sobota, 25 maja 2013

Rozdział XI.

Modena jest pięknym miasteczkiem leżącym na północy Włoch. Obszar ten charakteryzuje się mroźnymi zimami i upalnym latem, czego skutek mieliśmy przyjemność poznać już podczas pierwszych dni naszego pobytu. Wysokie temperatury w połączeniu z dużym wysiłkiem fizycznym były dla naszych organizmów  bardzo męczące. Treningi chłopaków odbywały się w hali sportowej włoskiego męskiego klubu siatkarskiego Pallavolo Modena - Pala Casa. Codziennie chodząc ulicami miasta mieliśmy przyjemność spotykać naszych rodaków, którzy spędzają wakacje w tym malowniczym miejscu, czy też mieszkają tu na stałe.
- Przykro mi Bartek, ale musisz się przyzwyczaić do takiego klimatu. - Uśmiechnął się Kubiak, gdy tylko zobaczył Kurka wycierającego krople potu z czoła. Od przyszłego sezonu ligowego nasz jeden z podstawowych przyjmujących miał zasilić szeregi najlepszego włoskiego klubu Lube Banca Macerata.
- Macerata leży w klimacie śródziemnomorskim, lato tam nie jest aż tak upalne jak tu. - Odrzekł podirytowany wsuwając na nos przyciemniane okulary.
- Oj rzeczywiście, i zima nie jest tak mroźna, jak to bywa w Rosji. - Zaśmiał się Ignaczak, wyliczając na co Bartek odpowiedział zimnym spojrzeniem.
- Koniec gadania! Idziemy teraz do katedry Il Duomo. - Przerwał Możdżonek, którego nos nadal pozostawał przysłonięty mapą miasteczka. - Następnie wybierzemy dzwonnice Ghirlandina, a jeśli się pośpieszymy trafimy jeszcze na plac miejski Piazza Grande. - Spojrzał na nas entuzjastycznie, jednak nasza reakcja nie była tą, której oczekiwał.
- A może tak Hotel Principe? - Doszedł moich pleców głos Patryka, a pozostali spojrzeli wymownie w stronę kapitana.

Hotel Principe był równie malowniczym ośrodkiem co Spała. Otoczony był parkiem krajobrazowym z najróżniejszymi gatunkami roślin i zwierząt. Atmosfera panująca na zewnątrz była najlepszym lekarstwem na ból i zmęczenie. Niestety klimat ten nie wpływał kojąco na moje samopoczucie. Czułam się osłabiona i wyczerpana. Najmniejszy wysiłek był dla mnie porównywalny z najcięższą pracą. Jednocześnie zmuszona byłam do oglądania Patryka i jego mało wymownych spojrzeń, czynów i gestów.
- Natalia powinnaś iść do lekarza, ewentualnie do kogoś z naszego sztabu. - Rozpoczął swoje kazanie Piotrek, gdy tylko usiadłam do stołu by skosztować choćby płowe przygotowanych na nim potraw.
- Naprawdę czuję się już lepiej. - Odparłam z wzrokiem spuszczonym na małej bułce mlecznej, którą zamierzałam spożyć.
- Ale naprawdę nie wyglądasz. - Zerknął w stronę Patryka. - Zaprowadzisz po kolacji koleżankę do lekarza? - Spotkałam ostre spojrzenie Bartka skierowane na Ignaczaka, lecz ten zerkał na chłopaka.
- Taaak. - Jęknął speszony, po czym odkaszlnął. - Nie ma sprawy. - Tym razem jego głos był stanowczy.

- Natalia poczekaj! - Usłyszałam Patryka, który biegł długim korytarzem w moją stronę. - No zaczekaj na mnie! Mieliśmy iść do lekarza! - Krzyknął, gdy tylko otworzyłam drzwi pokoju.
- Czuję się już dobrze. - Odrzekłam po czym pośpiesznym krokiem weszłam do łazienki zatrzaskując drzwi. Chłopak walił w nie mocno pięściami, lecz gdy ucichł usłyszałam słaby szept.
- Coś się stało?
Nie odpowiedziałam mu. Oparłam się o umywalkę i odkręciłam kran, by zagłuszyć dźwięk zwracania bułki. Czułam się okropnie. Nie jadłam. Nie piłam. Spojrzałam w lustro. Byłam blada, może lekko żółta, przede wszystkim odwodniona. nie do życia.
- Natalia, wiesz... ja wiem, że Cię zraniłem. Wiem, że nie jestem bez winy. Z Moniką zerwałem, gdy tylko poznałem Cię w Spale. Tylko ona... ona nie mogła się z tym pogodzić. Dzwoniła do mnie, wypytywała o mnie moich rodziców. Miałem jej w pewnym momencie dosyć, chciałem powiedzieć, że to definitywny koniec. Właśnie w tedy tutaj przyjechałem, chciałem jej to wszystko wyjaśnić, powiedzieć, że nie mamy
szans, coś się wypaliło. Z resztą nasza miłość już od samego początku spisana była na straty. Nasze matki się przyjaźnią i to one były prekursorem tego związku. Monika nawet mnie zrozumiała. Wtedy w parku powiedziałem jej, że kogoś poznałem i... wiesz jak wyglądało to dalej. - Odetchnął głęboko, po czym dodał.
- Tamtego dnia, gdy spotkaliśmy się we czwórkę na ulicy, wracaliśmy właśnie od naszych matek. Wyjaśniliśmy im, że nie ma sensu ciągnąć tego dalej. Gdy powiedziałaś mi, że kogoś masz nie uwierzyłem Ci. Sam nie wiem z jakiego powodu. Z jeden strony byłaś bardzo przekonująca, lecz z drugiej byłem pewny, że nie mogłabyś zranić drugiej osoby, osoby którą kochasz. Teraz sam nie wiem co mam myśleć.
Zapadła cisza, jedynie w mojej głowie toczyła się wojna. Chciałam powiedzieć mu, że nie jestem z Bartkiem, nic mnie z nim nie łączy. Jednak w tej chwili, jakby na złość moja podświadomość przypomniała mi pana Wojewódzkiego, mojego przyjaciela pana Wojewódzkiego. Przepłukałam usta zimną wodą i podeszłam do drzwi, słyszałam równy oddech Patryka. Odtworzyłam je, siedział oparty o prostopadle padającą ścianę
do drzwi.
- Patryk, ja nie. - W tej samej chwili twarz chłopaka zniknęła ze ciemną, ponurą mgłą, a moje ciało bezwładnie upadło na podłogę.

- Doktorze co jej dolega? - Usłyszałam cichy szept, to był Kurek.
Leżałam na małym, niewygodnym szpitalnym łóżku. Pomieszczenie to było białe, puste wręcz przytłaczające. Czułam ostry ból głowy, gdy dotknęłam skroni wyczułam przylepiony plaster. No tak, widocznie uderzyłam o futrynę drzwi. Usłyszałam odpowiedz lekarza.
- Rozumiem Pan nie jest kimś z rodziny? - Jego głos był surowy, lecz jednocześnie pełen szacunku. Lekarz był Polakiem, jak się okazało jednym z wielu pracujących w tym szpitalu.
- Nie do końca, lecz aktualnie jest ona pod naszą opieką. - Odrzekł. - Doktorze?
- Pacjentka ma problemy z nerkami, podejrzewamy Kłębuszkowe zapalenie nerek. Aktualnie podłączona jest do dializatora. Przeprowadziliśmy podstawowe badania, obecność biała, erytrocytów i wałeczków w moczu może być objawem kłębuszkowego zapalenia nerek. Czekamy na wyniki badań krwi, ponadto wykonamy USG, by wykluczyć inne choroby nerek.
- Czy to jednoznaczna diagnoza?
- Badania te nie gwarantują nam, że mamy racje, dlatego przeprowadzimy biopsję, która określi typ zapalenia.
- Biopsję? To coś poważnego?
- Nie. Zbadamy fragment nerki różnymi technikami mikroskopowymi. Pomoże nam do określić tym choroby, jak i dokładnie potwierdzi naszą diagnozę.
- Jak będzie wyglądało leczenie?
- Zależy czy będzie to zapalenie ostre, czy przewlekłe. Zaczniemy leczyć nadciśnienie tętnicze, a także kontrolować skład moczu i krwi. W najgorszym wypadku, jeśli czynność nerek się pogorszy zastosujemy leczenie immunosupresyjne, lecz proszę być dobrej myśli. - Poklepał dynamicznie Bartka po ramieniu.
- Mogę tu zostać? - Zapytał.
- Tak, tylko proszę pamiętać, że jest osłabiona. Jej układ odpornościowy jest w naprawdę kiepskim stanie, ponad to potrzebuje jeszcze trochę snu. - Uśmiechnął się ponuro po czym wyszedł z sali.
- Śpiąca już się obudziła? Jak się czujesz? - Zapytał Bartek, gdy tylko zauważył, że się ocknęłam.
- Wyśmienicie. - Uśmiechnęłam się ironicznie. - Długo spałam?
- Jakąś niecałą dobę.
- Dobę? Niemożliwe.
- A jednak. Już mamy wieczór, kolejny. Pojutrze wracamy, odpoczniesz we własnym łóżku. - Jego usta przybrały pogodny grymas, na co odpowiedziałam tym samym.
- A więc kłębuszkowe? Cóż, lecz co z moimi problemami z żołądkiem?
- Żołądkiem?
- Tak, miałam niestrawność. Widocznie zatrułam się czymś na lotnisku. - Przymknęłam ciężkie powieki.
- Dobrze, odpocznij, wpadniemy po rannym treningu. - Pożegnał się, a  następnie odszedł machając pogodnie ręką.

Nazajutrz obudziłam się cała połamana, spałam długo, a mrowienie mojego ciała sugerowało, że za długo. Było wczesne popołudnie, zegar wiszący na ścianie wskazywał godzinę jedenastą , usłyszałam ciche pukanie, gdy do środka wszedł Bartek z Piotrkiem.
- No cześć. Wyglądasz trochę lepiej, niezłego stracha nam napędziłaś. - Rozpoczął środkowy. - Przynieśliśmy Ci trochę owoców, lekarz powiedział, że musisz jeść lekkie rzeczy. - Uśmiechnął się wskazując na siatkę z zakupami.
- Dzięki. Czy jutro będę mogła wrócić z Wami do domu? - Zapytałam zdruzgotana, nie chciałam spędzić tu ani dnia dłużej.
- Jeśli poczujesz się lepiej lekarz zgodzi się na przewiezienie Cię do Polski, tylko...
- Tylko? - Przerwałam Bartkowi, gdy tylko ton jego głosu stawał się bardziej przygnębiony.
- Lekarz nie jest pewny diagnozy. Prawdopodobnie to niewydolność nerek, jeśli to stan przewlekły wypuszczą Cię dziś do domu, lecz jeśli ostry zostaniesz tu na dłużej, dla własnego bezpieczeństwa. - Dokończył.
- Chcę wrócić, za wszelką cenę. - Rzekłam pewnie, wręcz akcentując każde słow. - I wrócę. - Dodałam szeptem, gdy do sali wszedł lekarz wraz z dwoma pielęgniarkami, jedna z nich podała mu kopertę. Po obejrzeniu jej zawartości powiedział.
- Cóż, nerki zaczynają coraz lepiej pracować. Jeszcze jutro przeprowadzimy kilka badań, jeśli wszystko będzie dobrze wypuścimy się do domu. Tylko obiecaj, gdy tylko wrócisz do Polski udasz się do szpitala!
- Tak, tak oczywiście. My tego dopilnujemy! - Obiecał Bartek, kontynuując rozmowę z lekarzem.

Spotkanie chłopaków z Włochami musiałam oglądać na laptopie, męcząc się z zacinającymi się transmisjami. Mecz ten był na wysokim, wyrównanym poziomie, jednak nie mogliśmy przełożyć gry na wynik. Po pierwszych dwóch seta podopieczni Anastasiego przegrywali z "makaronami" do zera. Był to ostatni moment na przeprowadzenie zmian. Na boisku pojawił się Jarosz, Ruciak i Drzyzga zmieniając losy spotkania. Wyrównaliśmy dorobek punktowy w trzeciej odsłonie, by następnie doprowadzić do tie-break'a. Ostatecznie czekała nas kolejna powtórka z Pucharu Świata z 2011r, wygraliśmy bowiem 3:2.

***
Trochę mnie nie było, prawda? Cóż, mamy maj, koniec maja za czym idzie mam pełne ręce roboty. Pogoda zaczęła przybierać wiosenną aurę, lecz aktualnie wyjechała na przedwczesne wakacje. Śmiało mogę powiedzieć, że nie będę poświęcała zbyt dużo wolnego czasu na naukę. Dam małą swobodę osobą, które zaczynają się uczyć, czy jak kto woli 'wyciągać'. Kolejnym symptomem mówiącym nam, że lato tuż, tuż jest SEZON REPREZENTACYJNY! Tak kochani, mamy już wszyscy biało-czerwone serca! Nie powiem, jest mi piekielnie przykro, że nie mogę jechać na choćby jeden mecz w tym sezonie. Strasznie liczyłam na spotkanie z Brazylią w Atlasie, ale jak zawsze nie wyszło z tego nic specjalnego. Dlatego też wielkim łukiem omijam choćby najmniejsze informacje dotyczące tego dnia. Oby nam się poszczęściło! Trzymajmy mocno kciuki! Nie zapominając o drużynie z Kielc, która walczy w final four LM piłkarzy ręcznych! Jesteśmy z wami! :))

Wracając do rozdziału. Trochę losy potoczyły się niezgodnie z moimi zamierzeniami. Miałam taki kaprys i liczę, że nie zepsuje on całego sensu tej historii. Dodatkowo chciałam pobawić się w Cejrowskiego i Dr. House. Jak oceniacie efekt?

sobota, 4 maja 2013

Rozdział X


Mam na imię Natalia. Mam szesnaście lat. Jestem jedną z istot stworzoną do popełniania błędów. Kocham oraz wykonuje podstawowe potrzeby fizjologiczne. Moją osobę otacza błona, która mnie ochrania. Niestety nie jest to osierdzie czy opłucna. To kłamstwo. Dużo perfidnych kłamstw.

Deszczowy letni dzień. Kap, kropla toruje drogę na moim policzku, po czym bezwładnie spada w dół. Siedzę sama, czując się równie opuszczona. Kap, płynie kolejna kropla. Podkulam nogi, obejmując je rękoma, spoglądam w niebo, czekając na kolejne, przyjemne uderzenie. Za horyzontu wschodzi słońce, przecięte cudowną tęczą, uśmiecham się w jej stroną, popijając kolejny łyk gorącej herbaty. Mogłabym spędzić na tej werandzie cały dzień, nie zaważając na zgiełk miasta.
- Natalia! Na miłość boską! Wchodź do domu! Będziesz chora i nigdzie nie pojedziesz! – Dobiegł do mnie wrzask zdenerwowanej matki. – Ale to już!
Odkładam kubek na parapet i wstaje leniwie. Ostatnia rzeczą na jaką mam ochotę, jest wyjazd. Wyjazd z człowiekiem od którego mam ochotę odpocząć, odetchnąć.
- No chodź! Na Boga, Natalia! – Ponagla mnie, coraz bardziej surowym głosem.
- Dobrze.. – Spoglądam po raz ostatni na słonce, po czym odwracam się i kieruje prosto w stronę schodów, do mojego pokoju.
- Nie moja droga.
- Tak? – Spoglądam rozkojarzona w jej smutne, przygnębione oczy. A może to tylko odbicie moje wyrazu?
- Kochanie, nie wiem o co chodzi. Nie chcesz jechać? A może źle się czujesz? – Podchodzi do mnie i gładzi po moim mokry od deszczu policzek.
- Nie mamo. Jestem po prostu zmęczona podróżą. Pójdę się przespać, ubrania mam już spakowane. Dobranoc. - Nie czekając na odpowiedź zamykam drzwi pokoju i kładę się bezwładnie na łóżku. Jeszcze nigdy nie byłam tak przygnębiona cudzym zachowaniem. Jeszcze nigdy nikt, nie zranił mnie swoim niezdecydowaniem, tajemniczością. Brnę w ten teatr, coraz bardziej gubiąc własne zdanie, coraz mnie zważając na uczucia. Zakładam maskę, dwunastoletniej księżniczki, która nie potrafi w prost wyrazić swoich uczuć. Boję się odrzucenia? Zataczam błędne koło czując, że wciągam w nie bliskie mi osoby.

Hotel Casino, Łódź. Patryk
Słyszę ciche, lecz stanowcze pukanie do drzwi. Wstaję i otwieram je.
- Bartek. Cześć. – Zaskoczony witam siatkarza.
- Patryk, musimy porozmawiać. – Odpowiada wchodząc do pomieszczenia.
- Siadaj. – Zbieram pośpiesznie ciuchy z nieposłanego łóżka. – Napijesz się czegoś?
- Nie, chodź tutaj. Chciałem pogadać o Natalii. – Odparł stanowczym głosem, gdy usiadłem kontynuował. – Pokłóciliście się. Nie wiem o co poszło i chcę wtrącać się w wasze sprawy. Ale pamiętaj, że ona jest jeszcze dzieckiem i to my bierzemy za nią odpowiedzialność.
- Nie, Bartek, nie gadaj bzdur. My nic.. – Wstaje, nerwowo przeczesując włosy rękoma. – Wpadłem w spore bagno i niestety nie zdążyłem wyplątać się z niego, nim Natalia.. – Usiadłem, chowając głowę w dłoniach.
- Chyba nie zrobiłeś czegoś jeszcze głupszego! -  Krzyknął.
- Nie! Traktujesz mnie jak ostatniego zbrodniarza. Po prostu.. – Odetchnąłem by wziąć się w garść. – Natalia uważa mnie za skończonego idiotę ponieważ chciałem zbliżyć się do niej, nie zważając na fakt, że mam dziewczyną. – Wyrecytowałem jednym tchem.
- Sam sobie zasłużyłeś. No ale..
- Moment! – Przerwałem mu. – Ona też mnie okłamała. Oboje nie jesteśmy bez winy. Tylko ona uważa, że jest kimś ponad innych, nie będę teraz wokół niej skakać. Nasz drogi również szybo się spotkały jaki rozeszły. Trudno, a teraz chciałbym Cię przeprosić. – Odtworzyłem drzwi, a on nic nie mówiąc wyszedł z pokoju.

Natalia.
Następny dzień był również pochmurny co poprzedni. Wczesnym rankiem wyruszyliśmy w podróż do Warszawy. Mimo zmęczenia, wszyscy byli w dobrych humorach. Droga, która nas czekała nie należało do najdłuższych, lecz mimo wszystko stwierdziłam, że lepiej będzie spędzić ją śpiąc.
Gdy dotarliśmy na miejsce, Kuba uszczypnął mnie lekko w ramie, by oznajmić, że skończył się czas mojego leniuchowania. Staliśmy przed Okęciem, a chwile później czekaliśmy na odprawę. W samolocie zajęłam miejsce obok Bartka. Włożyłam słuchawki na uszy by się odprężyć i w spokoju przeżyć pierwszy mój lot. Ocknęłam się dopiero w chwili wylądowania samolotu. Nie wiem skąd wzięło się takie zmęczenie w moim organizmie. Mimo tego, że przespałam kilkanaście godzin, nadal byłam wyczerpana, do tego moje złe samopoczucie znalazło sobie kompankę, ostrą migrenę.
- Coś się stało? Jesteś całkiem blada. – Usłyszałam zaniepokojony głos Kubiaka.
- Nie. – Starałam się by na mojej twarzy zagościł uśmiech. – Wiesz, to mój pierwszy lot samolotem. – Dodałam łapiąc swoją torbę podręczną.
- Oj znam to. – Wtrącił się Bartek, a ja spojrzałam na niego dziękując bezgłośnie. – Chodźmy już.

Czekała nas kolejna podróż. Zaczynam rozumieć chłopaków, takie wycieczki kosztowały więcej energii niż trzygodzinne treningi. Całkowicie zignorowałam towarzyszący mi ból głowy, skupiłam się na podziwianiu miasta. Od zawsze chciałam zamieszkać we Włoszech, spędzić tu przynajmniej kilka dni. Moje marzenie się spełniło. Do tego jestem tu z ludźmi dla których coś znaczę i… i z Patrykiem.
Widok hotelowego łóżka był dla mnie zbawieniem, lekarstwem na przeszywający mnie ból. Rzuciłam się na nie wyczerpana, a niedługo potem zasnęłam.
Ocknęłam się, gdy słyszałam otwierające się drzwi. Odskoczyłam przestraszona zerkając w ich stronę. Patryk.
- Przepraszam. Nie chciałem Cię przestraszyć. – Powiedział odkładając na szafkę nocną tacę ze śniadaniem. – Jest już dosyć późno, a Ty nie schodziłaś na dół, więc postanowiłem, że sam przyjdę. Znaczy przyniosę Ci coś do jedzenia. – Odkaszlnął zdenerwowany.
Podziękowałam kiwając głową. Nie mogłam wykrztusić z siebie słowa. Sam jego widok zapierał mi dech w piersiach. Był zupełnie innym człowiekiem niż w tedy, w parku. Jego oczy były zatroskane i zaniepokojone zarazem. Niesforne jasne, jeszcze mokre włosy otuliły jego policzek.
- No tak.. – Rozejrzał się nerwowo po pokoju. – Widzę, że się nie rozpakowałaś.. pomóc Ci?
- Tak, ale potem.. – Spojrzałam na niego. – Chciałabym iść po prysznic.
- Masz racje.. – Odpowiedział po czym odwrócił się w stronę drzwi. – Jakbyś potrzebowała pomocy, mów. – Uśmiechnął się delikatnie.
- Patryk! – Krzyknęłam lekko, instyktowanie podchodząc do niego. – Nie chcę, żebyśmy w naszym towarzystwie czuli się mały dyskomfort. Myślałam, że wyjaśniliśmy sobie całą tą sytuacje.
- Natalia, nie chcę żebyśmy zostali przyjaciółmi. – Odpowiedział, a jego oczy stały się ciężkie i smutne. Nim zdążyłam się odezwać zbiegał już po schodach w stronę recepcji.
Ja też nie chcę.

**
Nie, nie napiszę, że jest to krótki rozdział. Pisałam go dłużej niż jakiekolwiek inne do tej pory. Ale w ramę zadośćuczynienia, chciałbym zamieścić fragment książki, którą studiuję aktualnie. Serdecznie polecam: Intruz - Stephenie Meyer. Tak, wiem, że jest to powieść, której ekranizacja „wchodzi” właśnie do kin. Lecz zanim ktoś wybierze się do cinemy zapraszam do przeczytanie tej książki. Dzięki temu zyskamy małe porównanie, a nasza wyobraźnia będzie mogła trochę popracować. Ta historia udowodniła mi czym jest człowieczeństwo i czy należy kierować się uczuciami, a może jednak przynależnością? Pozdrawiam.

PS. Wiem, że moje wypowiedzi to czyste monologi, lecz podczas wakacji postaram się ubarwić tą stronę dodając moje własne recenzje książek. Po cichu liczę, że do tego czasu ten blog zyska małe grono czytelników.

„Przez wszystkie te tysiąclecia ludziom nie udało się rozgryźć zagadki, jaką jest miłość. Na ile jest sprawą ciała, a na ile umysłu? Ile w niej przypadku, a ile przeznaczenia? Dlaczego związki doskonałe się rozpadają, a te pozornie niemożliwe trwają w najlepsze? Ludzie nie znaleźli odpowiedzi na te pytania i ja też ich nie znam. Miłość po prostu jest, albo jej nie ma. Mój żywiciel kochał żywiciela Curta i ta miłość przetrwała nawet wtedy, gdy umysły właścicieli zmieniły właścicieli”.
                                                                                                                                  ~  Intruz.