odchodząc do grupki dziewczyn.
- Dobrze!! - Odpowiedziałam podobnym tonem.

- Daj, pomogę Ci. I tam mam już dość zdjęć na których chłopaki rozdają autografy. A podejrzewam, że ta książka nie ma na celu ukazywania ich popularności. - Odezwał się Patryk biorąc do ręki zdjęcia wskazane przez Krzyśka.
- Tak masz racje. Nie mam zamiaru poświecić na takie fotki więcej niż jednej strony! - Odparłam lekko surowym tonem.  - Choć, poszukamy kogoś. Może na początku kogoś ze siatkarskim "stażem"?
- Masz rację. Ta para wygląda zachęcająco. - Powiedział wskazując na starsze małżeństwo idące pośród trybunów.

***
Dosyć krótko, ale musiałam przeboleć ten rozdział. A czemu właśnie przeboleć? Aa no na waszym miejscu z zniecierpliwieniem czekałabym na piątek! :)